To były wybory tylko w jednym okręgu. Ale wywołały reakcje znacznie przekraczające granice Rybnika. Platforma w ten weekend przegrała na Śląsku głosowanie do Senatu. - Wstyd mi za partię - powiedział przegrany kandydat Platformy. W mediach jest pełno znacznie mocniejszych opinii. Według nich w Platformie jest wyborczy popłoch, wielka erozja, a partia to kolos na glinianych nogach.
Kandydat Platformy w Rybniku Mirosław Duży, mówiąc "wstyd mi za partię", postawił sprawę jasno: to Platforma na własne życzenie przegrała w okręgu rybnickim. – Do mnie nikt nie przyjechał podczas kampanii. Proszę zapytać władze PO dlaczego – mówił Duży "Rzeczpospolitej". W Rybniku zabrakło Donalda Tuska, ministrów Platformy, popularnych posłów. Duży został sam na placu boju, więc wynik PO okazał się mały. Dopiero trzecie miejsce.
Platforma ma ponad 60 senatorów więc utrata jednego nie wydawała się władzom Platformy bolesna. Bardzo się myliły. Od niedzieli bardzo boli. W mediach pełno jest artykułów o upadku partii Tuska. "W Platformie zapanowała nerwowość" – pisze Andrzej Stankiewicz w "Rz". Określenie "nerwowość" może być zbyt delikatne w stosunku do sytuacji, w jakiej teraz jest.
Rzeczpospolita: Wielka erozja w Platformie
"Kolejna przegrana, tym razem w Rybniku, to dowód, że Platforma jest kolosem na glinianych nogach".
Awantura o Rybnik
O tym, że PO traci poparcie, mówi się od dawna, ale dopiero wybory w okręgu rybnickim pokazały, jak bardzo to stwierdzenie jest prawdziwe. Oczywiście politycy Platformy bagatelizują tę przegraną. Twierdzą, że to tylko wybory uzupełniające, i to do Senatu, więc nic wielkiego. Grzegorz Schetyna mówi, że za porażkę odpowiada, w pewnym stopniu, niska frekwencja, która w normalnych wyborach "byłaby większa" i PO wtedy by wygrała.
Opinii tej nie podziela politolog uczelni Vistula dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. – Frekwencja była typowa dla wyborów uzupełniających do Senatu, nawet wyższa, niż zazwyczaj. I nie wydarzyło się przy okazji tych wyborów nic, co pomogło by lub zaszkodziło jednej ze stron – mówi politolog.
Posłowie Platformy z Warszawy znajdują jeszcze innego winnego porażki w Rybniku: władze śląskiej platformy. Tak mówi posłanka PO Ligia Krajewska. – Być może powinni się lepiej przygotować, pracować nad tym. Może Pan Mirosław Duży i ludzie z okręgu powinni włożyć więcej energii w mobilizacje elektoratu. Bo trudno, żeby w jednomandatowym okręgu prowadzono ją z Warszawy. To były wybory uzupełniające, a PiS rzucił tam wszystkie siły – analizuje porażkę PO nasza rozmówczyni.
Platformie się nie chce?
Niezależnie od tego, czy winna porażki jest "góra" czy "dół" partii, fakt pozostaje jeden: Platforma się nie postarała. Nie pomyślała, nie popracowała nad zwycięstwem, więc PiS święci tryumfy. Politolog dr Tomasz Słupik w "Rz" przekonuje, że PO oddała tę walkę walkowerem i nie zrobiła dla swojego kandydata nic.
Jacek Żakowski (Polityka): Czy Platformie się jeszcze chce
Jest ostrzeżenie, że żadna władza, także władza PO, nie jest wieczna i na jej utrzymanie trzeba zapracować. Sam straszak przejęcia rządów przez PiS nie wystarczy, by rządzić bez końca. Czubki góry lodowej, które się pokazały w Elblągu i Rybniku pokazują, że PO musi się zdecydować, czy chce dalej rządzić".
Tylko czemu partia tak zbagatelizowała rybnickie wybory? Oczywiście, można mówić, że jedno miejsce w Senacie jest mało ważne. Jacek Żakowski w swoim tekście na polityka.pl stwierdza jednak, że PO "musi się zdecydować, czy chce dalej rządzić". Bo jeśli tak, to musi się mocno postarać. Niestety póki co nie wiadomo, czy partia ma na to jeszcze siłę. I czy w ogóle jej się chce.
Platforma się (nie)poddaje
W podobny ton uderza dzisiaj "Gazeta Wyborcza" stwierdzając, że PO się po prostu poddała. Kazimierz Kutz, podobnie jak dr Tomasz Słupik, mówi o oddawaniu wszystkiego walkowerem. Dr Kostrzewa-Zorbas nie widzi jednak, by PO się poddawała, choć na pewno jest w niej kiepsko. – Platforma straciła energię i kreatywność – wyjaśnia politolog. Stało się tak, bo po wyborach w 2007 roku władze PO zaczęły wygaszać wszelkie wewnętrzne dyskusje. – Dzisiaj, jeśli występuje taka dyskusja wewnątrz partii, to jest to sensacja, jak przy in vitro – wskazuje politolog.
