Solidarność z Ukrainą stała się po prostu... modna. To smutne, ale co zrobić?
Michał Mańkowski
20 lutego 2014, 20:19·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 lutego 2014, 20:19
Ukraina walczy od kilku miesięcy, ale w dopiero w tym tygodniu współczucie naszym sąsiadom weszło na zupełnie nowy poziom. To smutne, ale patrząc na to, co dzieje się w internecie, dochodzę do wniosku, że zbyt wiele osób wychodzi z założenia, że teraz wspierać Ukraińców po prostu... wypada.
Reklama.
Podobne obrazki z Ukrainy mogliśmy obserwować już od dawna. Wtedy mało na kim robiły wrażenie. Ot, „kolejne protesty, zagranico’”. Otóż nie. Ani „zagranico”, ani „za daleką”. Mimo to, zainteresowanie internautów materiałami z Ukrainy było znikome. A teraz? Teeeraz to się dzieje. Prawda?
Od wtorku, kiedy to sytuacja na Ukrainie znacznie się pogorszyła, wszyscy nagle sobie przypomnieli, że przecież tak strasznie się z naszymi sąsiadami solidaryzują. Oczywiście sprzed komputera: zdjęcie w tle, nowa profilówka z flagą Ukrainy. Do tego udostępnianie kolejnych zdjęć i linków. Nie wiedziałem, że tyle osób zna się na sprawach międzynarodowych, tyle analiz zaczęło pojawiać się na Facebooku czy Twitterze.
A jeszcze kilka tygodni temu sytuację wewnątrz Ukrainy kwitowali scroolowaniem w dół lub przełączeniem kanału. Teraz każdy wie, co trzeba zrobić i jak tę "wojnę domową" rozwiązać. To trochę jak z piłką nożną: kilka razy do roku każdy się na niej zna.
I choć ciężko wymagać, by wszyscy Polacy jechali pomagać Ukraińcom (w końcu mało kto ma taką możliwość), to mam dziwne wrażenie, że wspierać można inaczej. Współczucie jest odruchem ludzkim, ale trzeba odróżnić te wartościowe, od beznamiętnego klikania w internecie.
Maciej Mazur z „Faktów” TVN trafnie pisze:
O tym, że w sprawie Ukrainy zaspali nie tylko zwykli ludzie, ale także i UE/USA, niech świadczy ten Tweet.
Albo ten cytat:
Powiem Wam, jak to współczucie zdecydowanie zbyt często wygląda. Klik, klik – sprzed komputera. Jeden film, drugi film – o zabijają się – , klik, parę zdjęć – o strzelają –, klik, klik, – o kogoś zabili, klik, klik. Dobra wracam na Facebooka. Nie twierdzę, że takie współczucie jest fałszywe. Jest raczej złudne.
Wystarczy że zajrzę w statystyki. Wiecie ile osób interesuje się poważnym wywiadem o sytuacji na Ukrainie, sankcjami wprowadzonymi przez UE, ustaleniami delegacji szefów MSZ z prezydentem Janukowyczem, sylwetką lidera ukraińskiej opozycji, analizą wpływu Rosji na całą sytuację czy wpisami ekspertów? Nie powiem, zgadnijcie sami.
Podpowiem tylko, że było też kilka tekstów o zwłokach na ulicy, snajperach na dachu czy filmów ze strzelaniny. W kwestii Ukrainy internautów interesuje właśnie to. Tylko to. Bo tak naprawdę teraz już po prostu wypada być solidarnym z Ukrainą. To dobrze, że coraz więcej ludzi wie o problemach tego kraju, rozumie, że jest tam piekło - ale świetnie by było, gdyby jeszcze szła za tym jakaś głębsza refleksja.
Zdaję sobie sprawę, że spora część osób może się za taki punkt widzenia obrazić, ale nigdy nie byłem zwolennikiem e-wsparcia. Jeśli kiedyś będę chciał zmienić zdanie włączę sobie ten film, przypomnę, że siedzę w bezpiecznym domu tysiące kilometrów dalej i zdam sprawę, że "klikające wsparcie" jest ciągle nie na miejscu. Można to zrobić inaczej.
Tekst nie ma na celu krytykowania solidarności z Ukrainą. Ta, jest jak najbardziej potrzebna. Jednak nie tylko w sposób internetowy. Nie ta skala problemu i nie ta skala wsparcia.
To wszystko jest cenne i krzepiące, ale brakuje jakiegoś gestu państwowego, narodowego. Żałoby właśnie. Ilu z nas zdziwiło się, gdy po Katastrofie Smoleńskiej Brazylia ogłosiła żałobę narodową w geście solidarności? Komu jak komu, ale nam słowo „Solidarność” powinno być wyjątkowo bliskie. CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Myrosław Marynowicz
prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie
Przede wszystkim: przestańcie „wyrażać głębokie zaniepokojenie”. Wszyscy protestujący na Majdanie mają już alergię na tę frazę, która w naszych okolicznościach straciła jakikolwiek sens, w czasie, gdy gangsterzy z ukraińskiej rządowej bandy rechoczą nad indolencją Unii Europejskiej. CZYTAJ WIĘCEJ