Wielu z nich to samotni ludzie. Za to potrafią zachwycić rozmową. Można ich spotkać na gejowskich aplikacjach randkowych. Jedni szukają tam tylko wrażeń, a drudzy – bratniej duszy. Część trawi silny wewnętrzny konflikt, inni najwyraźniej pogodzili się ze swoją orientacją. O homoseksualnych księżach opowiedzieli mi geje, którzy się z nimi spotykają.
Reklama.
Reklama.
– Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska, chcąca opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie czerwona, ale tęczowa – mówił w 2019 roku metropolita krakowski, abp Marek Jędraszewski.
Nie jest tajemnicą, że Kościół katolicki dawno przestał ogarniać otaczający nas świat. Hierarchowie nie rozumieją, że wśród nich także są homoseksualni duchowni. Co więcej, prowadzą normalne życie – tak jak każdy inny człowiek.
"W czasie Dni Młodzieży na Grindrze było mnóstwo księży"
Światowe Dni Młodzieży - Kraków 2016 rok. 2 mln pielgrzymów z całego świata w dawnej stolicy Polski. Wielkie międzynarodowe święto wspólnoty religijnej w bastionie wspomnianego abpa Jędraszewskiego. To on 3 lata później uraczy nas słowami o "tęczowej zarazie".
– W tym czasie na Grindrze było mnóstwo zarówno polskich, jak i zagranicznych księży-gejów. Gościli też w gejowskich lokalach. I to w takich jak Ciemnia czy Blue XL – mówi mi Marek, użytkownik popularnej aplikacji randkowej z Krakowa.
Gdy dopytuję go o kontakty z duchownymi, tłumaczy, że wtedy w większości byli to księża w wieku od 30 do 35 lat. W rozmowach sami przyznawali, jaki zawód wykonują. Bawiło go, że musieli przerywać wymianę wiadomości, bo trwała msza, albo inne wydarzenie związane ze spotkaniami młodych katolików.
Marek wyjaśnia, że wtedy na aplikacjach randkowych duchownych-gejów łączyły podobne postawy.
– Nie publikowali zdjęć profilowych. A jeśli już, to nie były to zdjęcia twarzy, a na przykład fragmentu klatki piersiowej. Zanim pokazali się w wiadomości prywatnej, absolutnie wszyscy zaznaczali, że bardzo zależy im na dyskrecji – opisuje.
I dodaje: – Ale na żywo, w klubach niespecjalnie się wstydzili. Jasno mówili, czym się zajmują, zagadywali. Niektórzy szukali po prostu kogoś do rozmowy, a inni szukali "wrażeń na afterze".
Marek wyjaśnia, że nie odniósł wrażenia, by duchowni wstydzili się siebie we własnym gronie. Jego zdaniem raczej obawiali się, że ich orientacja wyjdzie "na zewnątrz". – Robili z tego tajemnicę poliszynela – tłumaczy.
Co ciekawe, mój rozmówca zauważa różnicę w zachowaniu duchownych na żywo i na aplikacji randkowej. – W klubach byli jak każdy inny. No może pili trochę więcej i wychodzili z imprezy wcześniej niż towarzystwo – mówi.
I dodaje: – A na Grindrze było widać, że są nadaktywni. Potrafili wysyłać po kilka, a niektórzy nawet kilkanaście wiadomości ciągiem. Ale nie da się powiedzieć, że wszyscy mieli jedną intencję. U niektórych chodziło o seks, u niektórych o randkę, a jeszcze u innych o zwykłą rozmowę.
Marek podkreśla, że ma negatywny stosunek do Kościoła, ale nie ocenia ani gorzej, ani lepiej duchownych-gejów. – Homoseksualizm części z nich mnie nie zaskakuje i nie wpływa na moje postrzeganie instytucji – podsumowuje.
"Mówili, że z naturą ludzką nie wygrasz"
Paweł pracuje w jednym z kościołów na Mazowszu. Aktywny posiadacz Grindra przyznaje, że miał kontakt z homoseksualnymi duchownymi. Dziwi go moje niedowierzanie. Mówi, że księża-geje to nic nadzwyczajnego. I podobnie jak Marek tłumaczy, że nie da się tej grupy generalizować.
