Polacy uwielbiają podróżować. Europa to dla nas coraz częściej za mało, dlatego chętnie odwiedzamy USA, Afrykę, czy Azję. Swoje wymarzone wakacje w Wietnamie i Tajlandii postanowiła spędzić jedna z naszych turystek, ale podczas podróży pokusiła się o żart, który może mieć fatalne konsekwencje.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Choć wrzesień to nie najlepszy okres na podróż doAzji Południowo-Wschodniej, to pora deszczowa nie stanęła na przeszkodzie polskiej turystce. Kobieta odwiedziła Wietnam, skąd ruszyła w podróż do Tajlandii. Niestety w trakcie lotu postanowiła w polskim stylu zażartować z bomby w bagażu. Teraz czekają ją poważne konsekwencje.
Zakazane słowa o bombie w samolocie z Da Nang do Bangkoku
O zdarzeniu, które miało miejsce w czwartek 26 września, informuje m.in. serwis vietnamplus.vn. Polka miała wystartować z międzynarodowego lotniska w wietnamskim Da Nang (tuż obok znajduje się najbardziej turystyczne miasto WietnamuHoi An). Celem jej podróży była stolica Tajlandii – Bangkok.
Kobieta podróżowała na pokładzie linii Vietjet. Wraz z nią na pokładzie było 121 pasażerów, w tym niemowlę i sześciu członków załogi. W trakcie lotu Polce zebrało się jednak na żarty. Jak podają lokalne media, użyła "zakazanych słów". Kobieta miała zagrozić podłożeniem bomby podczas lotu. Miała to jednak zrobić "bez złośliwych intencji".
Najpewniej był to tylko kolejny żart, z którego słynął polscy podróżni. Przedstawiciele przewoźnika, a także załoga lotniska zgodnie z procedurami podeszli do sprawy bardzo poważnie.
Zawiadomienie o możliwym zagrożeniu do centrum bezpieczeństwa lotniska w Bangkoku wpłynęło ok. 14:18 czasu miejscowego. Chwilę po tym, jak samolot wylądował, do akcji wkroczyli funkcjonariusze. Maszyna została dokładnie przeszukana. Służby sprawdziły także bagaże podręczne i rejestrowane wszystkich pasażerów. Żadnych materiałów wybuchowych nie znaleziono.
Cała akcja odbywała się w ramach realizowania planu reagowania kryzysowego. Działania zakończono ok. godziny 16:30.
Czytaj także:
Żart o bombie będzie ją słono kosztował. Może trafić do więzienia
Choć działania na lotnisku zostały zakończone, to Polka nie wymiga się od odpowiedzialności. W Polsce mogłaby otrzymać mandat (ok. 500 zł) i nie wykluczone, że na tym sprawa by się zakończyła. Taki los spotyka bowiem większość niesfornych turystów. W Tajlandii prawo jest jednak znacznie surowsze.
Kobieta odpowie za przestępstwo przeciwko żegludze powietrznej. Zgodnie z prawem za świadome przekazanie informacji powodujących panikę na pokładzie samolotu w trakcie lotu grozi jej kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Karą za to przestępstwo może być także grzywna wynosząca 6 150 dolarów, czyli ok. 23,5 tys. zł.