- Ja to pier***e ten biznes panowie, szczerze wam mówię – powiedział taksówkarz kilka chwil po tym, jak zatrzasnęliśmy drzwi od jego samochodu. I wyjaśnił, że powodem jego frustracji są przeróbki taksometrów „magicznie” nabijające dodatkowe kilometry, po które coraz częściej sięgają jego koledzy po fachu. Robili to tak chętnie, że stołeczna policja właśnie zatrzymała kilku z nich.
Warszawa, wieczór. Jedna z bardziej znanych korporacji taksówkarskich. Podjeżdża dobry samochód, miły kierowca. Raczej nie z tych „typowych” taksówkarzy, których wady wymienialiśmy niedawno w tym tekście. Siadamy w trójkę z tyłu, kurs do centrum, więc czekała nas kilkunastominutowa przejażdżka.
Chwilę później słyszymy od taksówkarza, że "pier***i ten biznes". Zaskoczył nas, w końcu to ktoś ze środowiska taksówkarzy donosi na kolegów po fachu. – Jeździłem sporo przed laty, potem miałem przerwę i niedawno wróciłem. To już nie to samo, strasznie kombinują, mi się to nie podoba – mówi na oko 50-letni taksówkarz.
Owe kombinacje to specjalne przeróbki taksometrów. Dzięki ukrytemu przyciskowi taksówkarz może fałszywie zawyżyć liczbę przejechanych kilometrów. – Klika, wysyła impuls, urządzenie odbiera to jako dodatkowo przejechany odcinek, a kwota na liczniku rośnie – wyjaśniał nam kierowca. Z przejechanych pięciu kilometrów można zrobić siedem. Pięć złotych więcej tu, pięć złotych więcej tam i można uzbierać sporą sumkę. A „naklikać” można sporo, zwłaszcza na dłuższych kursach. W końcu, co komu zależy – i tak długa trasa.
Nosił wilk razy kilka...
Historia okazała się nad wyraz prawdziwa. Stołeczna policja zatrzymała właśnie siedmiu nieuczciwych taksówkarzy, którzy stosowali dokładnie takie przeróbki. Tylko jednej nocy zatrzymano mężczyzn w wieku od 24 do 52 lat. Grozi im do dwóch lat więzienia za korzystanie z przerobionego urządzenia pomiarowego w obrocie gospodarczym oraz możliwość cofnięcia licencji przez urząd miasta.
Jeszcze zanim doszło do zatrzymania, postanowiłem sprawdzić, czy proceder jest faktycznie tak bardzo powszechny i co sądzą o nim sami zainteresowani. Wystarczyło kilka kursów taksówkami różnych korporacji, by nie tylko potwierdzić historię, ale uświadomić sobie, że prawdopodobnie sam padłem kiedyś ofiarą „magicznego” taksometru. Moim rozmówcom celowo nie nadaję żadnych imion. Rozmowy miały miejsce na przestrzeni kilku tygodni. Każdy z nich spotkał się z opisywanym procederem.
– Są, są, ale to głównie ci młodsi tak robią, oni się lepiej na tym znają – mówi jeden z moich rozmówców, który zaznacza, że sam takiego mechanizmu nie używał. Podobne deklaracje złożył każdy z taksówkarzy, z którymi rozmawiałem. – To już nie na moje lata, za dużo z tym kombinacji, a i ryzyko jest zbyt duże – dodaje mniej więcej 60-letni kierowca.
– Wie pan, to zależy. Może i są, a może nie ma, ja tam nie wiem – mówi niechętnie kolejny. Ale kilka skrzyżowań dalej już się rozkręca. – Klient nie jest w stanie tego zobaczyć. Patrzy pan, czy zauważyłby pan, gdybym teraz klikał coś np. przy kierownicy – pyta, wskazując na swoje dłonie. Nie zauważyłbym, zwłaszcza, gdybym na to nie zwracał szczególnej uwagi.