– Oni prowadzą takie samo życie jak świeccy geje. Też odniosłem wrażenie, że część z nich jest bardziej pobudzona, ale nie powiedziałbym, że odbiegają od normy – mówi i od razu wyróżnia dwie grupy: – Tak jak inni geje, jedni szukali rozmowy, a drudzy wrażeń.
I dodaje: – Zresztą poznawałem ich nie tylko przez aplikacje randkowe. Wiele lat pracowałem u proboszcza, który był gejem. Sam mi o tym powiedział.
I znowu – ksiądz-gej w homofobicznej strukturze. Jak tłumaczą ten kontrast? – Ci, z którymi ja miałem kontakt, mówili po prostu, że "z naturą ludzką nie wygrasz" – opisuje Paweł.
– Ale spotkałem się też z dłuższymi tłumaczeniami, że Biblia była pisana tak dawno temu, że nie da się jej w pełni przełożyć na nasze czasy. Zdają sobie sprawę, że działają wbrew Kościołowi, jednak sami siebie tłumaczą na swój sposób. Nie mnie to oceniać – opisuje.
"Czułem, że toczy wewnętrzny konflikt"
Damian pochodzi z Dolnego Śląska. Jak mówi, w swoim życiu trzy razy spotkał się z homoseksualnymi księżmi. Pierwsze takie doświadczenie przeżył w wieku 25 lat.
– Nic z tego nie wyszło. To był starszy facet i to w dodatku strasznie konserwatywny. Pamiętam, że bardzo się kłóciliśmy o aborcje. Nie wiem, na ile cierpiał z samotności, ale faktycznie był dość pobudzony – mówi.
– Był niesamowicie prawicowy, ale nie przeszkadzało mu to być czynnym seksualnie gejem. Czułem od niego, że toczy wewnętrzny konflikt – dodaje.
7 lat później Damian poznał kolejnego duchownego. – Sprawiał wrażenie osoby, która chciałaby się z kimś związać, ale żyje z samym sobą w dziwnej relacji. Miałem wrażenie, że bał się swojego cienia. Na początku bardzo nie chciał wysłać mi zdjęcia na Grindrze. A gdy już namówiłem go na spotkanie, zgodził się, ale napierał, by zobaczyć się w bardzo nieuczęszczanym miejscu – mówi.
Damian miał też okazję poznać trzeciego homoseksualnego księdza, który równolegle pracował jako psycholog dziecięcy. – On nie szukał wrażeń. Bardzo brakowało mu tego, żeby się do kogoś przytulić. Szukał bratniej duszy. Kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać – przyznaje.
Wszystkich tych duchownych łączyła silna potrzeba ukrywania się. W przeciwieństwie do poprzednich rozmówców, Damiana wyraźnie irytuje ich postawa. Na samym początku rozmowy ze mną zaznacza, że uważa to za hipokryzję.
– Ja muszę ponosić konsekwencje bycia gejem. Moi przyjaciele cierpią przez homofobię i brak akceptacji. Mierzą się z depresją. Czasami nawet z myślami samobójczymi. A Kościół wyskakuje z tekstami o tęczowej zarazie. Równolegle homoseksualni księża żyją świetnie poukrywani, chronieni przez swoją organizację. A nas kto ochroni? – pyta.
"Facet naprawdę miał gadane"
– Kiedy do mnie już dotarło, co się dzieje, że umówiłem się z księdzem, to zdębiałem – opowiada Darek z Pomorza. Tłumaczy, że kilka lat temu na Grindrze napisał do niego użytkownik z kompletnie pustym profilem.
Nie było na nim żadnego zdjęcia, opisu, imienia, czy wieku. – Nigdy nie odpowiadam na wiadomości od takich kont, ale facet naprawdę miał gadane. Nasze rozmowy ciągnęły się godzinami. Taka umiejętność ciekawej rozmowy o wszystkim i o niczym to bardzo w stylu księży – mówi.
