Polska szkoła to nie tylko miejsce nauki, ale i budowania relacji. Tu, niestety, wciąż mamy do czynienia z poważnymi problemami. W wielu placówkach atmosfera cały czas pozostawia wiele do życzenia. Mówią nam o tym zarówno uczniowie, jak i nauczyciele. "Byłam traktowana gorzej. Nauczyciele po prostu nie rozumieli, o co mi chodzi", "U uczniów najbardziej widać butne zachowanie. To często brak jakiekolwiek współpracy" – słyszymy. Pedagodzy zaznaczają jednak, że problemy wśród nastolatków to nie wina młodzieży.
Reklama.
Reklama.
Polska szkoła to plac boju, pokazujący, jak bardzo nadwyrężony jest system edukacji. Widzimy tu między innymi problemy w relacjach między młodzieżą a nauczycielami.
Sprawa poniosła się echem po Polsce, wywołując lawinę komentarzy. Ostatecznie polonistka została zwolniona, a młodzież z zagrożeniami otrzymała klasyfikację do następnej klasy.
Uczniowie, których pytam o to zdarzenie, zaskoczeni jednak nie są. – Kompletnie nie zdziwiły mnie doniesienia o tym wypracowaniu – mówi 19-letnia Ania, absolwentka jednego z warszawskich liceów.
I dodaje: – Zawsze miałam problem, żeby zaufać nauczycielowi. Na samym początku klasy maturalnej nauczyciel WOS zadał nam wypracowanie. Mieliśmy porównać jakieś systemy sprawowania władzy wykonawczej. Kompletnie nie ogarniałam tego przedmiotu. Nie mam pojęcia, co w ogóle robiłam w klasie z rozszerzoną wiedzą o społeczeństwie. Poprosiłam kolegę, żeby napisał to za mnie.
– Nasze prace były niemal identyczne. Moja była napisana nieco gorzej, żeby nauczyciel się nie zorientował. Jaki był efekt? Ja dostałam 5, a on 1. Wybuchła z tego taka afera, że koniec końców unieważniono oceny z tego wypracowania całej klasie – opisuje.
Przypadek Nowego Sącza zainspirował mnie, żeby zapytać uczniów o to, co boli ich w postawie nauczycieli. O to samo zapytałem też pedagogów. Oto co usłyszałem.
Uczniowie o nauczycielach: "Miałem poczucie ogromnego niezrozumienia. Byłem traktowany gorzej"
– Miałam poczucie ogromnego niezrozumienia i niechęci poznania mojej perspektywy jako uczennicy i po prostu drugiego człowieka – mówi mi 17-letnia Kasia uczęszczająca do jednej ze szkół średnich w małej miejscowości w Łódzkiem.
– Bardzo często, kiedy miałam groszy dzień, nauczyciele mieli do mnie pretensje. Byli oceniający. Po prostu nie rozumieli, o co mi chodzi. Trudno było otrzymać jakieś wsparcie od osób, które powinny je przynajmniej w małym stopniu zapewnić – dodaje.
Kasia jako przykład podaje podejście niektórych pedagogów do swojej choroby. 17-latka zmaga się bowiem z cukrzycą. – Kiedy przez chorobę musiałam wyjść z klasy na przykład w czasie kartkówki, słyszałam, że próbuję się wywinąć. Regularnie pojawiały się pretensje w moim kierunku – wyjaśnia.
18-letni Adam jest w trakcie pisania matur. Uczeń jednej z rzeszowskich szkół średnich twierdzi, że część nauczycieli zbyt mocno naciska na uczniów.
– Dla mnie najgorszy w niektórych nauczycielach jest brak zrozumienia uczniów. Naciskają na dobre wyniki, co jest zrozumiałe, bo chcą, żebyśmy poradzili sobie na egzaminach, ale czasami naciskają za bardzo – mówi.
Kolejna kwestia to wyznaczanie wartości ucznia poprzez jego wyniki w nauce. – Ocena stanowi, kto kim w tym systemie jest. Czuję, że jeżeli dostanę gorszą ocenę, to jestem porażką w ich oczach – komentuje.
"Naprawdę nie wiem, któremu nauczycielowi można ufać"
– Niektórzy nie biorą pod uwagę, co kogo motywuje. Zamiast tego wpiszą ci jedynkę, bo "to cię zmotywuje, żebyś się poprawiła". Czasami nauczyciele myślą, że gorszy wynik świadczy o niechęci do niego personalnie, kiedy faktycznie na wynik może wpłynąć samopoczucie czy aspekty całkowicie pozaszkolne – podsumowuje.
17-letnią Paulinę najbardziej boli brak zaufania do kadry pedagogicznej. – Naprawdę nie wiem, któremu nauczycielowi można ufać. W naszej klasie często szukaliśmy pedagoga do rozmowy o naszych problemach, czy odczuciach. Zawsze kończyło się tak, że niedługo później cały pokój nauczycielski huczał o tym, z czego się zwierzyliśmy – mówi.
