Joanna Racewicz 14 lat temu straciła swojego męża. Paweł Janeczek zginął w tragedii smoleńskiej. Dwa dni temu dziennikarka w mediach społecznościowych wrzuciła zdjęcie, którym zasugerowała, że wzięła ślub. Teraz wytłumaczyła się, że był to żart z okazji Prima Aprilis. Jednak niewinny dowcip zamienił się w szczere wyznanie.
Reklama.
Reklama.
Niecałe czternaście lat temu poukładane życie Joanny Racewicz legło w gruzach. Katastrofa smoleńskazabrała jej najdroższą osobę, męża Pawła Janeczka. Pełnił on funkcję porucznika Biura Ochrony Rządu.
Choć od tego wydarzenia minęło już wiele lat, to nic nie jest w stanie zaleczyć rany i pustki, którą pozostawił po sobie jej ukochany. Podczas ostatniego wywiadu, którego udzieliła dziennikarka, wspomnienie o Janeczku doprowadziło ją do stanu, przez który musiała przerwać rozmowę.
Joanna Racewicz zażartowała na Prima Aprilis. Teraz tłumaczy się ze ślubu
Dwa dni temu Joanna Racewicz opublikowała zdjęcie, na którym zapozowała z tajemniczym mężczyzną. Na fotografii widać, jak dziennikarka wznosi z nim toast szampanem. "Na razie tylko tyle. Zdążyliśmy na 'R' w nazwie miesiąca. Pora uwierzyć, że wiosna niesie szczęście" – napisała dziennikarka, sugerując, że wzięła ślub.
Pod postem wylała się fala komentarzy. Fani natychmiastowo ruszyli z gratulacjami i życzeniami szczęścia. "Gratulację Pani Joanno, bardzo się cieszę. Spełniajcie się każdego dnia"; "Najważniejsze, choć do tego 'R' podchodziłabym raczej z przymrużeniem oka"; "Szczęścia i słońca w życiu ponad wszystko. Żyje się raz, ale jak o ten 'raz' się zadba, nie trzeba więcej"; "Mnóstwo miłości kochana, Janeczek czuwa" – pisali internauci.
Jednak nie trzeba było długo czekać, żeby poznać prawdę o zaskakującym zdjęciu. Dwa dni później Racewicz opublikowała kolejny wpis, w którym zdradziła, że fotografia była żartem prima aprilis'owym. Choć dziennikarka była pewna, że dowcip od razu zostanie rozpoznany, to dla jej fanów nie było to wcale tak oczywiste. Teraz pospieszyła z wyjaśnieniami.
"Nie było białej sukienki, obrączek ani toastu. Tylko świąteczne spotkanie z przyjaciółmi
i seria zdjęć, których kilka teraz dołączam. 'Primaaprilisowy' pomysł był spontaniczny. Czekaliśmy na Wasz śmiech. Data zobowiązuje" – tłumaczyła Racewicz, podkreślając, że była podpowiedź. Zdjęcia różniły się drobiazgami: były dwie różne kobiece dłonie, na jednej brakowało biżuterii, różnił się nawet kolor paznokci.
Jak się okazało, niewinny żart przerodził się w szczere do bólu wyznanie. "Tymczasem posypały się życzenia, gratulacje. Dziękuję za wszystkie. Cudne, zaskakujące,
poruszające, prawdziwe, wspaniałe, czułe. Obudziły bardzo dawno zapomnianą tęsknotę za tym, żeby (ten) żart okazał się jednak prawdą. Nie sądziłam, że tak wiele osób życzy mu ślubu" – kontynuowała.
"Kiedyś (może) tak. Teraz (jeszcze) nie. Bardzo dziękuję Wam za morze ciepła. Chciałabym, by dobre słowa ze mną zostały, wyprzedziły rzeczywistość. To ponoć możliwe" – dodała po chwili.
Kończąc swoje wyjaśnienia Joanna Racewicz nawiązała do jednego zdania, które wskazała jako prawdziwe. Tym razem ponownie zdecydowała się wspomnieć o tragicznych wydarzeniach sprzed 14 lat, nawiązując do piosenki "Wiosna przyjdzie i tak" Kayah.
"Na razie prawdziwe pozostaje tylko zdanie: 'Pora uwierzyć, że wiosna niesie szczęście'. Zwykle odbierała. Kwiecień w szczególności. Przypomniała mi się Kayah: 'Chociaż runął ci świat, wiosna przyjdzie i tak. Jeśli zrobiłeś błąd, to cię młodość rozgrzeszy. Jeśli przestałeś już wierzyć w to, czas uczy nadziei'. Mnie 'młodość' już nie rozgrzeszy. Więc dojrzałość niech będzie nadzieją. Dziękuję. Przepraszam. Kocham" – podsumowała Joanna Racewicz.