A może warto znów się zakochać? Szalone myśli po meczu Polska – Ukraina
Marek Deryło
08 czerwca 2024, 14:16·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 czerwca 2024, 14:16
3:0 z mocną Ukrainą już po 30 minutach? Bez Lewandowskiego? Mimo kontuzji Arkadiusza Milika już na samym początku? To może warto pozwolić się porwać tej drużynie i zapomnieć o bożym świecie przez najbliższe tygodnie?
Reklama.
Reklama.
Są to myśli szalone, ponieważ bardzo dużo mają na sumieniu ci ludzie, którym mielibyśmy oddać nasze serca na najbliższe tygodnie.
O tym, jak wiele ich obciąża, najlepiej może świadczy fakt, iż podczas piątkowego meczu z Ukrainą na Stadionie Narodowymbyło prawie 10 tysięcy wolnych miejsc. Na Stadionie Narodowym, tydzień przed rozpoczęciem wielkiej imprezy piłkarskiej!
Polska przed Euro 2024. Skąd się wzięły pustki na stadionie?
Rzecz zupełnie nie do pomyślenia w ostatnich 10 latach. Gdy kadra Adama Nawałki szykowała się do mistrzostw świata w Rosji w 2018 r., klimat w Polsce przypominał ten znany z wizyt papieża Polaka. Później aż tak spektakularnie nie bywało, niemniej w ciemno można było zakładać, że ważny mecz na Narodowym to jednocześnie komplet sprzedanych biletów.
Tym razem ani atmosfery, ani kompletu. Wszystko pogarszało się stopniowo.
Najpierw była bardzo prymitywna gra podczas MŚ w Katarze, następnie tzw. afera premiowa, kłótnie piłkarzy o pieniądze. W końcu beznadziejna gra w eliminacjach do Euro. I ta dobijająca kibiców kruchość psychiczna piłkarzy. Panika, gdy tylko rywal naciśnie – Czesi strzelili Polsce dwa gole w pierwszych trzech minutach, Mołdawia nas pokonała, choć przegrywała 0:2 do przerwy...
Wiadomo z rozmów off the record, że właśnie to najbardziej przeraziło Portugalczyka Fernando Santosa – kruchość psychiczna piłkarzy, to, jak łatwo ich "złamać". Kibiców mogło to irytować tym bardziej, że mowa o piłkarzach, którzy grają w naprawdę porządnych klubach europejskich.
Santos został zwolniony, zastąpił go pod koniec roku Michał Probierz. Morale kibiców się nie podniosło i trudno było się dziwić – PZPN zatrudnił kogoś w rodzaju "solidnego polskiego ligowca".
W dodatku mocno przeoranego przez brutalne polskie kluby – Probierz już nie wyglądał na tego "macho", który robił w Polsce pewną furorę wiele lat temu. I który mógłby wlać szczególną nadzieję w serca polskich kibiców. O życiu trenera w naszym kraju mówił: "Jedną ręką podpisujesz kontrakt, a drugą trzymasz walizkę".
Zaczął kiepsko – nie pokonał na Stadionie Narodowym ani Mołdawii (1:1), ani Czech (1:1).
Wygrany w marcu awans na Euro 2024 także przełomu nie przyniósł – Polska wygrała z Walią w rzutach karnych, ale w czasie meczu nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę rywali.
Przełomu w postrzeganiu kadry nie było również dlatego, że już znaliśmy rywali w fazie grupowej Euro. Potężna Francja, bardzo mocna Holandia i zaskakująco dobra Austria... Łatwo było o pesymizm, trudno było się zaangażować, śledzić wszystko, co dotyczy reprezentacji itd.
Czytaj także:
Polska przed Euro 2024. Mamy drużynę?
Aż nagle zwycięstwo z Ukrainą 3:1 wywołało pewien dreszczyk. Dreszczyk, który zasugerował, by inaczej spojrzeć na wygrany baraż z Walią.
Przypomnieć sobie, że Polska grała wtedy na wyjeździe i choć strzałów celnych nie było, to Jakub Piotrowski omal nie zdobył pięknej bramki w dogrywce strzałem zza pola karnego.
Przypomnieć sobie, że Polska w walijskim kotle nie pękła – piłkarze grali mądrze, cwaniacko, a rzuty karne wykonywali bardzo pewnie. Choć szli do nich z "gębami" mentalnych słabeuszy, co teoretycznie jeszcze zwiększało presję. Ktoś rzucił wówczas, że "urodziła się drużyna", ale jeszcze – ze względu na przeszłość – należało zachować ostrożność.
A teraz? Mimo że mecz z Ukrainą był tylko sparingiem (obie drużyny przygotowują się do Euro, obie nie grały w najmocniejszych składach), to aż korci, by wpuścić motyle do brzucha. Może naprawdę do Niemiec wysyłamy drużynę, a nie zbiór piłkarzy? I to taką drużynę, która Austrii nie musi się w żadnym razie bać? I która może marzyć o remisie z Holandią?
Do 1/8 finału wejdą dwie najlepsze ekipy z każdej grupy, ale też cztery z sześciu spośród tych, które zajmą trzecie miejsca.
Czytaj także:
Kibic nie musi być analitykiem–maklerem, może dać się porwać, zwłaszcza jeśli otrzymał trochę pozytywnych danych. I zwłaszcza wtedy, gdy wie, jak fascynującym przeżyciem jest piłkarska impreza, w której "naszym" kibicujemy jak szaleni. Gdy ręce i serca nam drżą z ekscytacji podczas meczów.
Może na koniec rację będzie miał ten cynik, który mówi: "Przecież wiadomo, że będzie ostatnie miejsce w grupie". Ale on nie przeżyje nawet jednej dziesiątej tego, co my.
Wiemy już po meczach z Walią i Ukrainą, że w tym basenie jest trochę wody. Nie wiemy, ile, ale trochę na pewno. A więc – wskakujemy?
Euro rozpocznie się 14 czerwca, Polska swój pierwszy mecz zagra dwa dni później – z Holandią. W poniedziałek (10 czerwca) nasza reprezentacja rozegra ostatni mecz towarzyski przed wyjazdem do Niemiec. Zmierzy się w Warszawie z Turcją (20.45, transmisja w TVP).