To prowadziło do konfliktów na linii uczniowie-nauczyciele. Paulina tłumaczy bowiem, że pedagodzy nie byli zainteresowani rozwiązaniem problemu, a tym, że uczniom w ogóle mogło się coś nie podobać w podejściu kadry.
– Najgorzej było, gdy uczeń zwierzył się z naprawdę intymnych problemów, żeby potem dowiedzieć się, że to, co powiedział, dotarło z gabinetu pedagoga do pokoju nauczycielskiego, a następnie do innych uczniów. Takie "sensacje" wytworzone z rozmów, które miały być poufne, powodują niechęć i brak zaufania w każdym innym aspekcie szkolnictwa – komentuje.
Z kolei Marysia uczęszcza do szkoły w Kielcach. 17-latka krótko wyliczyła, co najbardziej boli ją w postawie niektórych nauczycieli.
– Zawsze denerwuje mnie trwanie i tkwienie w schematach, które nauczyciele uważają za jedyne prawidłowe. Nie dają mi żadnej przestrzeni do bycia kreatywnym i wyrażania siebie – zaczyna.
I dodaje: – Każdy nauczyciel traktuje swój przedmiot jako najważniejszy. Co z tego, że mam wybrane rozszerzenia maturalne i to jest dla mnie priorytet. Ich lekcje są najważniejsze i koniec dyskusji. Irytuje mnie potrzeba niektórych do udowodnienia uczniom swojej pozycji i przewagi. No i oczywiście faworyzacja. Zawsze jest jakiś ulubieniec pedagoga, który ma łatwiej.
"Może to dziwne, że mówi to nauczyciel, ale to my jesteśmy odpowiedzialni za zachowanie uczniów"
Problemów polskiej szkoły nie da się jednak sprowadzić tylko do doświadczeń młodzieży. Nauczyciele również mówią nam, jak z ich perspektywy wygląda współpraca z młodymi ludźmi.
Bartek od wielu lat pracuje jako nauczyciel w Warszawie. Doświadczenie miał zarówno z uczniami ze szkół podstawowych, jak i z tymi ze szkół średnich. Gdy opowiadam o relacjach ze strony uczniów, słyszę: – Może to dziwne, że mówi to nauczyciel, ale to my jesteśmy odpowiedzialni za zachowanie uczniów.
I dodaje: – Nie widzę winy w tych dzieciach, tylko w braku reakcji osób dorosłych na wcześniejszych etapach. W samej naturze dzieci nie ma winy, że zachowują się w określony sposób. To odpowiedzialność albo rodziców, albo nauczycieli, którzy ignorowali alarmujące sytuacje po stronie uczniów.
Jak wyjaśnia, trudności u dzieci w starszym wieku dotyczą często osób, które miały złe doświadczenia z nauczycielami. – One często się wycofują z kontaktu, bo nauczyciel w przeszłości go ignorował. Nie dał mu głosu. Oczywiście pojawiają się pyskówki, korzystanie z telefonu podczas zajęć. Ale na relacje się pracuje – mówi.
– Ale jeśli ja rozmawiam z rodzicem i mówię, że jest problem z dzieckiem, że dziecko jest agresywne, albo jest zdekoncentrowane, a on mnie ignoruje, to ten problem rośnie. Potem na pewnym etapie on jest zbyt duży. Kiedy dziecko ma 15 lat to trudno to przeskoczyć – podsumowuje.
"Rodzice nie chcą współpracować z nauczycielami. Jak ognia unikają zaangażowania"
Małgorzata od prawie 20 lat naucza polskiego w jednej z mazowieckich szkół. Pytana o uwagi kierowane przez młodzież, zauważa, że prawdziwym problemem jest nie nauczyciel, a system edukacji.
– W polskiej publicznej szkole, gdzie w jednej klasie znajduje się ponad 30 dzieci, żaden nauczyciel nie da rady pochylić się nad poszczególnym uczniem z należną mu uwagą – mówi i od razu zwraca uwagę na postawę rodziców: – Rodzice często pozostawiają dzieci same sobie. Zupełnie nie interesują się ich życiem w szkole.
Jako przykład podaje, że są rodzice, którzy przez wiele miesięcy potrafią nie zaglądać do elektronicznego dziennika. Jak podkreśla, nieobecni opiekunowie ujawniają się jednak na koniec roku szkolnego.
– Jeśli uczniowi grozi ocena niedostateczna, uaktywniają się na ostatnią chwilę. Często na dzień, dwa przed wystawieniem ocen pojawiają się prośby, roszczenia, a czasami nawet groźby. Często też od razu idą ze skargą do kuratorium – opisuje.
Według Małgorzaty problem po stronie rodziców polega na niezrozumieniu rzeczywistości szkolnej. – Wydaje im się, że hasła indywidualizacji nauczania są możliwe do spełnienia – ocenia.
