Czy sztuczny telefon uchroni przed mandatem? Policja odpowiada SA Wardędze: będzie sąd
Michał Mańkowski
13 lutego 2014, 10:20·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 lutego 2014, 10:20
To już kolejny odcinek "serialu" pt. SA Wardęga kontra policja. Komenda Stołeczna Policji odpowiada oficjalnie w sprawie najnowszego nagrania YouTube'ra, na którym żartuje z policjantów ciasteczkową atrapą telefonu. Okazuje się, że także tym razem Wardęga mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Dlatego każdy, kto myślał, że atrapa telefonu uchroni go przed mandatem, powinien zastanowić się dwa razy.
Reklama.
Do tej pory najgłośniejszym starciem z policją było nagranie "Police Trainer", na którym SA Wardęga sprawdzał kondycję policjantów. Ta sprawa ostatecznie znalazła swój finał w sądzie, gdzie vlogera skazano na 500 złotych grzywny.
Niedawno w sieci pojawiło się kolejne nagranie pt. "Cookie Phone vs Police", gdzie Wardęga nabiera policjantów udając, że rozmawia za kierownicą przez telefon. Ostatecznie unika mandatów, pokazując jedynie... ciastko przypominające smartfona.
I choć sam numer budzi skrajne emocje, to pojawia się pytanie: czy w takim razie każdy, kto zostanie złapany przez policję, ale funkcjonariuszowi pokaże przedmiot imitujący telefon, zdoła uniknąć mandatu? Nie do końca.
Rzecznik Komendanta Stołecznego Policji st. asp. Mariusz Mrozek wyjaśnia, że zachowanie SA Wardęgi (i każdego kierowcy, który zachowa się w ten sposób) można potraktować, jako angażowanie policjantów w niepotrzebną czynność tj. interwencję wobec potencjalnego sprawcy wykroczenia.
– W mojej ocenie trudno tutaj przede wszystkim mówić o tych sytuacjach jako performance, gdyż niewiele wspólnego mają ze sztuką i artyzmem – mówi nasz rozmówca. I dodaje, że nie ma nic do zarzucenia nagranym przez vlogera policjantom.
– Postępowali prawidłowo, podejmując interwencję, gdyż z odległości
kilku metrów trudno ocenić, czy kierowca pojazdu trzyma przy uchu telefon i
w trakcie jazdy prowadzi rozmowę (co jest wykroczeniem), czy też w sposób
celowy usiłuje wprowadzić funkcjonariuszy w błąd trzymając przedmiot (w tym
konkretnym przypadku ciastko) mający tylko imitować aparat telefoniczny – wyjaśnia Mariusz Mrozek.
Każda sytuacja tego typu musi zostać oceniona indywidualnie przez funkcjonariuszy podejmujących interwencję. – A w przypadku, gdy kierowca odmówi przyjęcia mandatu karnego, ocena pozostanie w gestii sądu, do którego przesłany zostanie stosowny wniosek o ukaranie – mówi.
Rzecznik trafnie zwraca też uwagę, że nie wolno zapominać, iż każda czynność absorbująca dodatkowo uwagę kierowcy może mieć wpływ na bezpieczeństwo zarówno jego, jak i pozostałych uczestników ruchu. – Trzymanie przy uchu telefonu, ciastka lub jakiegokolwiek innego przedmiotu i rozglądanie się za patrolem w trakcie prowadzenia samochodu na pewno nie przyczyni się do wzrostu bezpieczeństwa na naszych drogach – przekonuje. I dodaje: – Trudno mi znaleźć głębszy sens w tego typu zachowaniu.
Okazuje się także, że i tym razem policjanci mogą się nieco zemścić na swoim internetowym przeciwniku.
– Jeżeli natomiast miałbym w swojej odpowiedzi posłużyć się również pewną
formą żartu i potraktować ją z lekkim przymrużeniem oka, to wskazałbym na
niebezpieczeństwo trzymania ciastek tak blisko oczu. Być może wpływa to
bowiem na zmysł wzroku i powoduje zawężenie pola widzenia – mówi z przekąsem Mariusz Mrozek.
Jego zdaniem tłumaczyłoby to fakt zatrzymania autora nagrania w momencie, gdy pomimo dobrze widocznego znaku "zakaz skrętu w prawo", wykonał ten manewr (dodatkowo nie sygnalizując go). – Nie znajdując zrozumienia dla przepisów ruchu drogowego, znalazł je dla artykułu 99. kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenie, odmawiając przyjęcia mandatu karnego i przyjmując do wiadomości informację o skierowaniu do sądu wniosku o ukaranie – wyjaśnia rzecznik.
Wygląda więc na to, że i w tym przypadku sprawa skończy się w sądzie. A podsumowaniem całej sprawy niech będzie wpis Artura Kurasińskiego, który trafnie puentuje całą sprawę.