
Rzeczpospolita: Wielka erozja w Platformie
"Kolejna przegrana, tym razem w Rybniku, to dowód, że Platforma jest kolosem na glinianych nogach".
Zobacz też: Trudna wiosna Tuska. Klęska w Rybniku, klęska wizerunkowa Nowaka, klęska zaufania w koalicji
O tym, że PO traci poparcie, mówi się od dawna, ale dopiero wybory w okręgu rybnickim pokazały, jak bardzo to stwierdzenie jest prawdziwe. Oczywiście politycy Platformy bagatelizują tę przegraną. Twierdzą, że to tylko wybory uzupełniające, i to do Senatu, więc nic wielkiego. Grzegorz Schetyna mówi, że za porażkę odpowiada, w pewnym stopniu, niska frekwencja, która w normalnych wyborach "byłaby większa" i PO wtedy by wygrała.
Niezależnie od tego, czy winna porażki jest "góra" czy "dół" partii, fakt pozostaje jeden: Platforma się nie postarała. Nie pomyślała, nie popracowała nad zwycięstwem, więc PiS święci tryumfy. Politolog dr Tomasz Słupik w "Rz" przekonuje, że PO oddała tę walkę walkowerem i nie zrobiła dla swojego kandydata nic.
Jacek Żakowski (Polityka): Czy Platformie się jeszcze chce
Jest ostrzeżenie, że żadna władza, także władza PO, nie jest wieczna i na jej utrzymanie trzeba zapracować. Sam straszak przejęcia rządów przez PiS nie wystarczy, by rządzić bez końca. Czubki góry lodowej, które się pokazały w Elblągu i Rybniku pokazują, że PO musi się zdecydować, czy chce dalej rządzić".
Tylko czemu partia tak zbagatelizowała rybnickie wybory? Oczywiście, można mówić, że jedno miejsce w Senacie jest mało ważne. Jacek Żakowski w swoim tekście na polityka.pl stwierdza jednak, że PO "musi się zdecydować, czy chce dalej rządzić". Bo jeśli tak, to musi się mocno postarać. Niestety póki co nie wiadomo, czy partia ma na to jeszcze siłę. I czy w ogóle jej się chce.
W podobny ton uderza dzisiaj "Gazeta Wyborcza" stwierdzając, że PO się po prostu poddała. Kazimierz Kutz, podobnie jak dr Tomasz Słupik, mówi o oddawaniu wszystkiego walkowerem. Dr Kostrzewa-Zorbas nie widzi jednak, by PO się poddawała, choć na pewno jest w niej kiepsko. – Platforma straciła energię i kreatywność – wyjaśnia politolog. Stało się tak, bo po wyborach w 2007 roku władze PO zaczęły wygaszać wszelkie wewnętrzne dyskusje. – Dzisiaj, jeśli występuje taka dyskusja wewnątrz partii, to jest to sensacja, jak przy in vitro – wskazuje politolog.
Damian Mrowiec (PO) w Gazecie Wyborczej
"Przydałoby się też trochę pokory, samokrytycyzmu i wsłuchiwania się w to, co ludzie na dole mówią"
Straszenie PiS-em nieaktualne
Tym samym potwierdza się to, o czym pisze Jacek Żakowski: "Sam straszak przejęcia rządów przez PiS nie wystarczy, by rządzić bez końca". Do tej pory Platforma w dużej mierze budowała swoje poparcie właśnie na opozycji do PiS. Wiele osób głosowało na PO jako "mniejsze zło", które ratuje kraj przed radykalnym PiS-em. A teraz? Ten slogan jest już mocno wytarty.
Teraz jednak do wyborów pójdzie o wiele więcej młodych ludzi, którzy rządów PiS po prostu nie pamiętają. Co więcej, Platforma już nie raz udowodniła, że w wielu kwestiach światopoglądowych od PiS-u różni się niewiele. Rozsierdziła wyborców m.in. nie wprowadzeniem związków partnerskich i brakiem regulacji w sprawie in vitro. Więc wyborcy po prostu przestali im wierzyć.
Jednocześnie posłanka Platformy podkreśla: – PO na pewno nie odpuszcza. Będziemy walczyć. Sześć lat za nami, trzeba pamiętać, że społeczeństwo też może być już trochę zmęczone – wskazuje Krajewska.
Nieoficjalnie jednak politycy PO przyznają, że w partii atmosfera nie jest najlepsza. Jeden z nich mówi nam anonimowo: – Wyborcy są na nas źli. W Warszawie mówi się o odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz za premie dla urzędników i cyrk z metrem. W Elblągu już padliśmy, w Rybniku porażka mała, ale bolesna, bo cała Polska o niej mówi – wylicza nasz rozmówca.