Eric Abidal (z lewej) niedawno grał z Polską przy Łazienkowskiej. Teraz musi poddać się przeszczepowi wątroby.
Eric Abidal (z lewej) niedawno grał z Polską przy Łazienkowskiej. Teraz musi poddać się przeszczepowi wątroby. fot. Radosław Jóźwiak / Agencja Gazeta

Jeden z najlepszych lewych obrońców świata, zdolna tenisistka ze Wschodu, najlepszy kolarz ostatnich kilkunastu lat i legendarny hokeista. Do tego młody, zdolny polski piłkarz i rekordzistka w ilości przebiegniętych maratonów. Co ich łączy? Wszyscy uprawiają bądź uprawiali sport. I wszyscy też musieli zmagać się z rakiem. Nie wszyscy z nich tę walkę wygrali. Oto historie sportowców, którzy musieli zwalczyć nowotwór.

REKLAMA
Na początku wydawało się, że to taka piękna historia o walce człowieka z przeciwnościami losu. Rok temu, w marcu, władze Barcelony poinformowały, że jej obrońca Eric Abidal zmaga się z nowotworem wątroby. Świat mocno się przejął, do Katalonii słał kondolencje, tymczasem piłkarz już po kilku dniach został zoperowany. Dwa miesiące później Barcelona pokonała Manchester United w finale Ligi Mistrzów i puchar do góry wzniósł właśnie Abidal, choć nie był kapitanem zespołu. To był taki piękny gest ze strony kolegów.
Przeszczep po roku
Wydawało się, że już tylko może być z górki. Że Abidal znów zacznie wraz z kolegami kompletować kolejne trofea. Niestety, niedawno podano do publicznej wiadomości informację, że piłkarz będzie musiał poddać się przeszczepowi wątroby. Jego koledzy z drużyny dowiedzieli się o tym od trenera Pepa Guardioli, gdy pewnego dnia w dobrych humorach wychodzili na trening. Miny im zrzedły od razu.
Oto, jak koledzy z drużyny i inni wspierają Abidala
Czekający piłkarza zabieg, choć od roku zastanawiano się nad jego przeprowadzeniem, bardzo porusza środowisko sportowe. Nawet Iker Casillas, bramkarz rywalizującego z Barcą Realu Madryt zdobył się na solidarność ponad podziałami i na swoim Twitterze napisał: "Cała siła tego świata dla kolegi po fachu. Nie liczy się kolor koszulki, w której gramy, bo najważniejszy jest człowiek. Dużo siły Abidal!".
Reprezentant Francji na pewno nie zagra do końca sezonu. Najprawdopodobniej nie wystąpi też na polsko-ukraińskim Euro.
Najważniejszy mecz w życiu
Na początku ubiegłego roku wydawało się, że Alisa Klejbanowa będzie kolejną wschodzącą gwiazdą kobiecego tenisa. W lutym młoda Rosjanka była już 20. w rankingu. Potem jednak musiała opuścić najważniejsze turnieje. Mówiło się o kontuzji, potem o chorobie. Aż w końcu nastąpił coming-out. W swoje 22. urodziny zawodniczka poinformowała, że cierpi na ziarnicę złośliwą, czyli nowotwór układu chłonnego.
- Tenis jest moim życiem i pasją od 15 lat. Wierzę, że wygram ten najważniejszy mecz w moim życiu. To sprawa cierpliwości i czasu - napisała w specjalnym oświadczeniu. Klejbanowa liczyła, że jeszcze wróci do normalnego życia. Ba, sądziła, że jeszcze weźmie w ręce rakietę i znów będzie ganiać przeciwniczki po korcie. Według medycznych statystyk miała na to całkiem spore szanse. Ziarnica to taki typ nowotworu, który, nawet rozpoznany dość późno, najczęściej się daje wyleczyć. A zdecydowana większość cierpiących na niego ludzi ostatecznie powraca do zdrowia.
Udało się. Rosjanka właśnie wróciła na kort, w pierwszej rundzie turnieju Sony Ericsson w Miami pokonała w trzech setach Szwedkę Johannę Larsson.
Alisa Klejbanova
niedawno, na swoim blogu:

Leczenie skończyłam w grudniu, dwa tygodnie temu przeszłam ostatnie testy badania w Rzymie. Lekarze są zadowoleni z wyników, a ja czuję się świetnie. Jestem już na Florydzie i zaczęłam treningi. Pierwsze były bardzo wyczerpujące, ale byłam tak podekscytowana, że nie zeszłam z kortu. Trenuję każdego dnia i cieszy mnie to bardziej niż wcześniej

