Ceny na jarmarku we Wrocławiu znów wysokie
Jarmark we Wrocławiu z negatywnymi ocenami. Sprzedawcy tłumaczą się z wysokich cen Fot. Dziurek/Shutterstock

Sezon na jarmarki bożonarodzeniowe właśnie się rozpoczął. Choć wiele takich imprez ruszy w piątek 28 listopada, ale we Wrocławiu już można napić się grzańca. Problemem, jak co roku, są jednak ceny. Te są jednak wynikiem ogromnej podwyżki kosztów wynajmu świątecznych domków.

REKLAMA

Jarmarki bożonarodzeniowe sprawiają, że duch świat budzi się szybciej, a miasta wyglądają pięknie, ciepło i kolorowo w długie zimowe wieczory. Impreza organizowana we Wrocławiu jest jedną z najlepiej znanych w naszym kraju. I nawet pierogi za 35 zł, czy grzaniec za 20 zł nie będą w stanie zatrzymać turystów i spacerowiczów przed pójściem na rynek.

Jarmark bożonarodzeniowy we Wrocławiu jest drogi. Problem jest jednak gdzie indziej

Ceny na polskich jarmarkach bożonarodzeniowych już dawno dogoniły te, które znamy na zachodzie. We Wrocławiu za 200 ml grzańca trzeba zapłacić 20 zł, a drugie tyle kosztuje jarmarczny kubeczek w kształcie buta, który jest wizytówką tej imprezy. Dla porównania na jarmarku w Wiedniu za taką samą porcję ciepłego wina trzeba zapłacić ok. 4,5 euro, czyli 19 zł.

Wrocławski jarmark postanowiła odwiedzić Natalia Maszkowska – influencerka specjalizująca się w tematach kulinarnych. To właśnie ona poddała surowej krytyce dania serwowane na Rynku. Gorąca czekolada za 22 zł miała smakować jak polewa do ciasta, pierogi ruski za 35 zł były tłuste i przesuszone, a gofr za 31 zł był za mało chrupki.

Ekspertka podkreśliła jednak, że na uwagę zasługują pierogi z mięsem za 32 zł i barszcz z uszkami, który kosztuje 28 zł. Oba dania były jej zdaniem smaczne, choć porcja pierogów mogłaby być nieco większa. Nie wpłynęło to jednak na ostateczny werdykt influencerki. – Za wszystko zapłaciłam 212 zł, co uważam, jest absurdalną ceną w stosunku do jakości – podsumowała.

Wysokie ceny na jarmarku we Wrocławiu. Sprzedawcy tłumaczą, że nie mają wyjścia

W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" o cenach opowiedzieli sami sprzedawcy. Ci nie kryli, że te mogłyby być niższe, gdyby koszt wynajęcia stanowiska na jarmarku nie był tak wygórowany. Aktualnie za domek trzeba zapłacić 30 tys. zł w przypadku stoiska z rękodziełem i wyrobami rzemieślniczymi. Stragany z gorącym jedzeniem są jeszcze droższe.

– W porównaniu z zeszłym rokiem o 100 procent w górę. Do tego dochodzą noclegi i dojazdy – wyjaśniła jedna ze sprzedawczyń. – Gastronomia płaci jeszcze więcej za budki niż my. Jeśli ktoś musi wyłożyć tyle tysięcy za stoisko, to pajda chleba za 25 zł i pierogi za tyle samo są normalne. Trzeba przecież zarobić na budkę, pracowników i jeszcze coś dla siebie – dodała.

Wysokie ceny wynajmu, a także konieczność opłacenia pracowników, wyjaśniają, dlaczego ceny potraw na jarmarkach są wysokie. Jednak na tę kwestię wiele osób byłoby w stanie przymknąć oko, gdyby serwowane tam dania były smaczne i dobrej jakości. Niestety do tego poziomu nasze jarmarki nadal muszą jeszcze dojrzeć.