Darek w trakcie wymiany wiadomości próbował skłonić osobę po drugiej stronie telefonu, by się pokazała. – Kategorycznie odmawiał wysłania zdjęcia. Tłumaczył, że się nie wyoutował, że się obawia, potrzebuje dyskrecji. Dlatego nie zakładałem żadnego spotkania z nim – dodaje.
Ale później panowie zaczęli pisać ze sobą na innym komunikatorze i w końcu postanowili do siebie zadzwonić. – Miał bardzo spokojny głos. W rozmowie telefonicznej był równie dobry, jak w pisaniu – ocenia.
W końcu Darek się zauroczył. Po trzech tygodniach rozmów dał namówić się na spotkanie. – Teraz uważam, że to była absurdalna i głupia decyzja – zaznacza.
I dodaje: – Umówiliśmy się w godzinach wieczornych. On podjechał samochodem, ubrany cały na czarno. W końcu do mnie dotarło, że umówiłem się z księdzem. Po prostu zdębiałem.
Darek razem z księdzem pojechali do parku. Tam znów odbyli bardzo długą rozmowę. O czym? – Opowiadał dużo o sobie, o tym, w jakiej parafii pracuje. Nie był z okolicy. Zanim się spotkaliśmy, nawet nie wiedziałem, jak ma na imię – relacjonuje.
– W każdym razie można było zauważyć, że jest gejem pełną gębą. A z drugiej strony widziałem, że to w sobie dusi. Próbował się usprawiedliwiać. Ale powiedział też, że miał wcześniej partnerów. Nawet kilkuletnie związki. Ale kończyło się rozstaniem, bo Bóg był dla niego ważniejszy – podsumowuje.
"Z Kościołem katolickim jest jak z PiS. Co innego na zewnątrz, a co innego w środku"
Jak to się dzieje, że geje trafiają do duchowieństwa? Skontaktowałem się z Piotrem, który opowiedział mi o swoich doświadczeniach z seminarium w północnej części Polski. – Z Kościołem katolickim jest jak z PiS. Co innego na zewnątrz, a co innego w środku – żartuje.
– Ten homoseksualizm to była taka tajemnica poliszynela. Każdy wiedział, ale w grupie nikt o tym nie rozmawiał – mówi i od razu dodaje: – Ale to nie było tak, że ludzie szli do duchowieństwa, żeby się schować, ukryć lub dlatego, że wiedzieli, że "tam są nasi".
Przyznał, że był podrywany przez jednego z kleryków. – Potrafił mnie złapać za kolanko. Niektórzy panowie byli tacy bardzo delikatni. Potrafili zagadać, próbować flirtować. Potem w tej atmosferze siedzenia w zamkniętym miejscu wśród samych mężczyzn zastanawiasz się, czy osoba, z którą rozmawiasz, lubi cię "w inny sposób" – opisuje.
Temat, z którym się zgłosiłem do Piotra, również nie jest mu obcy. – W ogóle mnie nie zdziwiło, gdy pierwszy raz zorientowałem się, że w seminarium się geje – mówi.
– Na pewno niektórzy byli takimi zagorzałymi katolikami, którym to przeszkadzało. Tacy samcy alfa, ale jakoś specjalnie nie protestowali. Oni akurat romansowali z kobietami. Można było nawet wziąć dziekankę, żeby się zastanowić, czy wybierają kobietę, czy powołanie – dodaje.
W czasie rozmowy tłumaczy mi, że czasami do homoseksualnych kontaktów dochodziło nie dlatego, że ktoś był zadeklarowanym gejem. – Tam siedziałeś na budzie, w zamknięciu, trochę jak w więzieniu. Mówiąc wprost: po prostu pojawiało się ciśnienie – opisuje.
"Szczególnie ciężko mieli ci wrażliwsi"
To jednak nie tylko kwestia przeżyć seksualnych. – Znam też takie przypadki relacji romantycznych, które przetrwały seminarium. Przykładowo: dwóch chłopaków. Nocowali u siebie non stop, nie odstępowali siebie na krok. Oficjalnie nazywało się ich "najlepszymi przyjaciółmi", a wśród nas każdy wiedział, jak jest – przyznaje.
