Afera wizowa już nieco przycichła w polskich mediach, z wyjątkiem dni, kiedy są przesłuchania przed komisją w tej sprawie. Jednak na Białorusi temat nadal jest bardzo żywy, a lokalna propaganda stara się jak może, aby pokazać władze Białorusi w dobrym świetle i oczernić Polskę. Przyjrzeliśmy się, jak to robią w państwowej agencji BelTA, gdzie zatrudnienie znalazł były sędzia Tomasz Szmydt.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Reporterzy BelTA wydają się sądzić, iż przekonają swoich odbiorców, że nic innego niż afera wizowa nie dzieje w polskiej polityce, gdyż depesza z pierwszego lipca, zaczyna od słów "skandal wizowy w Polsce nabiera rozpędu".
Białoruska propaganda rozpędza się. Tak piszą tam o aferze wizowej
Potem reporterzy przekazują swoim czytelnikom trochę informacji o tym, o co chodzi z PiS-skim skandalem. "W zeszłym roku ujawniono, że polskie władze sprzedawały wizy po 5 tys. dolarów za sztukę, jednocześnie inscenizując dramat migrantów na granicy z Białorusią" – czytamy. Co prawda, podano tutaj jakieś prawdziwe informacje, ale jeśli ktoś coś "inscenizuje" na granicy z Białorusią tą osobą jest Alaksandr Łukaszenka i jego reżim.
Pracownicy agencji są przekonani jednak, że w tym roku "saga wizowa" osiągnęła w naszym kraju nowe szczyty zainteresowania. Tymczasem w Polsce zeszła ona już trochę na drugi plan, więc temat na Białorusi ewidentnie ma służyć wewnętrznym celom tamtejszego reżimu.
BelTA mocno eksploatuje jeszcze wątek polskich uczelni zamieszanych w aferę z wizami. Jak czytamy w jednym z tekstów, "przedsiębiorczy "studenci" z Azji i Afryki mogli przenieść się do "rajskich ogrodów" Europy.
Następnie autor tekstu zauważa, że Warszawa już ogłosiła, że wizowe Eldorado dobiegło końca, gdyż "władze zapowiedziały zaostrzenie przepisów dotyczących przyznawania wiz cudzoziemcom".
W tym miejscu dostajemy informację, że polskie władze uderzyły tak również w Białorusinów. Chodzi im o to, że program Poland Business Harbor został zakończony przez rząd Donalda Tuska. To z niego korzystali Białorusini pracujący w IT.
O co chodzi z programem Poland Business Harbor?
"W ocenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Program Poland. Business Harbour nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W przestrzeni publicznej podnoszone były m.in. zastrzeżenia dotyczące wykorzystania wizwydanych w ramach Programu do celów niezgodnych z jego założeniami" – tłumaczył to wówczas polski resort spraw zagranicznych.
Program powstał we wrześniu 2020 roku w celu przyciągnięcia do Polski informatyków i firm z branży IT z Białorusi, a następnie został rozszerzony na inne kraje takie jak Gruzja, Rosja, Ukraina, Mołdawia i Armenia.
Dwa lata temu, w ramach tzw. ścieżki biznesowej, objęto nim też firmy z branż strategicznych z całego świata. Programem koordynowały: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Polska Agencja Inwestycji i Handlu oraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Co ważne, mimo decyzji o zawieszeniu Poland Business Harbour MSZ nie zamyka drzwi przed fachowcami spoza Polski.
Jednak redaktorzy białoruskiej propagandy nie są po to, aby informować rzetelnie czytelników, ale aby dobitnie wybrzmiał zaplanowany przez nich przekaz.
"Następni w kolejce są białoruscy studenci, których wnioski wizowe są teraz odrzucane" – napisała BelTA, podkreślając, że sądząc po retoryce polskich władz, polityka wizowa będzie nadal zaostrzana.
Białoruskie wojsko trzyma się teorii, że to Polska odpowiada za kryzys na granicy
W depeszy z końca czerwca BelTA oskarża nasz rząd, że kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej został sprowokowany i zainicjowany przez...Polskę. Agencja cytuje w tym celu obficie białoruskiego wojskowego, który mówił na ten temat w telewizji ONT.
Szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych gen. dywizji Paweł Muraweiko przekonywał, że Polska za czasów PiS ze względu problemy z Komisją Europejską i brak funduszy z Unii (chodziło zapewne o KPO), "stworzyła warunki", aby zmusić UE do przekazania nam jakiś pieniędzy.
Wojskowy perorował zatem, że "rząd polski nie znalazł lepszego pomysłu niż stworzenie barier na granicy". – W rezultacie Europa zaczęła otrzymywać mniej towarów. (...) Stworzono warunki do wznowienia finansowania polskiej gospodarki, do alokacji określonych aktywów finansowych – wymyślał Muraweiko.
Generał zawyrokował zatem, że "ten kryzys został sprowokowany przez Polskę", ale wszyscy pamiętamy sceny ataków na polskie wojsko, które ewidentnie były wspomagane przez białoruskie służby.
Szmydt został "gwiazdą" białoruskiej propagandy
W propagandzie białoruskiej nie może oczywiście zabraknąć miejsca dla byłego sędziego Tomasza Szmydta (pracuje dla BelTA), który rozmawiał już m.in. z Mateuszem Jarosiewicz, który przedstawia się jako polski publicysta i ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych i spraw wewnętrznych Polski.
Ten człowiek jest też autorem "Listu do prezydenta Łukaszenki z obozu koncentracyjnego Polin". Polin to po hebrajsku Polska, ale polscy antysemici używają tego słowa, kiedy chcą przekazać, że Polska jest pod rzekomymi wpływami lobby żydowskiego.
W sieci nie można przeczytać wiele więcej na temat jego dokonań, poza tym, co publikowane jest w mediach społecznościowych sygnowanych jego nazwiskiem. Białoruski odbiorca zapewne ma odnieść wrażenie, iż jest on nad Wisłą kimś relatywnie znanym.
Jarosiewicz w rozmowie ze Szmydtem grzmiał za to, że "cała klasa polityczna Polski potrzebuje wojny, aby uniknąć odpowiedzialności za swoje zbrodnie". – Widzę pewnego rodzaju teatr, manipulację opinią publiczną. Wykorzystują śmierć strażnika granicznego, aby stworzyć wrażenie, że Białoruś atakuje Polskę. Histeria jest aż tak duża – snuł swoje absurdalne teorie.
Szmydt "nową karierę" zaczął w czerwcu. – Ja się przedstawię, Tomasz Szmydt. Dziennikarz, publicysta białoruskiej agencji BelTA – tak przedstawił się były polski sędzia, któremu polscy prokuratorzy chcą przedstawić zarzut szpiegostwa.
– Dlaczego do państwa przyjechałem? Jeśli chodzi o sytuację w moim kraju – jest to wyraz protestu przeciwko temu, jak jest prowadzona polityka Polski wobec Białorusi i wobec Rosji – tak mówił z kolei w rozmowie z propagandystami z agencji TASS zaraz po tym jak uciekł do Mińska.
Wcześniej "Gazeta Wyborcza" ustaliła z kolei, że Szmydt miał styczność z dokumentami zawierającymi niezwykle wrażliwe informacje. Sprawy, którymi się zajmował w Polsce, dotyczyły dostępu do tak poufnych kategorii jak: NATO Secret, Secret UE oraz klauzuli ESA Secret (jednej z najwyższych klauzul tajności Europejskiej Agencji Kosmicznej).
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.