Wołodymyr Zełenski spotkał się w poniedziałek z szefową MSZ Niemiec Annaleną Baerbock. Rozmowy dotyczyły oczywiście sytuacji w Europie, a przede wszystkim w Ukrainie. "Doceniamy znaczącą pomoc wojskową i finansową udzieloną przez rząd niemiecki" – napisał ukraiński prezydent w mediach społecznościowych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Według ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) 11 tys. wojskowych z Korei Północnej znajduje się już na terytorium obwodu kurskiego w Rosji – poinformował w poniedziałek Wołodymyr Zełenskiw komunikatorze Telegram.
Tego samego dnia ukraiński prezydent spotkał się także z niemiecką minister spraw zagranicznych Annaleną Baerbock. "Głównymi tematami dyskusji były wsparcie wojskowe, inwestycje w obronność Ukrainy i wyzwania, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć w obliczu nadchodzącej zimy" – napisał Zełenski w serwisie X.
Zełenski spotkał się z Baerbock. Tak mówi o pomocy Niemców dla Ukrainy
"Doceniamy znaczącą pomoc wojskową i finansową udzieloną Ukrainie przez rząd niemiecki. Liczymy na to, że Niemcy jeszcze bardziej wzmocnią swoje wsparcie obronne dla Ukrainy w nadchodzącym roku, ponieważ jest to niezwykle ważne dla naszego zwycięstwa" – dodał.
Trudno nie zauważyć, że Zełenski dziękuje publicznie za nieustanne wspieranie walczącej Ukrainy, ale też krytykuje sojuszników. "Widzimy wzrost liczby Koreańczyków z Północy, ale nie widzimy wzrostu reakcji naszych partnerów" – napisał prezydent Ukrainy we wspomnianym wpisie w Telegramie.
I dodał: "Wszyscy widzą, o ile więcej Rosjanie używają Shahedów i bomb lotniczych. Ten terror rośnie z każdym miesiącem. Potrzeba więcej środków zaradczych. Obejmuje to wzmocnienie mobilnych grup ogniowych, wprowadzenie prawdziwej praktyki zestrzeliwania Shahedów za pomocą dronów i rozwój naszych sił w taki sposób, aby ostatecznie rozwiązać problem rosyjskich bomb lotniczych".
Tym razem w swoim przemówieniu prezydent Ukrainy wprost oskarżył Zachód o opieszałość, za którą to jego kraj musi płacić najwyższą cenę.
– Zamiast przekazania tak niezbędnej broni dalekiego zasięgu, Ameryka obserwuje, Wielka Brytania obserwuje, Niemcy obserwują – wyliczał. – Każdy na świecie, kto naprawdę chce, aby rosyjska wojna z Ukrainą się nie rozszerzyła, nie może tylko patrzeć. Musi działać. Słowa o niedopuszczalności eskalacji i ekspansji wojny muszą iść w parze z czynami – dodał.
Niedawno Zełenski wytknął także Polsce, że ta nie chce samodzielnie podjąć decyzji o zestrzeliwaniu rosyjskich rakiet. W trakcie spotkania z samorządowcami z gmin regionu zakarpackiego ubolewał, że rząd w Warszawie nie chce przekazać Ukrainie polskich MiG-ów. Jego zdaniem Polska "znajduje powody", aby w kwestiach kluczowych dla Ukrainy nie udzielać pomocy.
Na te słowa zdecydowanie zareagował wtedy Radosław Sikorski. – Wśród krajów pomagających Ukrainie, jeśli wziąć pod uwagę pomoc wojskową, finansową, gospodarczą, humanitarną oraz pomoc dla uchodźców ukraińskich to w proporcji do PKB Polska zrobiła dla Ukrainy więcej niż jakikolwiek inny kraj – stwierdził szef MSZ.
– Staramy się pomóc, ale też jesteśmy krajem frontowym. Nam też Rosja grozi i nie wszystko jest możliwe – dodał Sikorski.
Rozmowy w Berlinie bez udziału Polski
Przypomnijmy, że lawinę reakcji wywołało też wykluczenie Polski z rozmów berlińskich na temat Ukrainy. W spotkaniu, które 18 października odbyło się w stolicy Niemiec, wzięli udział kanclerz Olaf Scholz, prezydent USA Joe Biden, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer.
W Polsce jako pierwsze podchwyciły to prawicowe media. Pojawiły się nagłówki o tym, że "tak traktują Tuska". I głosy, że Scholz ograł szefa polskiego rządu i w ten sposób wypadliśmy z dyplomatycznej czołówki.
Tamto spotkanie skomentował w naTemat.pl dr Janusz Sibora, historyk protokołu dyplomatycznego. – Te zdjęcia z Berlina pokazują wielką czwórkę. Wygląda to, jak koncert mocarstw i nas przy tym stole nie ma. Nasza nieobecność to pewien szok dla społeczeństwa w Polsce. To pokazało jednak naszą krótkowzroczność – stwierdził.
Dr Sibora zwrócił też uwagę na skład "wielkiej czwórki". – Złośliwie można powiedzieć, że spotkał się tam Joe Biden, czyli odchodzący prezydent USA, Emmanuel Macron, którego pozycja po wyborach nie jest silna, i Olaf Scholz, po wyborach w Turyngii i Saksonii z jeszcze słabszą pozycją. Do tego premier Wielkiej Brytanii, który też ma problemy wizerunkowe. Siła polityczna tego spotkania nie była duża – ocenił.