Agnieszka Radwańska budzi emocje nie tylko podczas meczu, ale i po jego zakończeniu. Internauci spierają się, czy prawidłowo zachowała się po porażce z Sabine Lisicki. Niektórzy twierdzą, że przybita porażką nie okazała rywalce szacunku. Sama Radwańska pogorszyła sprawę pytając, czy powinna w takim razie zatańczyć na korcie. Jak przyjmować porażkę z klasą?
Agnieszka Radwańskaodpadła w półfinale Wimbledonu po zaciętym meczu z Sabine Lisicki. Tradycyjne pożegnanie i podziękowanie za mecz nie było ze strony polskiej tenisistki zbyt wylewne – Radwańska podała Niemce rękę, nawet na nią nie spoglądając. Pytana przez dziennikarzy, dlaczego zachowała się tak niekoleżeńsko odparła: "Co jeszcze miałam zrobić? Zatańczyć?". Na konferencję prasową Radwańska przyszła zapłakana, przybita i niesamowicie wyczerpana po meczu. Ale czy to usprawiedliwia "chłodny uścisk dłoni", jak określiły to enigmatycznie media?
Internauci są jak zwykle podzieleni. Jedni przekonują, że Radwańska miała pełne prawo do takiego zachowania, bo spełniła minimum, czyli podała rękę rywalce. I to wystarczy. "W jej zachowaniu nie było niczego zdrożnego, znacznie gorsze zachowania na Wimbledonie uchodziły" – pisze Piotr. "Aga nie była i zapewne nie będzie najsympatyczniejszą zawodniczką w peletonie WTA, ale niekibicowanie jej "bo jest niesympatyczna" jest hm niefajne. Nie rozumiem co jest złego w rzucaniu rakietą? To są w końcu tylko ludzie i emocje" – dodaje Łukasz.
Więcej jest jednak tych, którzy Radwańską krytykują, czasem bardzo ostro i niewybrednie. "Klasa polega na tym, że w życiu nie tylko są sukcesy i porażki trzeba przyjmować z klasą - wczoraj był piękny przykład jak można pięknie wygrać i z klasą przegrać." – napisał Mariusz odnosząc się do ciepłego pożegnania po meczu Łukasza Kubota z Jerzym Janowiczem. Krzysztof zwraca uwagę, że Wimbledon to impreza wyjątkowa: "Ale to Wimbledon, stuletnia tradycja. Tu do dobrych obyczajów szczególną wagę się przykłada. Pomimo, że przegrała powinna umieć się zachować nie jest przecież debiutantką nie uszło to uwadze tutejszej telewizji".
Radwańska jest znana z poruszających opinię publiczną zachowań i wypowiedzi. Podczas zeszłorocznych igrzysk olimpijskich w Londynie stwierdziła, że "igrzyska nie są w tenisie najważniejsze, ważniejsze są turnieje Wielkiego Szlema". Chociaż później wyjaśniała, że jej opinię wyrwano z kontekstu. Po tak emocjonalnej reakcji na szybkie odpadnięcie z olimpijskiego turnieju Radwańską krytykowało środowisko sportowe.
Ale kilka miesięcy temu Radwańska zadarła z przedstawicielami mediów, ogłaszając bojkot dziennikarzy TVN-u. "Ta telewizja ma ode mnie czerwoną kartkę nie na rok, miesiąc, ale na zawsze" – oznajmiła w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Zarzucano jej gwiazdorzenie, przewrażliwienie i wypominano, że to dzięki medialnej popularności zdobyła kontrakty reklamowe. Co więcej jej bojkot zapowiedzieli dziennikarze sportowi. "Tej dziewczynie należałoby dać nauczkę. Solidarność nas do czegoś zobowiązuje" – stwierdził jeden z nich, cieszący się wielką estymą w środowisku.
Być może po ostatnim meczu na Wimbledonie Radwańska bardziej niż na konkurentkę była zła na siebie, bo miała świadomość, że nie dała z siebie wszystkiego. – Jeśli wiemy, że na boisku daliśmy z siebie wszystko, to ta porażka nie jest aż tak gorzka. Inaczej, jeśli mamy świadomość, że coś mogliśmy zrobić lepiej – mówi Sebastian Świderski, były reprezentant Polski w siatkówce, dzisiaj trener ZAKSY Kędzierzyn Koźle. – U mnie zawsze najlepszą metodą na pozbycie się takiej złości było spożytkowanie jej na trening. Kiedy byłem zły miałem zawsze więcej energii i zapału do trenowania. Później, kiedy nabierałem doświadczenia, nie musiałem już niszczyć pokładów złości na treningach, umiałem sobie wytłumaczyć, że na wszystko ma się wpływ – relacjonuje.
