Komisja ds. afery wizowej szokuje mocnym zeznaniami kolejnego świadka. Były dyrektor w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Jakub Osajda powiedział wprost, jak Prawo i Sprawiedliwość chciało przykryć temat systemu wydawania wiz za łapówkę. – Politycy PiS twierdzili, że nie ma afery wizowej. Wysoka komisjo, jest wiele afer wizowych, które nakładają się na siebie, w pewnym sensie krzyżują się ze sobą – ocenił.
Reklama.
Reklama.
Kolejny świadek ws. afery wizowej sypie na PiS i Kaczyńskiego
Komisja śledcza ds. afery wizowej wezwała na świadka Jakuba Osajdę. To były dyrektor w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Miesiąc przed wyborami Prawo i Sprawiedliwość odwołało go z funkcji dyrektora biura prawnego i zarządzania zgodnością MSZ
Urzędnik podczas przesłuchania stwierdził, że mamy do czynienia "nie z jedną, a z wieloma aferami wizowymi, które nakładają i krzyżują się ze sobą". – Obok samej afery wizowej mamy do czynienia z partactwem legislacyjnym i niedopełnieniem obowiązków przez wysokich politycznych funkcjonariuszy – powiedział.
Osajda podkreślił, że jego nazwisko w ogóle nie powinno pojawić się w kontekście afery wizowej Jak stwierdził, o całym procederze dowiedział się z mediów i od osób związanych z Piotrem Wawrzykiem.
– Ja nigdy nie pracowałem ani nie miałem w zakresie właściwości żadnych kwestii wizowych, zaś o szczegółach afery wizowej dowiedziałem się z mediów wraz z opinią publiczną oraz od osób związanych z Piotrem Wawrzykiem – skomentował.
Osajda zapewnił, że posiada informacje wykazujące, że przypisywanie jego nazwiska do afery wizowej było elementem "zasłony dymnej i dezinformacji opinii publicznej".
– Byłem zainteresowany jedynie pracą urzędnika w zakresie obowiązków przypisanych do mojego stanowiska, zaznaczam, że bez żadnej mojej woli zostałem wplątany w rozgrywki polityczne na najwyższym szczeblu – powiedział.
Były dyrektor MSZ: celem sztabu PiS było, aby temat afery wizowej nie zdominował kampanii
Jak wyjaśnił urzędnik, decyzja o odwołaniu go ze stanowiska zapadła przy Nowogrodzkiej. Celem nadrzędnym obozu Jarosława Kaczyńskiego miało być wyciszenie sprawy tak, by nie zdominowała kampanii.
Osajda zeznał, że decyzje w tej sprawie zapadły konkretnie w nocy z 14 na 15 września. Kaczyńskiego miał do tego osobiście przekonać jeden z członków sztabu wyborczego partii.
– Argumentując (pomysł zwolnienia Osajdy - red.) koniecznością wskazania nazwisk celem rozpoczęcia wielkiej medialnej ofensywy MSZ i szybkiego zamknięcia ujawnionej w mediach tematu afery wizowej – skomentował.
Według świadka jednak podejmowanie podobnych decyzji w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości nie jest dla niego niczym nowym.
– Pamiętam doskonale, jak otrzymałem informacje od kierownictwa politycznego o konieczności likwidacji komisji antymobbingowej, na polityczne zlecenie – skomentował.
Od czasu odwołania Piotr Wawrzyka informowano mnie, że celem nadrzędnym sztabu PiS byłoby, aby temat afery wizowej nie zdominował kampanii wyborczej PiS. Z informacji uzyskanych od szefa gabinetu politycznego Zbigniewa Raua oraz jego małżonki, wynikało, że decyzja o zwolnieniu mnie z pracy oraz zamieszczenie mojego nazwiska w komunikacie zostało podjęte na Nowogrodzkiej.