Serial "Akolita", który rozgrywa się około 100 lat przed wydarzeniami z "Gwiezdnych Wojen: Mrocznego widma", został - nie owijając w bawełnę - zmieszany z błotem przez fanów George'a Lucasa. Choć powodów do krytyki nowej produkcji ze świata "Star Wars" jest wiele (nie chodzi o bycie "woke"), nie sądziłam, że Disney jest zdolny do czegoś tak brutalnego jak sceny walk w ostatnim odcinku. Starcie na miecze świetlne między grupą Jedi a jednym Sithem zostało wykonane z zimną krwią. I jest zaskakująco... dobre.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kinowe i telewizyjne uniwersum"Gwiezdnych Wojen" z roku na rok powiększa się coraz bardziej. Na przestrzeni lat do kultowej oryginalnej trylogii George'a Lucasa dołączyły prequele (opowiadające o młodym Anakinie Skywalkerze), sequele (o pracującej na złomowisku Rey), a także pojedyncze produkcje eksplorujące odległą galaktykę (m.in. "Ahsoka", "Andor" i "The Mandalorian").
Przypomnijmy, że pierwszy wyprodukowany film z uniwersum "Star Wars", czyli "Gwiezdne wojny: część IV - Nowa nadzieja" trafił do kin w 1977 roku. Jeszcze wtedy George Lucas nie spodziewał się, że przygodami bohaterów jego uniwersum będą żyły kolejne pokolenia. Na oryginalną trylogię składają się też: "Imperium kontratakuje" (1980) i "Powrót Jedi" (1983).
Brutalna scena w "Akolicie". To średni serial, ale po tej walce czekam na więcej
Lucasfilm w połączeniu z Disneyem wypuścił niedawno pierwsze odcinki "Akolity", który odsłania przed widzami realia życia w nieodkrytej dotąd na ekranie Erze Wielkiej Republiki. To czasy względnego spokoju dla Zakon Jedi - akcja rozgrywa się około 100 lat przed tym, jak mały Anakin Skywalker został wykupiony z niewoli przezQui-Gon Jinn.
Najnowszy serial z Jung-Jae Lee ("Squid Game") w roli mistrza Sola oraz Amandlą Stenberg ("Bodies Bodies Bodies") jako zagadkową Osha wzbudził wiele negatywnych emocji. Cześć publiczności zarzuciła twórcom to, że skręcili w stronę bycia"woke", czyli robienia wszystkiego pod mniejszości seksualne i płciowe, co - w mojej opinii - jest kompletną bzdurą.
Owszem "Akolita"to bardzo średni serial, momentami miałki. Problemem nie jest tu kultura woke, a słaby scenariusz, drewniane aktorstwo i nijacy bohaterowie (przynajmniej w większości). Do tego dochodzi przyzwoite, acz niebudzące większych emocji CGI.
Niemniej po ostatnim odcinku "Akolity", który dotąd wydawał mi się raczej dziecinnym niż poważnym tytułem, musiałam zbierać szczękę z podłogi. (SPOILER!) W odcinku zatytułowanym "Noc" mistrz Sol jest świadkiem jak Sith o imieniu Qimir zabija jego uczniów. Bez chwili wahania skręca karkYordowi (Charlie Barnett z "Russian Doll"), którego pokochały zwłaszcza fanki "Gwiezdnych wojen", a następnie przebija trzy razy mieczem świetlnym uroczą Jecki (Dafne Keen z "Mrocznych materii").
Dotychczas Disney "pozbywał się" bohaterów w ugrzeczniony sposób. Nigdy nie ginęli bez chwały i w tak brutalny sposób (przynajmniej nie na ekranie).
W mediach społecznościowych - po hejcie, który wylał się na "Akolitę" - widzowie chwalą Disneya za tak intrygujący pojedynek na miecze świetlne. Niektórzy porównują go do znakomitej sceny z "Mrocznego widma", w której Qui-Gon Jinn i młody Obi-Wan Kenobi walczą z Darthem Maulem (ta sekwencja nosi tytuł "Duel of the Fates" i decyduje o przeznaczeniu Anakina Skywalkera - czyim padawanem zostanie).
QUIZ: Jak dobrze pamiętasz postaci z oryginalnych "Star Warsów"?