Połowa wakacji za nami i wydawałoby się, że w popularnych kurortach nad Bałtykiem trwa już pierwsze liczenie zysków. Tym razem przedsiębiorcy szacują, ale... straty. Wszystko przez brak turystów, albo specyficzne podejście do rezerwacji. Sytuację mają ratować wczasowicze z Niemiec.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Wszyscy są sfrustrowani. Turystów nie ma. Wszędzie są "wolne pokoje". Dużo starszych pensjonatów jest już na sprzedaż – usłyszała niedawno w Łebie dziennikarka naTemat Katarzyna Zuchowicz. – Bardzo dużo ludzi dzwoni i pyta tylko o jeden nocleg – to w Kątach Rybackich.
W innych miejscach nie jest lepiej, bo coraz częściej pojawiają się głosy, że turystów jest coraz mniej, a ten sezon trudno będzie w ogóle spiąć finansowo. Taka sytuacja jest też w Międzyzdrojach, gdzie z właścicielami pensjonatów i lokalnych atrakcji rozmawiał reporter "Faktu".
Kryzys w Międzyzdrojach. Nowy trend wśród turystów
– U mnie z frekwencją jest bardzo słabo, bo jest na poziomie 30 proc. – wskazał w rozmowie z dziennikiem pan Krzysztof. Zaczął też narzekać na "jednodniowców". – Przyjeżdżają rano i wyjeżdżają następnego dnia wieczorem. Ludzie chyba nie mają pieniędzy – dodał.
W kolejnym pensjonacie jest trochę lepiej – połowa miejsc zajętych. Ale okazuje się, że w tej trudnej sytuacji najbardziej pomagają nasi zachodni sąsiedzi.
– Niemcy ratują nam sezon w Międzyzdrojach i gdyby nie oni, to byłoby naprawdę cienko – stwierdziła dla "Faktu" pani Izabela, która sprzedaje bilety na kolejkę turystyczną. I dokładnie wyliczyła: "Myślę, że co najmniej połowa naszych klientów to Niemcy i uważam, że to są dobrzy klienci. Na pewno się nie targują".
O tym, że Niemcy wyraźnie poprawiają sytuację związaną z turystyką, mówiło więcej osób – od właścicielki baru po sprzedawcę ryb. W sezonie przyjezdnych zza zachodniej granicy i tak ma być mniej, bo podobno wolą spędzać czas bardziej kameralnie.
Arabowie zalewają Zakopane
Na drugim końcu Polski raczej nie narzekają na brak turystów. Bardziej może zaskakiwać fakt, że znaczną ich część stanowią już Arabowie.
– Wypełnili lukę po turystach rosyjskojęzycznych, którzy przed wojną na Ukrainie licznie przyjeżdżali pod Tatry. Mają oni tendencję do obfitej konsumpcji, przez co nie są tak oszczędni jak Polacy czy inni Europejczycy – powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.
Klaudia Zawistowska zwracała uwagę w naTemat, że na przestrzeni lat widać wyraźnie, że turyści z Bliskiego Wschodu chętnie odwiedzają restauracje, kupują pamiątki i ubrania. Stronią jednak od chodzenia po szlakach. Zamiast tego wolą wjechać koleją linową na Kasprowy Wierch lub Gubałówkę.