Wakacje właśnie się rozpoczęły. Szczyt sezonu będzie miał miejsce na przełomie lipca i sierpnia, ale już teraz polskie lotniska pękają w szwach. W tym tłumie zdarzają się żartownisie, ale i pijani turyści. – To jest trochę trudny temat – mówi w rozmowie z naTemat.pl Agnieszka Michajłow, rzeczniczka Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy, na którym doszło ostatnio do kuriozalnych incydentów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wakacje to czas relaksu, odprężenia i okazja do odpoczęcia od stresującej rzeczywistości. Niestety na lotniskach nie brakuje osób, które z takim rozluźnianiem się przesadzają. Tylko w niedzielę 23 czerwca funkcjonariusze na lotnisku w Gdańsku musieli interweniować aż trzy razy.
Nauczycielka zażartowała na lotnisku w Gdańsku. Błyskawicznie tego pożałowała
W poniedziałek 24 czerwca Morski Oddział Straży Granicznej poinformował, że na lotnisku w Gdańsku po raz kolejny jednemu z pasażerów zebrało się na żarty o broni. Jednak okoliczności tego zdarzenia są bardziej zaskakujące niż dotychczas.
Podczas odprawy bagażowej 62-letnia nauczycielka, mieszkanka powiatu kartuskiego, powiedziała, że w jej walizce znajduje się broń. Reakcja służb, jak zawsze w takiej sytuacji, była natychmiastowa. Na miejsce wezwano funkcjonariuszy Zespołu Interwencji Specjalnych, którzy dokładnie sprawdzili jej bagaż. W walizce nie znaleziono żadnych niebezpiecznych przedmiotów.
Kobieta w rozmowie z funkcjonariuszami tłumaczyła, że chciała polecieć na wakacje do Albanii. Dodała również, że nie przemyślała swojego nieodpowiedzialnego żartu, za który przeprosiła. Nauczycielka może mówić o ogromnym szczęściu, ponieważ otrzymała pouczenie zamiast mandatu, a kapitan pozwolił jej wejść na pokład i polecieć na zaplanowany urlop.
Pijany pasażer się doigrał. Tę podróż zapamięta na długo
Na tej interwencji praca SG się nie zakończyła. W kolejnych godzinach funkcjonariusze musieli interweniować w związku z oddzielnymi wybrykami dwóch 44-latków.
Pierwszy z nich był mieszkańcem powiatu giżyckiego. Mężczyzna podczas czekania na lot zaczął wymachiwać rękami i krzyczeć. Wszystkie osoby, które siedziały w jego pobliżu, postanowiły się szybko oddalić. Ponieważ przedstawiciele Służby Ochrony Lotniska nie mogli sobie z nim poradzić, do akcji wkroczyli funkcjonariusze ZIS.
To w ich asyście 44-latek opuścił terminal i udał się do pomieszczeń SG, gdzie odmówił poddania się badaniu na zawartość alkoholu. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że pasażer był pod wpływem, dlatego przetransportowano go do Pogotowia socjalnego dla Osób Nietrzeźwych w Gdańsku. Na miejscu okazało się, że miał 2,65 promila alkoholu. Za nieodpowiednie zachowanie został ukarany mandatem w wysokości tysiąca złotych.
Problematyczny był również pasażer, który do Gdańska przyleciał ze stolicy Islandii Reykjaviku. 44-latek nie reagował na polecenia załogi, przez co chwilę po wylądowaniu, z pokładu samolotu zabrali go funkcjonariusze ZIS. W tym przypadku kara była jednak znacznie łagodniejsza. Mężczyzna port w Gdańsku opuścił z mandatem w wysokości 200 zł.
Pijani pasażerowie problemem, ale o jego rozwiązanie będzie trudno
Pijani pasażerowie na polskich lotniskach są niemalże codziennością. W związku z sezonem wakacyjnym najpewniej w najbliższych tygodniach będzie ich jeszcze więcej. Niestety lotniska, a także linie lotnicze nie mają pomysłu, jak poradzić sobie z tym problemem.
– Nasi pasażerowie to w większości dorośli ludzie, więc to jest trochę trudny temat. Chociaż coraz częściej się o tym mówi, bo linie lotnicze bardzo narzekają na pasażerów, którzy m.in. nadużywają alkoholu. Niemniej dorośli ludzie wiedzą, co i ile mogą wypić i jak się powinni zachować – przyznała w rozmowie z naTemat.pl Agnieszka Michajłow, rzeczniczka Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy.
Przedstawicielka gdańskiego lotniska odniosła się również do kwestii innych interwencji. Jak przyznała, problemem bywa bagaż porzucony przez roztargnionych podróżnych, a także żarty na temat bomby, czy materiałów wybuchowych w walizkach.
– Zawsze staram się tłumaczyć, że są żarty, które po prostu nie przechodzą na lotnisku. Coś, o czym można zażartować na polskiej ulicy, czyli właśnie coś na zasadzie, że ktoś coś ma przy sobie, kompletnie nie przechodzi na lotnisku – wyjaśniła. Dodała również, że w takiej sytuacji najbardziej dotkliwą karą najczęściej nie jest mandat.
– Za każdym razem o takim incydencie jest informowana załoga o takim incydencie i zazwyczaj piloci nie zgadzają się zabierać takich osób. Więc to nie jest tylko kwestia większego czy mniejszego mandatu – dodała Agnieszka Michajłow.