Lotnisko w Krakowie znów przegrało z pogodą
Lotnisko w Krakowie znowu zamknięte. 4 grudnia ich samoloty lądowały w Katowicach rano i wieczorem Fot. Tupungato/Shutterstock

Jak tak dalej pójdzie to lotnisko w Krakowie stanie się synonimem portu, z którego nie da się latać. Mgła unosząca się nad pasem startowym regularnie paraliżuje port, zmuszając samoloty do lądowania w innych miastach. 4 grudnia był kwintesencją tego problemu, bo niektóre loty przekierowano jakby już na zaś.

REKLAMA

Przekierowanie lotów już na stałe wpisało się w siatkę połączeń lotniska w Krakowie. Nie ma tygodnia, żeby z powodu mgły port nie musiał wstrzymywać pracy, a załogi nie były zmuszane do lądowania w Katowicach. Szczególnym pod tym względem jest jednak 4 grudnia. Mgła paraliżowała bowiem ruch rano, a kolejne przekierowania pojawiły się wieczorem.

Lotnisko w Krakowie przegrywa z pogodą. Dobrze, że Wrocław wrócił do pracy

Mgły na krakowskim lotnisku to norma od wielu lat. Jednak wzmożony ruch sprawił, że przekierowań jest coraz więcej. A to irytuje pasażerów. Tylko w środę 3 grudnia przekierowano 11 połączeń. Kolejnych 16 nie wylądowało lub nie wystartowało w Małopolsce w czwartek 4 grudnia. A to tylko do 19:10, czyli momentu, kiedy powstał ten tekst.

Czwartkowy paraliż zaczął się już rano. Do Katowic zamiast Krakowa poleciały samoloty z Helsinek, Paryża, a inne zaliczyły wielogodzinne opóźnienia. Kolejna seria przekierowanych lotów zaczęła się wieczorem.

Już w momencie powstawania tego tekstu wiadomo, że do Katowic przylecieli krakowscy pasażerowie z dwóch lotów z Londynu, Oslo, Frankfurtu i Stambułu. Mało tego, niektóre loty były przekierowywane "na zapas". Np. zaplanowane na 19:05 połączenie z Teneryfy już o 18:43 było skierowane na Katowice. Jeszcze wcześniej, bo chwilę po 18:00 katowicki port poinformował, że przyjmie lot z Tel Awiwu, którego lądowanie zaplanowano na 21:40.

I całe szczęście w tym, że po kilku tygodniach zamknięcia do pracy wraca lotnisko we Wrocławiu. To z pewnością odciąży nieco Katowice, bo to lotnisko "drugiego wyboru" dla lotów przekierowywanych z Krakowa. Ostatecznie bowiem niestety nic nie wskazuje na to, że sytuacja w Małopolsce poprawi się w najbliższych latach, bo miesiącach nie ma nawet co marzyć.

Lotnisko w Krakowie utknęło w martwym punkcie. Lepiej prędko nie będzie

Wściekli pasażerowie zastanawiają się, dlaczego drugie co do wielkości w Polsce lotnisko nadal nie zainstalowało systemu ILS kategorii III B. Takie rozwiązanie pozwoliłoby pilotom lądować nawet w bardzo trudnych warunkach. Dowodem na użyteczność tego systemu jest zresztą port w Gdańsku, który także walczył z mgłami, a aktualnie nie są one większym problemem.

Kraków też bardzo chciałby mieć tę technologię, ale ma związane ręce. Ich droga startowa jest w złym stanie i nie można zamontować tam dodatkowego oświetlenia, które jest niezbędne przy tym systemie. A ewentualny remont oznaczałby zamknięcie portu na 3-4 miesiące, co przy ponad milionie pasażerów każdego miesiąca jest niewykonalne.

Rozwiązaniem byłaby nowa droga startowa. O jej budowę lotnisko stara się od lat, ale tu na drodze stanęły procedury, które ciągnął się w nieskończoność. I tak oto lotnisko w Krakowie znalazło się w martwym punkcie. Dopóki machina związana z budową nowego pasa nie ruszy, każdej jesieni i zimy melodramat pod tytułem "przekierowanie do Katowic" będzie się powtarzał.