W czwartek rano polska ambasada w Niemczech zaalarmowała turystów, którzy planowali wylecieć na wakacje z lotniska we Frankfurcie nad Menem lub na nie przylecieć. Tamtejszy pas startowy został tymczasowo wyłączony z ruchu. Trzeba być gotowym na ogromne opóźnienia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Komunikat ambasady był krótki, ale przekazał najważniejsze informacje. "Na lotnisku we Frankfurcie nad Menem trwa akcja policji w związku z zablokowaniem pasa startowego przez protestujących" – przekazał Konsulat Generalny RP w Kolonii w mediach społecznościowych. Dodajmy, że port we Frankfurcie nad Menem jest największym w całych Niemczech.
Paraliż największego lotniska w Niemczech. Pasażerowie mają nie przyjeżdżać
Z informacji, które przekazują niemieckie media, wynika, że grupa sześciu aktywistów z "Ostatniego Pokolenia" wtargnęła na pas startowy największego lotniska w kraju. Protestujący przykleili się do powierzchni, przez co konieczne było wstrzymanie lotów.
"Ze względu na trwającą demonstrację na lotnisku loty są obecnie zawieszone. Pasażerowie proszeni są o nieudawanie się na razie na lotnisko. Zamiast tego zaleca się sprawdzenie statusu lotu przed przyjazdem na lotnisko i zapewnienie dodatkowego czasu na podróż" – poinformował w komunikacie port we Frankfurcie nad Menem.
Jak jednak tak liczna grupa dostała się na lotnisko, które powinno być pilnie strzeżone? Z najnowszych informacji wynika, że posłużyli się niewielkimi nożycami, aby przeciąć siatkę okalające port, po czym błyskawicznie wdarli się na pas startowy. Rozpierzchli się po nim pieszo, na rowerach i deskorolkach, dlatego trudno było ich powstrzymać.
Dodajmy, że strajk we Frankfurcie jest jednym z wielu. W ostatnich dniach aktywiści z charakterystycznymi tabliczkami "Oil Kills" pojawili się nie tylko na lotnisku w Niemczech, ale i w Bostonie w USA, Montrealu w Kanadzie, Oslo w Norwegii, Helsinkach w Finlandii, czy Barcelonie w Hiszpanii.
Aktywiści chcą zwrócić uwagę społeczeństwa, ale przede wszystkim polityków na problem paliw kopalnianych. Domagają się wprowadzenia prawa, które zobowiąże kraje do odejścia od stosowania paliw kopalnianych do 2030 roku.