Dwa wielkie powroty
Ten sam nowotwór leczył też kanadyjski hokeista Mario Lemieux. W 1992 roku z Pittsburgh Pinguins zdobył swój drugi Puchar Stanleya. Rok później ogłaszał już światu, co mu dolega. Jednak z nowotworem zmagał się krótko i z powodzeniem. Jeszcze w latach 90., po pokonaniu choroby, wystąpił kilkakrotnie w Meczu Gwiazd NHL. A w 2002 roku w Salt Lake City został mistrzem olimpijskim z reprezentacją Kanady. Dziś Lemieux, zwany "Supermario" uważany jest za jednego z najlepszych hokeistów w dziejach.
Film dokumentalny o Mario Lemieux
Podobnie jak Lance'a Armstronga uważa się powszechnie za najlepszego kolarza ostatnich kilkunastu lat. W 1997 roku u młodego, świetnie się zapowiadającego zawodnika, już wtedy mistrza świata, wykryto raka jąder. Nie pytano czy w ogóle wróci do sportu. Raczej zastanawiano się, czy w ogóle przeżyje. Ale silny organizm triathlonisty, którego zauważono na jednych zawodach i nakłoniono do postawienia na rower, postanowił stoczyć walkę. I wygrał ją w wielkim stylu.
Po wyleczeniu Amerykanin siedem razy pod rząd wygrał Tour de France - największy wyścig kolarski świata. Wcześnie nie dokonał tego nikt inny w historii. Trudno o piękniejszy powrót do życia.
Armstrong mówi w wywiadzie o swojej walce z rakiem
Budzikom śmierć?
17. urodziny spędza się najczęściej w gronie znajomych, bawiąc się, tańcząc i zapewne spożywając alkohol. Ale jemu nie było to dane. Marcin Budziński, dziś grający w Cracovii Kraków, to właśnie tego dnia otrzymał pierwszą chemioterapię. Podczas jednego z treningów nagle poczuł ból brzucha, pojechał do szpitala, tam go operowano. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Chłoniak, nowotwór złośliwy. W jego przypadku tytuł popularnej piosenki - "Budzikom śmierć" - nabrał dodatkowego znaczenia.
Po wyleczeniu Marcin Budziński grał tak:
Marcin się jednak nie poddał. Postanowił poczytać. Obcy jak dotąd termin "chłoniak" stał się, po lekturze wielu książek, słowem w pełni zrozumiałym. Wiedział co mu dokładnie dolega, co może robić, a czego musi unikać. O swojej chemioterapii tak opowiadał w rozmowie z "Super Expressem": "Nie miałem siły chodzić, siedzieć… Jednak nawet wtedy myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić na boisko. Byłem blady, wycieńczony, ale kiedy w telewizji oglądałem mecz aż mnie skręcało, że nie mogę tam być i też grać".
Nieudany bój rekordzistki
Barbara Szlachetka. W środowisku biegaczy to był taki człowiek-orkiestra. W 2004 roku chciała pobić rekord Europy w biegu 48h. W ciągu dwóch dni miała zamiar przebiec na nogach ponad 350 kilometrów. Dokonać czegoś niewyobrażalnego. Ale właśnie wtedy zaatakował nowotwór. Perfidny. Rak jelita grubego.
Wcześniej jej nazwisko znalazło się w Księdze Rekordów Guinessa. W ciągu jednego roku ona, kobieta, która jako małe dziecko cierpiała na niedowład nóg, przebiegła 52 maratony. Czyli średnio jeden w tygodniu. Widziałeś ją na mecie jednego biegu na 42 kilometry, a ona zadowolona mówi ci, że się pakuje, bo za kilka dni startuje w kolejnym europejskim mieście. Czy to Londyn, czy Berlin czy Rotterdam.

Fragment tekstu o Szlachetce, z portalu amator.fc.pl

Wszędzie, gdzie pojawiała się na starcie zawodów, przyjmowano ją niezwykle ciepło i serdecznie. Najpopularniejsza była jednak w Niemczech, gdzie przebywała przez kilka miesięcy w roku, biorąc udział w wielu biegach, niemalże do ostatnich dni życia. Nakręcono tam o niej film, występowała w licznych programach telewizyjnych, a niemieckie gazety często pisały "flotte Barbara" (fruwająca Barbara). Była członkiem amerykańskiego, angielskiego i niemieckiego 100 Marathon Club.

- Poznałem ją w 2001 roku, albo 2002. To było w Danii, na Maratonie Morza Północnego, w ogóle ciekawa impreza, bo cały czas biegnie się po piasku. Było tam kilka osób z Polski, w tym ona. Podszedłem, zagadałem, najpierw nie wiedziałem z kim mam przyjemność. Ale gdy powiedziała mi, że trochę jest zmęczona, bo poprzedniego dnia biegła maraton w Hamburgu, wiedziałem już, że to Basia Szlachetka - opowiada mi Grzegorz Radomski, biegacz ultra spod Warszawy.
Do końca wierzyła, że uda się pokonać chorobę. - Chcę żyć! Nie umrę! Nie opuszczę was! - pisała do swoich znajomych. Skontaktowała się nawet z Lancem Armstrongiem, którego drogą chciała podążyć. Podnieść się, wyleczyć i znów być wielka. Amerykanin odpisał, próbował podnieść na duchu.
- Spotkałem ją też kilka razy później, gdy była już w trakcie terapii. Wtedy też brała udział w zawodach, ale było po niej widać, w jakiej jest sytuacji. Sprawiało jej radość, że wciąż może biegać, cieszyć się tym w gronie znajomych. Ale konkretnych wyników już nie była w stanie osiągnąć - dodaje Radomski.
Niestety, nie wyszło. Nastąpiło pogorszenie zdrowia i 24 listopada 2005 roku odeszła. Zdążyła ukończyć ponad 300 maratonów i 54 biegów dłuższych.
Ten ziemski zakończyła stanowczo zbyt wcześnie...