Mechanik-elektronik potrzebny
„Usłyszałem taką historię od jednego taksówkarza, myślisz pan, że to prawda?” – odwołanie się do innego kierowcy najchętniej rozwiązywało usta. Zazwyczaj dlatego, że pozwalało się innym zdystansować od tego procederu. Po tym moi rozmówcy byli już dużo bardziej otwarci. – To wcale nie jest ciężkie do zrobienia, trzeba tylko znać mechanika-elektronika. Najlepiej takiego znajomego, żeby się nie wydało. Albo jeszcze lepiej, samemu coś takiego zrobić, wtedy bezpieczniej. Nie jest to bardzo skomplikowane, przeróbka na kablu i można wysyłać impulsy imitujące dodatkowe kilometry – mówi następny taksówkarz.
– Robią tak, ale moim zdaniem to za duże ryzyko. To sposób na krótką metę, można poszukiwać przez jakiś czas, ale prędzej czy później się wpadnie. Jeśli ktoś chce pracować w zawodzie dłużej, lepiej niech tego nie robi – przestrzega kolejny taksówkarz. I dodaje, że jego zdaniem to częściowi wina deregulacji. – Każdy może zostać taksówkarzem, to i robią takie przekręty – mówi.
A jak mogą wpaść? – Tajne kontrole. Wsiadają tacy niby zwykli klienci np. na lotnisku. Jadą i dokładnie obserwują kierowcę i taksometr. Jeśli coś jest nie tak, to po sprawie – dodaje kierowca.
Patrz na taksometr
Następna taksówka, następny taksówkarz. – Łatwo wpaść nie tylko przez kontrole, ale i klientów. Przecież takiego przekrętu nie można zrobić komuś, kto często jeździ tą samą trasą. A taksówkarz nie zawsze to wie. Ktoś, kto zawsze płaci za dany kurs +- 25 zł, a nagle musi dać 10 zł więcej, od razu zorientuje się, że coś jest nie tak. Chociażby podróż z pracy i do pracy – słyszę zza kółka.
I tutaj coś zaczęło mi dzwonić. Często jeżdżę na lotnisko, zazwyczaj płacę 16-18 złotych. A przecież nie tak dawno jeden z taksówkarzy zażyczył sobie 25 złotych. Trasa niemal identyczna. Padłem ofiarą „magicznego” taksometru? Nie wiem, wiem za to, że od tej pory czujniej niż zawsze zerkam na rosnącą na taksometrze kwotę. Tę metodę polecają też taksówkarze, z którymi rozmawiałem. W oczy klienta może rzucić się także nieregularny wzrost wyświetlanej kwoty.
O nielegalny proceder zapytałem warszawski urząd miasta. – Kontrole taksometrów może przeprowadzać Policja oraz Inspekcja Transportu Drogowego. Z mocy ustawy o transporcie drogowym Służba Celna oraz Straż Graniczna mogłyby również przeprowadzać tego typu kontrole jednakże w praktyce nie zdarza się to często – wyjaśnia Tomasz Demiańczuk z biura prasowego. I to te służby przeprowadzają ewentualne kontrole, o których wspominali moi rozmówcy.
Demiańczuk wyjaśnia, że z godnie z ustawą o transporcie drogowym miasto nie ma podstaw prawnych do przeprowadzania wyposażenia taksówek, w tym taksometrów. Urząd Miasta może kontrolować jedynie kwestie związane z wydaniem licencji.
Do widzenia licencjo
Jeżeli kontrola potwierdzi, że taksówkarz faktycznie używał np. „magicznego” taksometru, czyli samodzielnie zmieniał jego wskazania Prezydent Warszawy może cofnąć mu licencję. To jednak nie koniec problemów nieuczciwych taksówkarzy. Dodatkowe postępowanie karne wszczyna służba przeprowadzająca kontrolę.
– W ubiegłym roku do organu licencyjnego wpłynęło 6 wniosków o cofnięcie licencji za samowolną zmianę wskazań urządzeń pomiarowo-kontrolnych zainstalowanych w taksówce. Prezydent m.st. Warszawy w 6 sprawach wydał decyzje cofające licencję – mówi Tomasz Demiańczuk. W tym roku takich przypadków było już siedem, a nie jesteśmy jeszcze na półmetku 2014.
Fakt, że wsiedliśmy do znanej korporacji i nie dostaliśmy rachunku na kilkaset złotych, wcale nie znaczy, że nie padliśmy ofiara oszustwa. Po "trzaśnięciu drzwiami" warto patrzeć także na taksometr. W razie czego.