– W pewnym momencie dostaliśmy z Pawłem Kukizem zaproszenie od Zbigniewa Ziobry, a pośredniczył Janusz Kowalski. (...) Rzucił coś takiego, że "byłaby możliwość skorzystania" z Funduszu Sprawiedliwości – wspominał w najnowszym wywiadzie Stanisław Tyszka. Polityk reprezentujący aktualnie Konfederację wrócił do chwil, gdy był członkiem Kukiz'15, a Zjednoczona Prawica walczyła o brakujące głosy w Sejmie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Publiczne zeznania Tomasza Mraza na posiedzeniu zespołu ds. rozliczeń Prawa i Sprawiedliwości, a następnie wysyp tzw. taśm ziobrystów – afera wokół Funduszu Sprawiedliwości nabrzmiewała długo, aż a ubiegłym tygodniu wybuchła na poważnie. Relacja byłego dyrektora departamentu FS w Ministerstwie Sprawiedliwości i treść nagranych przez niego rozmów rodzą podejrzenia, iż za poprzedniej władzy Fundusz służył jako źródło finansowania partykularnych interesów partyjnych.
Te zatrważające przypuszczenia zdaje się potwierdzać historia, którą w poniedziałkowy poranek na antenie Polsat News podzielił się Stanisław Tyszka. Dziś to członek klubu parlamentarnego Konfederacji, ale wcześniej wiele lat spędził w Kukiz'15 i właśnie do tego okresu wrócił teraz wspomnieniami.
Były wicemarszałek Sejmu stwierdził, że "cyklicznie" składano mu "różnego rodzaju propozycje" noszące znamiona korupcji politycznej. Miały to czynić różne frakcje Zjednoczonej Prawicy, ale szczególnie mocno w pamięci utkwiła Tyszce jedna sytuacja z udziałem Suwerennej Polski.
– W pewnym momencie dostaliśmy z Pawłem Kukizem zaproszenie od Zbigniewa Ziobry, a pośredniczył Janusz Kowalski. Rozmawialiśmy tam m.in. o sprawach europejskich, o KPO, bo tutaj akurat mieliśmy podobne spojrzenia, chociaż oni popierali Morawieckiego, który nie wetował Zielonego Ładu... I nagle na tym spotkaniu, w pewnym momencie Janusz Kowalski rzucił coś takiego, że "byłaby możliwość skorzystania" z Funduszu Sprawiedliwości – wspominał.
Afera Funduszu Sprawiedliwości. Tomasz Mraz pogrąża ekipę Zbigniewa Ziobry
Opowiedział o tym Tomasz Mraz, czyli były dyrektor departamentu Funduszu Sprawiedliwości w MS. Dowiedzieliśmy się od niego między innymi, że dokumenty konkursowe "co do zasady, były przygotowywane w taki sposób, aby nie można było na ich podstawie poznać prawdy o tym, jak to funkcjonowało".
– Wiele razy minister Ziobro, minister Romanowski informowali podmioty przez siebie preferowane o tym, że konkurs zostanie ogłoszony, jakie będą jego warunki jeszcze przed ogłoszeniem tego konkursu. Podmioty, na których zależało ministrowi Ziobro i ministrowi Romanowskiemu, otrzymywały pomoc w pisaniu, przygotowywaniu oferty – informował Mraz.
– Często zabiegaliśmy jako pracownicy, jako dyrekcja funduszu o to, żeby na przykład zwiększyć środki na pomoc osobom pokrzywdzonym, żeby ich było więcej, żeby ogłaszając konkursy na nową sieć, żeby radykalnie zwiększyć ilość środków, która mogła być przeznaczona na pomoc psychologiczną. Niestety spotkało się to ze sprzeciwem, oporem i z zakazem robienia czegoś takiego – mówił w innej części swych publicznych zeznań.
Tomasz Mraz ujawnił też, co miało być "jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic" związanych z Funduszem Sprawiedliwości. – W momencie ustalenia budżetów na dany rok powstawała nieformalna lista uznająca limity poszczególnym przewodniczącym okręgów wyborczych. Właściwie każdy okręg wyborczy i pełnomocnik danego okręgu wyborczego posiadali swój limit – relacjonował.
– Na takiej liście razem z nazwiskami wymienione były kwoty. W zależności od roku wyborczego mogły być to kwoty po milion złotych, po siedemset tysięcy, a najbardziej zasłużone szable miały zwiększony limit, jak na przykład poseł Kowalski – dodał.
Niedługo po wysłuchaniu publicznych zeznań Tomasza Mraza okazało się, iż na podparcie swoich słów zgromadził on dowody. Chodzi o nawet 50 h nagrań z rozmowami, jakie dyrektor departamentu FS przeprowadzał ze swoimi zwierzchnikami oraz innymi wpływowymi ludźmi zaangażowanymi w "specyficzne" wykorzystanie pieniędzy, jakie państwo miało przeznaczać na pomoc ofiarom przestępstw.
Tusk uderza w Kaczyńskiego. Ziobro broni się poprzez atak
W swoim stylu całą aferę niedawno skomentował premier Donald Tusk. "Upadek stulecia? 35 lat temu zostać wybranym przez naród senatorem 'Solidarności', skończyć jako ojciec chrzestny ziobrowego Funduszu Solidarności. Trudno upaść niżej, Jarosławie" – napisał w mediach społecznościowych, w oczywisty sposób adresując ten przytyk do prezesa PiS.
Na to odpowiedzieć postanowił Zbigniew Ziobro. "Polska ma prawdziwą rodzinę Soprano – odkryliśmy ją, gdy byłem Prokuratorem Generalnym. To bliscy Donalda Tuska: minister jego rządu, przyjaciel Sł. Nowak, oskarżony o przyjęcie ponad 5 mln zł łapówek. Wł. Karpiński, minister – nomen omen – skarbu w jego rządzie, podejrzany o przyjęcie prawie 5 mln zł łapówek" – zaatakował prezes Suwerennej Polski w swoim komentarzu.
QUIZ: Kto to powiedział - Kaczyński czy Tusk?
"Marszałek Senatu T. Grodzki, któremu prokuratura postanowiła zarzucić udział w procederze korupcji i oszustw na kwotę 1,5 mln zł. Sekretarz generalny partii St. Gawłowski oskarżony o wzięcie ok. 730 tys. zł łapówek. A 'rodzina' Tuska ma jeszcze wielu innych umoczonych członków... Dlatego kryje swoich, a w zemście atakuje wydatki Funduszu Sprawiedliwości" – ocenił Ziobro.
Były minister sprawiedliwości zapowiedział przy tej okazji złożenie przez Suwerenną Polskę wniosku o powołanie zespołu parlamentarnego, "aby wyjaśnić, dlaczego po objęciu przez Tuska rządów kryminalno-korupcyjne sprawy bliskich jego ludzi są zamiatane pod dywan".