Ekspert ocenił jak Duda i Tusk wypadli w USA: U prezydenta był chaos, przepompował balonik
Nina Nowakowska
13 marca 2024, 20:42·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 marca 2024, 20:42
We wtorek prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk spotkali się z prezydentem USA Joe Bidenem. Jak skomentował później szef rządu, choć wizyta w Waszyngtonie była przewidywalna, "osiągnął, co chciał". O tym, jak polscy przywódcy zaprezentowali się w Białym Domu, mówił w rozmowie z naTemat.pl ekspert od komunikacji niewerbalnej, Łukasz Kaca.
Reklama.
Reklama.
Prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tuskudali się z wizytą do Waszyngtonu, by wziąć udział w długo planowanym spotkaniu z prezydentem USA Joe Bidenem. Ze względów bezpieczeństwa polscy przywódcy polecieli do Waszyngtonu osobnymi samolotami. Z powodu roboczego charakteru wizyty, w podróży nie uczestniczyły małżonki polityków Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda i Małgorzata Tusk.
Jak Duda i Tusk wypadli na spotkaniu z Bidenem?
Rozmowy między przywódcami dotyczyły m.in. kwestii obronności i energetyki. Na początku spotkania polski prezydent wspomniał o potrzebie rozwijania obronności krajów NATO i rozwoju amerykańskich inwestycji w Polsce. Duda podziękował również Amerykanom i Joe Bidenowi za wysiłki na rzecz włączenia Polski do Sojuszu Atlantyckiego 25 lat temu.
Premier uderzył w nieco inne tony, skłaniając amerykańskiego prezydenta do potwierdzenia ważności art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego, który w ostatnich kampanijnych wypowiedziach podważał Donald Trump.
– W imieniu Polaków chciałbym przekazać panu przesłanie: nasz kraj jest teraz stabilną demokracją. To kraj, dla którego tak ważne jest bezpieczeństwo całego regionu – powiedział do prezydenta Bidena Tusk.
Poprosiliśmy eksperta od komunikacji niewerbalnej Łukasza Kacę, aby skomentował wtorkowe spotkanie Andrzeja Dudy, Donalda Tuska i Joe Bidena w Waszyngtonie. Jak podkreślił ekspert, w tej sprawie kluczowy jest aspekt polityczny i oczekiwania, z którymi obie strony podeszły do rozmów.
"Gra Dudy nie do końca wyszła"
– Po stronie amerykańskiej, bo tam przecież zaraz będą wybory, najważniejsze było to, żeby Polska zdeklarowała się, że będziemy chcieli kupić sprzęt, samoloty i śmigłowce. Jeśli chodzi o nas, mam wrażenie, że były trochę dwie gry. Prezydent Andrzej Duda próbował rozegrać to na siebie, ale ostatecznie okazało się, że ta gra nie do końca wyszła. Pan prezydent powiedział wcześniej, że inne kraje NATO powinny wydawać po 3 proc. na obronność i mam wrażenie, że pojechał tam po to, by uzyskać potwierdzenie, że tak powinno być – stwierdził specjalista ds. komunikacji, nawiązując do orędzia prezydenta Dudy.
Polski przywódca ogłosił wówczas, że należałoby zwiększyć poziom wydatków na obronność z 2 do 3 proc. PKB przez wszystkie państwa Sojuszu.
Łukasz Kaca odniósł się również do wczorajszego briefingu prasowego prezydenta Dudy, który odbył się około godz. 22:00 czasu polskiego. Jak zaznaczył, głowa państwa wydawała się być dosyć zestresowana.
– Było widać trochę stresu i lekkiej chaotyczności w wypowiedziach prezydenta. Odrobinę wyglądało to, jakby się spieszył, mam wrażenie, że nie był do końca przygotowany, co ma powiedzieć. I myślę sobie, że to może być połączone z tym, że prezydent bardzo mocno wszedł w ten temat wylotu do Ameryki, m.in. uruchamiając te "trzy procent", mówiąc, że on będzie rozmawiał z Republikanami. Odniosłem wczoraj wieczorem wrażenie, że nie do końca jest się tutaj czym pochwalić – wspomniał nasz rozmówca.
– Natomiast jeśli chodzi o Donalda Tuska, odnoszę wrażenie, że on wczoraj szczególnie skupił się na uzyskaniu potwierdzenia, że faktycznie Ameryka stanie za nami, a art. 5 będzie podtrzymany – dodał Kaca.
"Lokalne ironie i złośliwostki"
Ekspert docenił, że polscy przywódcy na chwilę odłożyli niesnaski i problemy między sobą. Jak przypomniał, choć między politykami pojawiały się "ironie i małe złośliwostki", były one na tyle "lokalne", że strona amerykańska raczej ich nie odczytała.
– O ile premier chciał spojrzeć na wszystko bardziej globalnie i ta dyplomatyczna presja została z jego strony wywarta, o tyle prezydent mógł nie spełnić wszystkich swoich celów, jeśli chodzi o ten wyjazd. Używając terminologii karcianej "źle zawistował", czyli źle to rozpoczął. Wczoraj było widać taką nerwowość, że chyba on trochę nie ma się jednak czym pochwalić – przyznał Łukasz Kaca.
Nasz rozmówca przeanalizował również komunikację niewerbalną obu polityków. Pod tym kątem korzystniej miał wypaść premier, który był bardziej zdystansowany.
– U prezydenta Dudy był chaos i dużo takich gestów, które nazywają się manipulatorami, np. takie pocieranie rąk, przestępowanie z nogi na nogę. Donald Tusk przez to, że nie wzbudził takich oczekiwań i u samego siebie i u rodaków, faktycznie wypadł trochę spokojniej i stabilniej – wyliczał specjalista.
"Duda przepompował ten balonik"
Według Łukasza Kacy widoczny był też rozdźwięk między narracją prezydenta a premiera. Jak zauważył, Donald Tusk wczoraj był dość twardy w słowach i podszedł do wizyty pragmatyczniej, stawiając na swój interes, czyli potwierdzenie przez Amerykanów art. 5 Traktatu północnoatlantyckiego. Z kolei narracja Andrzeja Dudy była skupiona na udowodnieniu, że relacje jego relacje ze stroną amerykańską są na świetnym poziomie.
– Te dwie narracje jeszcze silniej skontrowały obu panów, bo faktycznie premier mówił twardo i pragmatycznie, a prezydent próbował pokazać, że ma świetne relacje z Republikanami i z prezydentem, oraz że potrafi to unieść na swoich barkach w kontekście relacyjnym. Tym większy był ten rozjazd później, gdy okazało się, że Ameryka nie zareagowała zbyt optymistycznie na kwestię tych 3 proc. wydawania na obronność. Po drugie prezydent Joe Biden kategorycznie porzucił temat wysłania większej liczby żołnierzy do Polski. Myślę, że to oddziaływało na późniejsze wywiady Andrzeja Dudy, który był trochę zestresowany, ponieważ wcześniej za bardzo przepompował ten balonik – podsumował Łukasz Kaca.
– Myślę, że samo zaproszenie dla obu panów było dużą nobilitacją. W języku dyplomatycznym to pokazanie, że Polska jest już tym dobrym, strategicznym partnerem. Ale nie ma też co ukrywać. Powszechnie wiadomo, że prezydent i premier nie darzą siebie nadmierną sympatią. Jeśli coś mogło ich zestresować to, że musieli występować jako pewna jedność, bo inaczej bardzo źle by to wyglądało. Premier Donald Tusk w pewnych momentach nawet bronił Andrzeja Dudy, co na lokalnym gruncie byłoby wręcz nie do uwierzenia – wskazał specjalista.