Śmierć na pokładzie samolotu LOT
Śmierć na pokładzie samolotu PLL LOT. Dreamliner musiał lądować awaryjnie Fot. Jakub Włodek/Agencja Wyborcza.pl

Podróże samolotami nalezą do najbezpieczniejszych środków transportu, a ich załogi są świetnie przeszkolone z zakresu pierwszej pomocy. Niestety wiedza i umiejętności tym razem nie wystarczyły. Na pokładzie LOT zmarł jeden z pasażerów.

REKLAMA

Do tragicznych zdarzeń doszło w sobotę 11 października na pokładzie samolotu LOT lecącego z Warszawy do Nowego Jorku. Szczegóły zdarzenia nie zostały podane. Wiadomo jednak, że jeden z podróżnych zmarł niedługo po starcie.

Śmierć na pokładzie samolotu LOT lecącego do USA

Lot o numerze LO26 rozpoczął się zgodnie z planem, choć maszyna miała kilkudziesięciominutowe opóźnienie. Pasażerowie zajęli swoje miejsca i chwilę po godzinie 17:00 ruszyli w podróży do Nowego Jorku. Ta miała potrwać 9 godzin, a w USA powinni byli wylądować o godzinie 20:20 czasu miejscowego.

Jednak niedługo po starcie na pokładzie doszło do niebezpiecznej sytuacji. Z informacji przekazanych przez LOT wynika, że w trakcie podróży zmarł jeden z pasażerów. Poszkodowana osoba otrzymała pomoc ze strony załogi, niestety jej życia nie udało się uratować. Nie podano żadnych szczegółów dotyczących tego zdarzenia.

Po tych tragicznych wydarzeniach samolot musiał awaryjnie lądować w Kopenhadze. Tam na pokład weszły służby medyczne, które zajęły się zmarłym pasażerem.

Wiele osób śledzących trasę tego lotu zastanawiało się, dlaczego maszyna lądowała w stolicy Danii, zamiast w Oslo, do którego miała bliżej. Z informacji przekazanych Onetowi przez rzecznika LOT Krzysztofa Moczulskiego wynikało, że Dreamliner miał zbyt wiele paliwa, żeby wylądować na lotnisku w stolicy Norwegii. Stąd manewr w Kopenhadze.