Mgła kładzie Balice. Samoloty znów lądują w Katowicach
Mgła kładzie Balice. Samoloty znów lądują w Katowicach Fot. Angel DiBilio, Shutterstock

Balice stoją, gdy tylko nad Małopolskę schodzi mgła. Pasażerowie słyszą komunikat o złej pogodzie, ale w tle tak naprawdę jest brak inwestycji w infrastrukturę lotniczą. Dziś znów poinformowano o problemach na lotnisku pod Krakowem.

REKLAMA

"Ze względu na złe warunki atmosferyczne (mgła) niektóre operacje lotnicze mogą podlegać zmianom" – od tego zdania zaczyna się dzisiejszy poranny komunikat Kraków Airport. Lista zmian jest jednak znacznie dłuższa, niż tylko samo ostrzeżenie: kolejne rejsy, m.in. z Londynu, Madrytu, Sztokholmu, Kopenhagi czy Wilna, zamiast w Balicach kończą w Katowicach. Pasażerowie, którzy kupili bilety do Krakowa, lądują kilkadziesiąt kilometrów dalej i muszą samodzielnie organizować dalszą podróż.

W komunikacie lotnisko podkreśla, że decyzje o przekierowaniu lub odwołaniu rejsów podejmują linie lotnicze, a pasażerowie powinni na bieżąco sprawdzać status lotów w aplikacjach przewoźników. Mgła, zakłócenia, przekierowania, przeprosiny – to stała formułka lotniska w Balicach w ostatnich dniach. Dlaczego krakowski port lotniczy przy gorszej pogodzie po prostu staje?

Nie pierwszy raz. Balice coraz częściej zamieniają się z Pyrzowicami

Dzisiejsza mgła nie jest jednorazowym wyskokiem pogody, tylko kolejnym epizodem w trwającej od wielu dni serii problemów. Gdy tylko nad Kraków schodzi gęsta warstwa chmur, tablice odlotów i przylotów w Balicach zaczynają się wprost czerwienić od komunikatów o opóźnieniach, odwołaniach i przekierowaniach.

Scenariusz jest już dobrze znany: rejs oznaczony jako "Kraków" w praktyce ląduje w Pyrzowicach, a pasażerowie w środku dnia dowiadują się, że ich podróż wydłuży się o dodatkową godzinę albo dwie dojazdu. Dla przewoźników to dodatkowa logistyka i koszty, a dla podróżnych po prostu zmarnowany czas i przesiadki, które nagle przestają mieć sens, i wizyty w hotelach, których nikt nie planował.

Balice tymczasem tłumaczą się mgłą. Problem jednak w tym, że w europejskich realiach sama mgła coraz rzadziej jest wystarczającym usprawiedliwieniem. To, co gdzie indziej oznacza lądowania w trybie "low visibility", w Krakowie zbyt często kończy się komunikatem o przekierowaniu.

Mgła to nie wszystko. Balice przegrywają z technologią

Położenie krakowskiego lotniska nie pomaga. Port leży w niecce, w rejonie, gdzie jesienią i zimą mgły tworzą się wyjątkowo chętnie i potrafią utrzymywać się godzinami. To jednak tylko część historii. Druga to niestety niewystarczająca infrastruktura.

Balice nie mają najbardziej zaawansowanych systemów podejścia w warunkach ograniczonej widzialności, jakimi dysponują największe europejskie porty. W praktyce oznacza to, że przy określonej gęstości mgły i pułapie chmur piloci po prostu nie mogą lądować, nawet jeśli samolot technicznie byłby do tego zdolny. Zasady bezpieczeństwa są twarde – jeśli parametry schodzą poniżej dopuszczalnych minimów, rejs zostaje przekierowany lub odwołany.

W efekcie Balice stają się lotniskiem "pogodowo wrażliwym" w stopniu, który coraz trudniej wytłumaczyć wyłącznie klimatem. Gdy inne porty są w stanie utrzymać znaczną część operacji dzięki nowoczesnym systemom nawigacyjnym i rozbudowanej infrastrukturze, w Krakowie mgła nadal oznacza pauzę. A to rodzi pytania o zaniechane inwestycje i brak decyzji, które powinny były zapaść lata temu.