Nie będę pił alkoholu przez miesiąc
Nie będę pił alkoholu przez miesiąc Fot. Archiwum własne / naTemat

– A może ktoś z naszej redakcji zrobiłby eksperyment i przestał pić na miesiąc – zaproponowała na kolegium redakcyjnym jedna z dziennikarek (niepijąca). I oto jestem. To efekt kilku ostatnich tekstów o kulturze picia w Polsce. Czy coś się zmieni w moim życiu? Będę ignorowany w towarzystwie? A może okaże się, że trzeźwość nie ma kompletnie żadnego znaczenia i nie zauważę kompletnie żadnej różnicy?

REKLAMA
Trochę się boję. Miesiąc to jednak dość długo biorąc pod uwagę, że nigdy nie zastanawiałem się nad swoim "piciem". Pije się na imprezach, na zwykłych spotkaniach z przyjaciółmi, na mieście, a czasem po prostu do obiadu. Wódka, piwo, wino – standard. Wszystko to wydaje się powszechne, niewinne i przede wszystkim niegroźne. Skąd więc ten niepokój, który pojawił się wraz z postanowieniem o miesiącu w trzeźwości?
Otóż przyzwyczaiłem się do tego, że jestem osobą pijącą – podobnie jak ogromna większość moich znajomych i naszego społeczeństwa. Pierwszy test czeka mnie już w najbliższy piątek, bo wybieram się na planowaną od dawna imprezę. I choć jest do niej jeszcze kilka dni, już dziś słyszę: – To może zacznij chociaż od soboty? – mówi mi pierwsza osoba. – To nie będziesz pił w piątek? – słyszę od drugiej, równie zdziwionej koleżanki. Nie, nie będę pił w piątek, ani przez cały najbliższy miesiąc.
Nasz serwis i inne ogólnopolskie media poświęcają w ostatnim czasie sporo miejsca właśnie alkoholowi, a konkretnie problemom, które powoduje picie. – Dla mnie to cud – stwierdził przed kilkoma dniami Mike Tyson, który wytrzymał sześć dni bez alkoholu. Bokser wyznał, że jest na skraju śmierci i chce zmienić swoje życie. Odważne posunięcie, miejmy nadzieję, że nie za późne. W życiu Tysona od lat obecny jest bowiem nie tylko alkohol, ale i narkotyki.
Picie jest też problemem polskich gwiazd. Portale plotkarskie rozpisywały się przed tygodniem o tym, że Jan Borysewicz przestał pić alkohol. Anna Wittenberg napisała wówczas felieton o tym, iż "dziwi ją zdziwienie" Polaków tym, że ktoś nie pije. Anka uznała wówczas, że "w Polsce przyznanie się do niepicia oznacza po prostu towarzyską śmierć".
O takiej śmierci właśnie napisał także prezenter telewizyjny Maciej Dowbor, który również przestał pić alkohol. Jeśli jego doświadczenia mają się powtórzyć także w moim przypadku, oznacza to, że z powodu niepicia powinienem w niedługim czasie zacząć tracić kolegów. Dowbor twierdzi bowiem, że dwa słowa "nie piję" wywołują wśród ludzi popłoch oraz współczucie. To nie zachęca, a trochę nawet przeraża.
Picie stało się w naszej kulturze warunkiem sine qua non, aby nie tylko "być" w towarzystwie, ale też by nie uchodzić za dziwaka. Ktoś może powiedzieć: zmień towarzystwo. Ale nie o to przecież chodzi, aby uciekać od problemu i zaszywać się w enklawach trzeźwości. Mam nadzieję, że nie zauważę specjalnych różnic.
Po co właściwie to robię? Raczej nie chcę niczego udowadniać. Chcę sprawdzić przede wszystkim siebie, swoje reakcje i zachowania. Ciekaw jestem, czy słynna "zabawa bez alkoholu" jest równie fajna, a może fajniejsza niż ta przy piwku. Chcę także zbadać, czy wyjścia ze znajomymi, podczas których pije się alkohol, będą mnie tak samo przyciągały ze świadomością, że będę patrzył, jak inni popijają. Zastanawiam się także, czy weekendy, którym często towarzyszą imprezy, będą wymagały ode mnie więcej niż te, którym towarzyszy spożywanie. Wiele osób w moim wieku przeznacza pół weekendu na to, aby spokojnie przetrwać kaca w swoim łóżku i zebrać siły na kolejny balet.
Przez najbliższy miesiąc będę także obserwował reakcje innych osób na mój eksperyment. Zastanawiam się, czy będę zachęcany do alkoholu oraz czy stanę się w tym czasie "mniej atrakcyjny" jako kompan do wspólnego spędzania czasu.
Wiele osób zaśmieje się głośno i powie "ja nie piję od lat i żyję". Myślę jednak, że jest wiele osób w moim wieku, które nie wyobrażają sobie, aby przestać pić choćby na miesiąc. Przede wszystkim nie widzą ku temu potrzeby, bo przecież nie są alkoholikami... Poza tym, żyjemy przecież w "takich czasach", że musimy jakoś odreagować stres i wyścig szczurów, co opisałem w artykule kilka miesięcy temu.
Czy przez ten miesiąc zabraknie mi tematów do rozmowy? Czy będę czuł się spięty w czasie spotkań ze znajomymi i nie uda mi się odreagować tygodnia pracy? To się okażę. Swój eksperyment rozpoczynam już dziś i będzie trwał równo 30 dni.