Jarosław Kaczyński wydał w czwartek oświadczenie. Na jednej stronie kartki A4 prezes PiS przypomniał w nim o proteście swojej partii w Warszawie i po raz kolejny zaatakował rządzącą koalicję Donalda Tuska. Ale nic odkrywczego w tym piśmie nie znajdziecie – lider Zjednoczonej Prawicy użył tych samych formułek, którymi próbuje karmić Polaków od lat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oświadczenie (niepodpisane) pojawiło się w czwartek po południu na profilu Rafała Bochenka w serwisie X. Rzecznik Prawa i Sprawiedliwości poinformował jednak, że jego autorem jest Jarosław Kaczyński i uniósł je do rangi "ważnego", bo dotyczącego "aktualnej sytuacji politycznej w Polsce i rządu koalicji 13 grudnia".
Po lekturze oświadczenia Kaczyńskiego zostało mi w głowie jedno: prezes przypomniał, że w najbliższą sobotę w Warszawie jego partia organizuje protest i poniekąd (bo nawet nie wprost) zaprosił do jego udziału. "Tylko poprzez aktywność i wzajemną solidarność jesteśmy w stanie skutecznie tej władzy się przeciwstawić" – napisał.
Przeczytałem nowe oświadczenie Kaczyńskiego. Prezes PiS znowu odleciał
Reszta to zdania pełne zarzutów pod adresem Donalda Tuska (nazwisko premiera pada na jednej stronie kartki A4 sześć razy), którego polityczną działalność określił "antypolską". Prezes PiS twierdzi też, że wszystkie działania obecnej koalicji rządzącej to zemsta polityczna i "odgrywanie się za sprawy m.in. Nowaka, Grodzkiego czy Giertycha".
Kaczyński ani słowem nie zająknął się jednak w swoim oświadczeniu, że Zjednoczona Prawica rządziła przez 8 lat, podporządkowała sobie praktycznie wszystkie organy prawa, a mimo to nie udało im się rozliczyć "przestępstw" polityków obecnej koalicji.
"Wszystko, co dzisiaj obserwujemy, w kontekście działania upolitycznionych służb państwowych, w tym prokuratury to kolejna, zaplanowana polityczno-medialna akcja mająca na celu odwrócić uwagę od przestępstw i nadużyć koalicji 13 grudnia" – grzmi w oświadczeniu prezes PiS.
I wylicza te "przestępstwa" i "nadużycia": "niszczenie państwa prawa, likwidacja ważnych prorozwojowych inicjatyw: CPK, Atomu, Agroportów, odbieranie obywatelom programów społecznych (nie wskazał, jakich – red.), upadające firmy, masowe zwolnienia pracowników i dramatycznie wzrastające koszty życia oraz ograniczenie koniecznych wydatków na obronę narodową".
"Wszystkie sprawy, którymi żyją dzisiaj media, były przedmiotem działań właściwych organów jeszcze za czasów rządu Prawa i Sprawiedliwości, w związku z tym Tusk i jego neoprokuratura niczego nowego nie wykryli" – oznajmia Kaczyński w dalszej części.
Prezes stwierdza ponadto, że działania obecnych służb "nie mogą być traktowane poważnie, gdyż zostały przejęte nielegalnie i są okupowane przez osoby nieuprawnione, działające na partyjne zlecenie Tuska i Bodnara".
Co jednak ciekawe, Kaczyński napisał, że w jego partii nie ma "równych i równiejszych, nie ma świętych krów", a w momencie "pojawiania się wątpliwości Państwo Polskie realizowało swoje zadania także wobec osób" ze środowiska PiS. Jego zdaniem "zamiatane pod dywan" są natomiast sprawy o "poważne przestępstwa szeroko opisywane w mediach, w które uwikłani byli i są najważniejsi politycy obecnej koalicji". Polityk nie podaje jednak konkretnych nazwisk.
Kaczyński ocenia w oświadczeniu, że "Tusk i Bodnar nie tylko podważyli zaufanie do najważniejszych instytucji państwa, ale je zdewastowali".
QUIZ: Kto to powiedział – Kaczyński czy Tusk?
"Wszystkie działania Tuska są ukierunkowane na to, aby zatuszować wszelkie, antypolskie, szkodliwe dla naszych obywateli decyzje. Jego medialne triki są czytelne i oczywiste oraz zmierzają do odwrócenia uwagi Polek i Polaków od decyzji tego rządu, które negatywnie wpływają na codzienne życie Polaków. Tusk liczy na to, że kolejny raz Polacy dadzą się na to nabrać. My na to nie pozwolimy!" – czytamy.
Jak informowaliśmy w naTemat.pl, w środę Ryszard Czarnecki trafił w ręce funkcjonariuszy CBA na Lotnisku Chopina w Warszawie. W tym samym czasie służby zatrzymały w stolicy jego żonę. Oboje są podejrzewani o korupcję. Uczelnia Collegium Humanum, która wydawała lewe dyplomy MBA, miała fikcyjnie zatrudnić Emilę H. w zamian za co Czarnecki miał lobbować na rzecz uczelni w Uzbekistanie.
Były europoseł PiS może mieć także inne problemy – chodzi o słynne kilometrówki. Z dokumentów wynika, że polityk jeździł do Brukseli zezłomowanym fiatem punto cabrio, motocyklem, chińskimi skuterami, a nawet ciężarówką. Z dokumentów wynika, że za fikcyjne przejechanie ponad 250 tysięcy kilometrów Czarnecki wyciągnął w 4 lata 203 tys. euro (prawie 900 tys. zł).