– Przeciętność była najbardziej ceniona w PO – dodaje dr Kostrzewa-Zorbas. Niestety, takie tłumienie wewnętrznych debat i stawianie na przeciętność prowadzi do stagnacji intelektualnej, bo nie pojawiają się nowe wątki, myśli, tylko partia wciąż przerabia to samo. Pokłosiem takiej sytuacji jest jeszcze jedna, jak podkreśla dr Kostrzewa-Zorbas największa, słabość partii. – To brak wizji. Wyborcy już nie widzą, w imię czego mieliby głosować na PO – wskazuje nasz rozmówca. Elektorat PO zauważył już, że rząd PO, nawet jeśli będzie na kolejną kadencję, raczej niczego nie naprawi w państwie, skoro i tak nie zrobił tego do tej pory.
Damian Mrowiec (PO) w Gazecie Wyborczej
"Przydałoby się też trochę pokory, samokrytycyzmu i wsłuchiwania się w to, co ludzie na dole mówią"
Straszenie PiS-em nieaktualne
Tym samym potwierdza się to, o czym pisze Jacek Żakowski: "Sam straszak przejęcia rządów przez PiS nie wystarczy, by rządzić bez końca". Do tej pory Platforma w dużej mierze budowała swoje poparcie właśnie na opozycji do PiS. Wiele osób głosowało na PO jako "mniejsze zło", które ratuje kraj przed radykalnym PiS-em. A teraz? Ten slogan jest już mocno wytarty.
Również dr Kostrzewa-Zorbas przyznaje, że straszenie PiS-em już dzisiaj nie działa. Ostatni raz ta sztuczka udała się w 2011 roku. Wtedy, po katastrofie smoleńskiej, wielu Polaków było przestraszonych, że przejęcie władzy przez PiS będzie oznaczać przekształcenie państwa w jeden wielki aparat śledczy mający wyjaśnić katastrofę. Wciąż też pozostawały obawy ogólnie o powrót IV RP.
PO prawie jak PiS
Teraz jednak do wyborów pójdzie o wiele więcej młodych ludzi, którzy rządów PiS po prostu nie pamiętają. Co więcej, Platforma już nie raz udowodniła, że w wielu kwestiach światopoglądowych od PiS-u różni się niewiele. Rozsierdziła wyborców m.in. nie wprowadzeniem związków partnerskich i brakiem regulacji w sprawie in vitro. Więc wyborcy po prostu przestali im wierzyć.
Ligia Krajewska z PO argument o tym, że w oczach wyborców PO i PiS niewiele się różni odpiera mówiąc: – Konserwatyści to jednak mniejszość w PO. Kwestie in vitro i związków partnerskich rozwiążemy, bo takie są oczekiwania społeczeństwa. Ja sama jestem konserwatystką, ale wiem, że obie te kwestie trzeba w rozsądny sposób uregulować i namawiam do tego też swoich kolegów z partii – słyszymy.
"Nie odpuszczamy"
Jednocześnie posłanka Platformy podkreśla: – PO na pewno nie odpuszcza. Będziemy walczyć. Sześć lat za nami, trzeba pamiętać, że społeczeństwo też może być już trochę zmęczone – wskazuje Krajewska.
– Do tego dochodzi przekaz opozycji w mediach. Głównym przekazem jest to, że źle się dzieje w kraju, w rządzie, w platformie. A kłamstwo powtarzane sto razy staje się prawdą. Te liczne ataki powodują po prostu złą atmosferę. Oczywiście, prawem opozycji jest krytykowanie ale powinno się ono opierać na faktach – dodaje nasza rozmówczyni.
"Jest nerwowo"
Nieoficjalnie jednak politycy PO przyznają, że w partii atmosfera nie jest najlepsza. Jeden z nich mówi nam anonimowo: – Wyborcy są na nas źli. W Warszawie mówi się o odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz za premie dla urzędników i cyrk z metrem. W Elblągu już padliśmy, w Rybniku porażka mała, ale bolesna, bo cała Polska o niej mówi – wylicza nasz rozmówca.
Zarazem polityk przyznaje, że "w Platformie jest nerwowo", bo dotychczasowa strategia partii przestaje być skuteczna, a na nową nie ma pomysłów. Do tego dorzuca kolejne problemy wizerunkowe PO: ministra Rostowskiego, uznawanego za chytrego finansistę, który chce kłaść łapę na pieniądzach Polaków, majstrowanie przy OFE i emeryturach i coraz większą niechęć przedsiębiorców. Ci ostatni bowiem liczyli na to, że PO ułatwi prowadzenie w Polsce biznesu. W tej sferze jednak niewiele się zmienia.
– To wszystko składa się na frustrację tej części wyborców, którzy poparli nas jako partię liberalną gospodarczo. Jest ich wielu i są skłonni poprzeć kogokolwiek innego, byle zapewnił dobre warunki do prowadzenia biznesu. Bez nich możemy nie wygrać wyborów – kwituje nasz rozmówca.