Piotrek tłumaczy mi, że niektórzy w seminarium mieli pojedyncze pokoje. A im mniejsze pokoje, tym łatwiej było o "spotkanie" wieczorem.
Tu również pojawia się wątek samotność. Cierpieli na nią prawie wszyscy, bez względu na orientację. – Seminarium jest specyficzne. Tam problemy z samotnością pojawiały się cały czas. Te rozterki były nagminne. Jedni dopasowywali się do tego stylu, ale wielu to bolało. Samotność była tam na pewno. Szczególnie ciężko mieli ci wrażliwsi – podsumowuje.
"Tu nie ma rozwiązania. Dla nich odejście z Kościoła jest nie do pomyślenia"
W czasie przygotowywania materiału natrafiłem też na takie głosy: "Tak, trafiłem kiedyś na księdza-geja, ale od razu mu odmówiłem. To nie dla mnie", "Dwa razy mi się zdarzyło, że duchowny do mnie napisał, ale to nie dla mnie, to hipokryzja", "Tak, raz się odezwał. Na zdjęciu zobaczyłem koloratkę, więc spasowałem".
Przyznam szczerze – ciężko było mi uwierzyć, że tyle osób miało doświadczenia i kontakty z homoseksualnymi duchownymi. Zacząłem omawiać ten temat w gronie najbliższych znajomych. W trakcie jednej z rozmów dowiedziałem się, że nawet mój kolega żył w związku z księdzem. I to przez kilka lat.
Wtedy zrozumiałem, że księża-geje to nie marginalne zjawisko. Są wśród nas, a Kościół katolicki doskonale ich maskuje.
O tym postanowiłem porozmawiać też z o. Janem Gołąbiewskim ze Zgromadzenia Braci Miłosiernej Miłości Bożej, które należy do Ekumenicznego Kościoła katolickiego Wielkiej Brytanii. Duchowny jest gejem i przyznaje, że czasami dostaje wiadomości od księży z Polski.
– Piszą do mnie księża, którzy są pogubieni, którzy rewolucji już w swoim życiu nie przeprowadzą. Pytają mnie, jak ja żyję i godzę to wszystko. Są księża, którzy pogodzili się z tym, kim są. I nawiązują te znajomości świadomie. Ale są też tacy, którzy nie do końca to akceptują. Przykładowo często piszą do mnie trochę starsi księża, którzy świadczą sami posługę na parafii, gdzieś na wsi. Oni piszą, że "o, mógłbyś wpaść. Pokazałbym ci parafię". Albo: "Mógłbyś wpaść. Poszlibyśmy na rowery". To nie wiadomości: "o, wpadnij na seks" – opowiada.
A jak jego zdaniem geje godzą wewnętrznie bycie osobą LGBT z byciem księdzem?
– Jeśli mówimy o homoseksualizmie księży, to często myślimy o duchownych w wieku 30 plus, 40 plus. To księża, dla których ta droga była jedną z nielicznych możliwości. Kiedyś to było tak, że duchowieństwo było dla niektórych jedną drogą rozwoju – mówi.
I dodaje: – Swoją drogą ci księża, jeśli ich zapytasz, raczej nie będą identyfikować się jako geje. Oni nie patrzą na to tak, jak patrzy na to medycyna, czy psychologia. Ta autoidentyfikacja ich uwiera. A Kościół katolicki dodatkowo to demonizuje. Dla tych księży określenie się gejem to nie stwierdzenie orientacji, a identyfikacja z "tym całym demonicznym LGBT".
A czy księża geje są skazani na życie w ciągłym kłamstwie? Dlaczego tkwią w takiej sytuacji? – Tu nie ma rozwiązania. Dla nich odejście z Kościoła jest nie do pomyślenia. To jest wygodnictwo, bo Kościół wiele wymaga, ale też wiele zapewnia. Część księży nie ma żadnego wykształcenia. Większość z tych, którzy odchodzą, ląduje albo w dziwnej korporacji, albo w handlu, albo wykładając towar w sklepie – puentuje.