
Adam Gomoła wreszcie zabrał głos ws. doniesień mediów o handlowaniu miejscami na listach wyborczych Trzeciej Drogi. Teraz polityk związany z Szymonem Hołownią tłumaczył się w "Faktach po Faktach", że nie złamał prawa. Stwierdził za to, że padł ofiarą "mechanizmu prowokacji", który chce ujawnić w najbliższych dniach.
Gomoła przerywa milczenie i grzmi o prowokacji. Chce ujawnić "cały mechanizm"
Adam Gomoła, według "Nowej Trybuny Opolskiej", miał być zamieszany w handel miejscami na listach Trzeciej Drogi w wyborach samorządowych. Stenogramy nagrań doprowadziły do wyrzucenia 25-letniego posła z Polski 2050.
Ten na kilka dni zapadł się pod ziemię. Teraz przerwał milczenie i w "Faktach po Faktach" zaczął tłumaczyć się z afery.
– To był dla mnie bardzo trudny okres. Dziękuję wszystkim osobom, które mnie wsparły w tych dniach. Powiem wprost. Te doniesienia i to, w jaki sposób zostały ubrane fakty, do których dotarła Nowa Trybuna Opolska, zszokowały mnie – powiedział.
– Zszokowało mnie, w jaki sposób przedstawiono te działania. Powiem od razu, że spadła na mnie i na moich bliskich taka fala hejtu, że po ludzku mnie to przytłoczyło – dodał.
Gomoła stwierdził, że do jego bliskich zaczęły docierać telefony z prośbą o dostarczenie kolejnych kompromitujących posła materiałów. Najpierw stwierdził, że były to anonimowe telefony, ale potem dodał, że był to jeden anonimowy telefon.
Resztę ofert mieli składać wysoko postawieni politycy w regionie. Nie powiedział jednak, o kogo konkretnie chodzi. – Oferty padały ze strony nawet od czołowych polityków. Jeden telefon był anonimowy, a parę było nieanonimowych. Cały mechanizm prowokacji chcę ujawnić – skomentował.
– Prowokacja polega na tym, że stenogramy to fragmenty rozmowy telefonicznej. Tak, ta rozmowa się odbyła z kandydatem, który od dłuższego czasu zdobywał moje zaufanie i namawiał mnie na rekomendację na listy wyborcze Trzeciej Drogi – wyjaśnił.
Gomoła wytłumaczył, że ta rozmowa "była częścią dłuższej dyskusji". Polityk zaczął przekonywać, że padł ofiarą spisku i zamierza udowodnić swoją niewinność. Przyznał jednak, że na ten moment nie ma wystarczających dowodów w tej sprawie.
– Polska 2050 oferowała w tych wyborach mnóstwo świeżych osób. Oczywistym jest, że żeby zyskać profesjonalny wizerunek, trzeba podpisać tego rodzaju umowy. Jeżeli one były podpisywane przed okresem kampanii, to dotyczyło to osoby prywatnej. A w czasie kampanii, to się działo poprzez komitet wyborczy. Ja mam wiedzę tylko o takich umowach – powiedział.
Gomoła zapewnił, że nie było żadnych umów z firmami consultingowymi podpisywanymi tak, żeby ominąć limity kampanijne. Jak podkreślił, ta sytuacja to nie był koniec jego politycznej kariery. – Wrócę jeszcze silniejszy – ocenił.
Dopytywany o zdanie mandatu, powiedział, że zrzeknie się immunitetu, ale nie zrezygnuje ze sprawowania mandatu. Dodał, że nie przeprosi za błędy, a jedynie za ujawnienie treści umowy między nim a firmą consultingową.
– Zobowiązuje się wobec wszystkich państwa, że zrobię wszystko, żeby wyjaśnić tę sprawę – podsumował.
O co chodzi z aferą wokół Adama Gomoły?
Jak pisaliśmy w naTemat, "Nowa Trybuna Opolska" opublikowała stenogramy nagrań, na których Gomoła miał tłumaczyć, że "jedynka" na liście wyborczej Trzeciej Drogi miała kosztować 20 tys. zł.
Miała to być kwota wpłacana na konto prywatnej firmy szefowej sztabu wyborczego, 22-letniej Barbary Łabędzkiej. "Aby uzasadnić wpłatę, przygotowano umowę, która zakładała świadczenie usług konsultingowych w zakresie wizerunku, w tym "przygotowanie raportów na temat efektów przeprowadzonych działań" – czytamy w artykule.
Portal gazety pisze jednak, że taka wpłata nie miała jednak miejsca, gdyż kandydat, który otrzymał propozycję, nie zrobił tego. Gomoła miał mimo wszystko przekonywać "to nie jest nic dziwnego (...) Myśmy jako kandydaci w wyborach parlamentarnych też takich dużo umów podpisywali".
Polska 2050 chwilę później wydała oficjalny komunikat, w którym przekazała, że poseł został zawieszony w prawach członka partii. Następnie zarząd krajowy partii podjął uchwałę, na mocy której parlamentarzysta nie jest już członkiem ani reprezentantem ruchu Szymona Hołowni.
Jeszcze pod koniec grudnia w rozmowie z Darią Różańską z naTemat powiedział: – Może to naiwne myślenie, ale to ja chciałbym zmieniać politykę, a nie chciałbym, żeby to ona zmieniała mnie. Zrobiłem sobie nawet postanowienie – napisałem list do siebie za cztery lata.
I dodał: – Myślenie, że można zostać jedynką do Sejmu za 50 tys. zł, co jest równowartością czterech miesięcy uposażenia poselskiego, jest naiwne. Gdyby to było takie proste, to myślę, że więcej osób by się decydowało na kandydowanie. Ja nie jestem super zamożny, większość życia mieszkałem w bloku.
Zobacz także
