– To wstyd, że premier wybrany w demokratycznych wyborach pozwala sobie na takie stwierdzenie! – grzmiał prezydent Andrzej Duda. W ten sposób odniósł się on do słów, jakie premier Donald Tusk wygłosił podczas wizyty w Berlinie. Na wspólnej konferencji z kanclerzem Olafem Scholzem polski przywódca przyznał, że "w sensie formalnym, prawnym i międzynarodowym sprawa reparacji wojennych została zamknięta lata temu".
W trakcie środowej uroczystości związanej z wręczeniem odznaczeń państwowych autorom przygotowanego za czasów Prawa i Sprawiedliwości "Raportu o stratach wojennych" Duda oburzonym tonem stwierdził, iż nie wie, na jakiej podstawie Tusk oparł swoją ocenę.
Ku mojemu zdumieniu nie tak dawno premier powiedział, że od strony prawnej i formalnej sprawa jest nieaktualna. Nie wiem, na jakiej podstawie.
Wiedza o braku podstawy prawnej do domagania się przez Polskę reparacji wojennych nie jest jednak tajemna, o czym wspominaliśmy w naTemat.pl.
Czytaj także: https://natemat.pl/428572,reparacje-wojenne-od-niemiec-a-komunikat-msz-rfnKiedy w 2017 roku PiS zaczęło marzyć o zdobyciu od Niemców nawet 850 mld dolarów (w tej walucie swoje wyliczenia przedstawiał poseł Arkadiusz Mularczyk, którego na "front niemiecki" rzucił Jarosław Kaczyński), ówczesny rzecznik rządu RFN Steffen Seibert jednoznacznie odpowiedział, że "ta kwestia jest zarówno prawnie, jak i politycznie ostatecznie uregulowana".
Przypomniał on, że w świetle prawa międzynarodowego Polska skutecznie zrzekła się reperacji już w 1953 roku. Pomimo tego Polacy i tak znaleźli się w gronie narodów, którym Niemcy przez dziesiątki lat wynagradzali zbrodnie hitlerowskiej III Rzeszy. Chodzi między innymi o miliony marek, a później euro, jakie zostały przekazane ofiarom wojny w ramach odszkodowań, czy środki trafiające do Fundacji Polsko–Niemieckie Pojednanie.
Kiedy temat powrócił w Polsce, sprawie ponownie przyjrzeli się jednak eksperci powołani przez Bundestag. Przygotowano wtedy dokument zawierający szereg merytorycznych argumentów, które wskazują, iż Niemcy nie mają podstaw do podejmowania rozmów na temat reperacji dla Polski.
Czytaj także: PiS bawi się puszką Pandory. Za marzenia o reparacjach Polska może słono zapłacić
W Berlinie przede wszystkim podkreślono, że ewentualne roszczenia "utraciły moc najpóźniej 12 września 1990 roku". Czyli w dniu, w którym w Moskwie sygnowano Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec.
Potocznie jest on zwany "Traktatem 2+4", gdyż w moskiewskich negocjacjach uczestniczyły Niemcy podzielone jeszcze na RFN i NRD, oraz cztery mocarstwa alianckie z czasów II wojny światowej – USA, ZSRR, Wielka Brytania oraz Francja. Na specjalnych warunkach traktat po części negocjowała też Polska.
Już nie PRL, a wolna i demokratyczna III RP potwierdziła wówczas decyzję z 1953 roku. Jak to ujęto w ekspertyzie Bundestagu, "Polska w ramach negocjacji traktatowych co najmniej milcząco zrezygnowała z dochodzenia reparacji wojennych".
Wątpliwe, aby w obozie PiS i prezydenta Dudy nie mieli tego wszystkiego świadomości. W 2006 roku potwierdziła to przecież sama Anna Fotyga – ówczesna minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
To jej parafka widnieje pod dokumentem MSZ, w którym czytamy, iż "rząd polski wielokrotnie stwierdzał, że problem realizacji uprawnień reparacyjnych Polski od Niemiec jest zamknięty".