I dodaje: – Rodzice nie chcą współpracować z nauczycielami. Jak ognia unikają zaangażowania się przynajmniej w pracę Rady Rodziców.
Małgorzata stwierdza, że parcie na oceny wynika przede wszystkim z podejścia rodziców.
– To oni wymuszają ma uczniach walkę o stopnie i uznają je za wyznacznik wartości. Przez to młodzi ludzie uczą się dla ocen i czasem bardzo dramatycznie przeżywają swoje porażki. Taka postawa zazwyczaj wyniesiona jest z domu, chociaż niestety również niektóre szkoły ją promują – podsumowuje.
Maria od wielu lat jest wychowawczynią w szkole średniej na południu Mazowsza. Pytana o problemy z uczniami, wylicza z miejsca: – Nagminne opuszczanie zajęć, uzależnienie od nośników informacji, nietolerancja wobec innych uczniów z powodu orientacji, sposobu bycia, spektrum autyzmu, czy problemów ze zdrowiem psychicznym.
Zacznijmy od opuszczania zajęć. – Nauczyciel formalnie nie posiada narzędzi aby egzekwować uczęszczanie na zajęcia. Obniżanie ocen z zachowania nie robi w tych czasach już na nikim wrażenia – mówi i dodaje, że opuszczanie zajęć odbywa się często za zgodą rodziców.
Przykładowo – Rodzice zaplanowali we wrześniu wyjazd rodzinny. Z tego względu z góry usprawiedliwiają nieobecność dziecka i... znikają.
W przypadku uzależnienia od telefonu, sprawa jest stara jak świat. Nauczyciel bowiem nie może odebrać dziecku urządzenia. W zasadzie nie może nic, by zmusić dziecko do odłożenia smartfona.
Jedną z ważniejszych kwestii jest – jak mówi Maria – "upadek autorytetu nauczyciela". Winni? – Często to zjawisko potęgują roszczeniowi rodzice. To obecnie utrapienie nauczycieli. Podważana jest każda ocena. Nauczyciel jest krytykowany za każdą decyzję, a to wpływa na postrzeganie pedagoga przez ucznia – mówi.
Pozostając przy ocenach, Maria zauważa, że kwestia parcia na stopnie w dużej mierze wynika z wysokich oczekiwań rodziców. Tymczasem, obecna podstawa programowa jest przeładowana.
– To prowadzi do zaburzeń: stany lękowe, depresje, problemy w komunikacji z rówieśnikami, a także konflikty w rodzinie – wylicza.
Do niepokojących zachowań dochodzi także na linii uczeń-uczeń. Tu chodzi o kwestie przemocy i wyśmiewania. – Przez to uczniowie odmawiają uczęszczania na zajęcia. Mają problemy ze zdrowiem psychicznym. Często zwykłe zajęcia wychowawcze są niewystarczające, aby te zjawiska niwelować. Trzeba sięgać po pomoc psychologa szkolnego, pedagoga – opisuje.
"Brak jakiejkolwiek współpracy. Kompletny bunt"
– Problemy wychowawcze zdarzają się w każdej szkole. To jest związane z niedojrzałością młodzieży. Kiedy młodzi wchodzą do szkoły średniej, wchodzą do większego świata, który wymaga od nich większej samodzielności – mówi Barbara, dyrektorka jednej z podwarszawskich szkół średnich.
I dodaje: – Bardzo widoczne są braki wzorców ze strony rodziny. Ta młodzież często jest nieprzystosowana do tej samodzielności. To rodzi konflikty, a nawet zachowania agresywne.
Dyrektorka tłumaczy, że jedną z przyczyn problemów z uczniami w szkołach średnich jest fakt, że świeżo po zmianie środowiska chcą umocnić swoją pozycję. – Dlatego widzimy butne, niekiedy aroganckie zachowania. Najbardziej uwidocznione są zachowania ryzykowne i agresywne – tłumaczy.
O jakiej agresji mówimy? – Między uczniami dochodzi do przepychanek, kierowania gróźb, ale też do agresji fizycznej. W stosunku do nauczycieli widać najbardziej butne zachowanie. To często brak jakiekolwiek współpracy. Kompletny bunt – wylicza.
Dyrektorka zauważa, że kadra pedagogiczna często nie ma narzędzi do rozwiązania problemu. – Bezradność to dobre słowo. Nauczyciele często czują się bezradni. Ale to dlatego, że dzisiejsza szkoła wciąż nie otworzyła się na wychowanie młodzieży i nauczanie kompetencji społecznych – komentuje.
Barbara zwraca jednak także uwagę na postawę niektórych nauczycieli. – Część nauczycieli ma stereotypowe podejście do uczniów. Myślą, że mają po prostu nauczyć. To jest błąd. Zawsze staram się przekazać nauczycielom, że lepiej "zarwać" kawałek lekcji na rzecz kształtowania dobrych postaw – podsumowuje.