
Włochy są dla wielu kierunkiem wymarzonym. Piękna architektura, bogata kultura, morze, plaże czy bardzo smaczna kuchnia. I zgadzam się z tym wszystkim. Tylko że mają też największą ściemę turystyczną, jaką widziałam, a wyjeżdżam kilkanaście razy w roku. Uważajcie na Weronę i jej wizytówkę.
W życiu popełniłam niejeden turystyczny błąd. Jedne robiłam celowo, żeby móc sprawdzić, czy naprawdę jest tak źle, inne były przypadkiem. Werona miała być fajnym jednodniowym wypadem i przerwą w zwiedzaniu Wenecji. Z kumpelami do dziś wspominamy scam w "Domu Julii", a ludziom każą teraz za to płacić! Już wyjaśniam, dlaczego nie warto.
Włochy są piękne. Ale Weronę omijam
Werona zyskała na popularności dzięki Szekspirowi i jego dramatowi "Romeo i Julia". Historią nieszczęśliwych zakochanych karmią nas szkoły, filmy, seriale i media społecznościowe, więc nic dziwnego, że do tego włoskiego miasta jedzie tak wiele osób. Tym bardziej, kiedy widzą w sieci, że na miejscu można znaleźć legendarny "Dom Julii".
I ja dotarłam na miejsce. Przepychałam się w tłumie na dziedzińcu, żeby zrobić zdjęcie słynnego balkonu. Weszłam nawet do muzeum. I teraz mogę was ostrzec. Błędem wczesnej młodości (jakieś 4 lata temu) było to, że nie przeczytałam historii tego miejsca. Pewnie jak większość turystów.
Jak wiemy Romeo i Julia to historia zmyślona, albo co najwyżej miejska legenda. Dowodów na ich istnienie nie ma. Dom, który dziś odwiedzają turyści, należał kiedyś do rodziny "Capello" i to ludziom wystarczyło, żeby zacząć ściągać podróżnych.
Mało tego, ten legendarny balkon, z którego Julia miała krzyczeć "Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo!" jest doklejany! Oryginalnie go tam nie było, ale sprawny przedsiębiorca znalazł go gdzieś w ruinach i doczepił w latach 30. XX wieku. To nawet nie jest ten sam styl architektoniczny, ale jemu to pasowało do stron dramatu i turystycznego marketingu.
Największe turystyczne oszustwo we Włoszech dodatkowo płatne
I za cały ten turystyczny scam teraz trzeba będzie płacić. Muzeum postanowiło, że nie wpuści na dziedziniec nikogo, kto nie kupił biletu za 12 euro, czyli ok. 50 zł. Fakt, uprawnia on do wejścia do muzeum, które jest w zasadzie puste. W środku możecie co prawda napisać list do Julii, albo zobaczyć łoże stworzone na potrzeby filmu "Romeo i Julia".
We wnętrzach muzeum jest także oryginalny posąg Julii. Ten sam, którego replika stoi na wspomnianym dziedzińcu i którego piersi są regularnie dotykane przez turystów, bo to ma przynieść szczęście w miłości. Rozumiecie – nawet oryginalną rzeźbę z lat 60. XX wieku podmienili w 2014 roku na podróbkę. Na koniec zostaje możliwość wejścia na balkon i zrobienia sobie foty. Zakochani mają na to maksymalnie 60 sekund.
Jedyna dobra wiadomość jest taka, że opłata będzie obowiązywała tylko do 6 stycznia i ma związek ze świątecznym najazdem turystów. Niemniej nadal jest to wręcz okrutnym naciągactwem i wielkim rozczarowaniem. Z czymś takim nie spotkałam się nawet w Tajlandii, Egipcie czy Maroku, przed którymi ostrzega się podróżnych na forach.
Dlatego ostatecznie nie dziwi mnie, że Szekspir nigdy nie przyjechał do Werony. A gdybyście wy jednak się tam pojawili, "Dom Julii" omijajcie z daleka. Zamiast tego zobaczcie amfiteatr, albo przespacerujcie się uliczkami między kamienicami. To znacznie lepsza rozrywka. Natomiast jeśli chcecie zobaczyć coś oryginalnego i nie aż tak popularnego, pojedźcie za kilka euro pociągiem do pobliskiej Padwy. To tam bracia Barbieri wynaleźli Aperol.
Zobacz także