Jednak nawet jeśli zawodnicy mają poczucie winy po przegranym meczu, starają się nie wyładowywać tego na konkurentach. – Siatkówka to czysty sport. Jesteśmy od siebie oddzieleni siatką, nie ma między nami bezpośredniego kontaktu, więc nie dochodzi do fauli, za które można obwiniać przeciwnika. Dlatego po meczu czasem latają butelki, ale w kierunku kolegów z zespołu – przyznaje Świderski.
Dla sportowca sfera psychiki jest równie ważna co przygotowanie fizyczne, dlatego czasem współpracują oni z psychologiem. – Współpracowaliśmy z psychologiem przez miesiąc, za czasów trenera Lozano. Ale wtedy nie było żadnych porażek – relacjonuje Świderski. – Myślę, że to głównie zadanie trenera, aby znalazł z zawodnikiem wspólny język, pomógł mu się otrząsnąć z porażki – przekonuje szkoleniowiec ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Rzeczywiście siatkarze to jedni z bardziej spokojnych sportowców, a Sebastian Świderski to prawdziwa ostoja spokoju, rozwagi i zimnej krwi. Tej brakuje często nie tylko tenisistom, jak Tomasowi Bedrychowi czy wspomnianej Radwańskiej, ale i piłkarzom i ich trenerom. Robin van Persie z Arsenalu nie chciał pożegnać się z rywalem z Wigan. I to pomimo, że sam trener bardzo przestrzega zasad savoir-vivre'u, o czym przekonywał w wywiadzie Wojciech Szczęsny. Zupełnie inaczej zachował się Raymond Domenech, były selekcjoner reprezentacji Francji, który po kompromitującym występie na mundialu w RPA nie chciał podać ręki trenerowi rywali.
Jednak nawet, jeśli emocje sięgają zenitu można zachowywać się z kulturą, a nawet przyjaźnią. Tak, jak po najbardziej brutalnym spotkań mistrzostw świata w piłce nożnej – meczu 1/8 finału Holandia – Portugalia, w którym sędzie pokazał 16 żółtych i 4 czerwone kartki. Jedną z nich zarobił Giovanni van Bronckhorst, drugą Deco. Chociaż na boisku walczyli ze wszystkich sił, kiedy sędzie wyrzucił ich z boiska, usiedli razem na schodach i rozmawiali o przebiegu spotkania kibicując swoim kolegom. Można? Można.
Ale nie tylko sportowcy mają problemy z etykietą – warto przypomnieć słynne przedwyborcze starcie Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim. Ówczesnemu prezydentowi debata nie poszła najlepiej, co wyraźnie go rozgniewało. Na pożegnanie Kwaśniewski wyciągnął rękę do Wałęsy, ale ten odparł tylko: "Panu to ja mogę nogę podać". Już kilka dni później przeprosił za to, ale obraz człowieka, który nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, pozostał.
Pomimo przeprosin Wałęsa nie wycofuje się ze swojego zachowania. – Rzeczywiście zachowałem się chamsko, ale inaczej się nie dało, bo chamsko zachował się Kwaśniewski – przekonuje w rozmowie z naTemat były prezydent. – Z chamem trzeba się zachowywać po chamsku. Inaczej się nie da po prostu. A że na tym straciłem? No tak, wiadomo, że lepiej zachować się poprawnie politycznie, ale to nie jest mój charakter proszę pana – tłumaczy Lech Wałęsa. – Kwaśniewski grał, udawał poprawne zachowanie, a ja tak nie potrafię i nie chcę. To nie mój charakter, chociaż pewnie bym zyskał, gdybym zachowywał się inaczej. To by było lepiej odebrane – przyznaje Wałęsa.
Dlatego porażkę, niezależnie czy w sporcie, czy w pracy, czy w życiu prywatnym, lepiej zachować dla siebie, nie pozwalając jej przyćmić zdrowego rozsądku. Trzeba ją traktować jako bodziec do większego wysiłku, a nie ostateczną klęskę. Może dzięki temu uda nam się wyciągnąć z niej wnioski. Nie można obwiniać przeciwnika za swoje niepowodzenie, bo to my mogliśmy się bardziej postarać. I o tym zapomniała chyba Agnieszka Radwańska.