Jan Rokita po przejściu na polityczną emeryturę wycofał się z życia publicznego. Dzięki odprawie z "Dziennika" nic już nie musi. Zgodził się na udzielenie wywiadu rzeki Robertowi Krasowskiemu. Odmówił jednak udziału w promocji "Anatomii przypadku" – nie chce brać udziału w spotkaniach autorskich, rozmawiać z dziennikarzami i udzielać się w mediach. Po co więc zgodził się na książkę? I dlaczego zupełnie odciął się od polityki?
Jan Rokita – niedoszły "premier z Krakowa", potężny szef Urzędu Rady Ministrów, medialna gwiazda komisji rywinowskiej, jeden z liderów Platformy Obywatelskiej i były polityk. Dziś zupełnie nieobecny w mediach – nie udziela wywiadów, czasami można tylko przeczytać jego artykuł w niszowym czasopiśmie (kilka miesięcy temu napisał do kwartalnika "Rzeczy Wspólne"). Po tym, gdy w 2007 roku Rokita odszedł z polityki, przez niemal rok jego felietony można było czytać w "Dzienniku" – wziął nawet udział w kampanii reklamowej dziennika. Kiedy tytuł przejęło wydawnictwo Infor, Rokitę zwolniono.
Jednak nie odszedł z pustymi rękoma, bo według relacji przysługiwała mu odprawa w wysokości półtorarocznych zarobków, czyli około 600 tysięcy złotych. Dzięki tym pieniądzom Rokita może wieść spokojne życie emeryta. Przez to stał się zupełnie niedostępny dla mediów. Nie pomogła też fatalna wizerunkowo sprawa z usunięciem z samolotu Lufthansy. Rokitę ukarano grzywną, której nie chciał zapłacić, a w rezultacie wydano na niego nakaz zatrzymania.
Od tego momentu były polityk niemal nie pojawia się publicznie. Z rzadka udziela wywiadów. W zeszłym roku można było przeczytać rozmowy z nim w portalu Onet.pl czy w "Uważam Rze" (a zgodził się na wywiad pewnie tylko dzięki znajomości z Michałem Karnowskim, który był współautorem wywiadu-rzeki z nim).
Kiedy pojawiła się informacja, że Rokita wyda książkę, liczono na większą aktywność politycznego emeryta. Jak dowiadujemy się, współpraca z Wydawnictwem Czerwone i Czarne przebiegała dobrze. – Rokita zgodził się chętnie, bo widział to jako szansę na utrwalenie swojego politycznego dziedzictwa – informuje nasz rozmówca.
Jednak później Rokita zupełnie się wycofał – nie chce brać udziału w spotkaniach autorskich, nie udziela wywiadów ani nie przyjmuje zaproszeń do porannych programów śniadaniowych. – Im o książce głośniej, tym lepiej się ona sprzedaje, a autorzy zarabiają przecież na tantiemach. Nie wiem dlaczego nie che się angażować w promocję – dziwi się pracownik wydawnictwa. Braku zaangażowania Rokity nie chce komentować Robert Krasowski, szef wydawnictwa i autor książki.
W telewizji lub radiu Rokity już się nie spotka. – Po tym, jak Rokita odwrócił się od polityki, a polityka od niego, udało mi się go zaprosić do programu raz czy dwa – wspomina Konrad Piasecki, prowadzący "Kontrwywiad RMF FM" i "Piaskiem po oczach" w TVN24". – To było w czasie, kiedy współpracował z dziennikiem, albo nawet wcześniej. Później, kiedy pisałem do niego maila, zawsze odpowiadał, ale nie przyjmował zaproszenia. Kiedy mieszkał w Toskanii, rozmawialiśmy o winach i pięknie tamtejszej architektury, ale już nie o polityce – relacjonuje dziennikarz.
Piasecki ocenia, że w tej chwili Rokita nie próbuje wrócić do polityki, więc publiczne wystąpienia i przypominanie o sobie opinii publicznej nie są mu do niczego potrzebne. – Wydaje mi się, że Rokita nie czuje potrzeby zaistnienia w mediach. Nie widzi dla siebie szansy na powrót do czynnej polityki, nie ma ambicji wpływania na rzeczywistość polityczną – pytanie też, czy wywiadami można to zrobić, nie chce ujawniać jakichś pikantnych szczegółów z okresu PO, więc nie udziela się w mediach. Teraz pracuje intelektualnie, czyta sporo i nie czuje potrzeby udzielania się w mediach – tłumaczy Piasecki.
Zdaniem dziennikarza wycofanie się Rokity to nie wynik jego trudnego charakteru, ale braku motywacji do przejawiania aktywności w mediach. – Wydaje mi się, że Rokita – w przeciwieństwie do innych polityków – się na mnie nie obraził. Zawsze miałem z nim dobry kontakt. Wydaje mi się, że publiczne spotkania to coś, na czym mu teraz nie zależy i czego on nie potrzebuje – podejrzewa Konrad Piasecki.
Rokita to bez wątpienia człowiek niepokorny. Nie chciał na przykład poprzeć Jacka Kuronia, który był kandydatem jego partii na prezydenta i otwarcie kontestował ten wybór. Co innego jednak niezgadzanie się z politycznymi decyzjami większości, a co innego rozchwianie i zgadzanie się na udział w projekcie, od którego później się odwraca.