Mitsubishi L200, czyli dostawczak na sterydach. Brak lekkości i wdzięku nadrabia chęcią do ciężkiej pracy

Paweł Kalisz
Mitsubishi L200 nie jest samochodem miejskim, słabo też sprawdzi się jako rodzinna limuzyna. To potężne narzędzie do pracy, które najlepiej czuje się tam, gdzie trzeba wykonać jakieś ciężkie zadanie. Co nie znaczy, że nie można wybrać się nim w daleką wyprawę.
L200 to z pewnością nie jest miejskie autko ani rodzinne kombi. Samochód z początku trochę poraża swoją wielkością, ale szybko można docenić jego walory użytkowe. Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Jeśli jesteś drobną szatynką szukającą miejskiego auta, to odsyłamy do lektury testów małych aut, jakich nie brakuje w serwisie naTemat. Jeśli jesteś ojcem poszukującym rodzinnego kombi, to ten test raczej ciebie nie zainteresuje. A może jesteś takim młodym gniewnym, który po obejrzeniu filmy "Szybcy i wściekli 102 i pół" marzy o tym, że startować w nielegalnych nocnych wyścigach urządzanych w środku miasta? Mitsubishi L200 nie sprosta temu wyzwaniu, odsyłamy do lektury samochodu niższego, lżejszego i szybszego.

Mitsubishi L200 nie jest autem miejskim. Nie jest też, ani nie aspiruje do miana rodzinnego kombi. Nie sprawdzi się na wyścigach czy w konkursie driftu, choć jeśli chodzi o poślizg, to wbrew pozorom nie jest trudno "jechać bokiem" tym autem. L200 to duży pick-up, którym ciężko będzie zaparkować na wąskiej uliczce, ale nie do tego został stworzony. To auto to prawdziwy wół roboczy, który - byle go karmić - nie odmówi wykonania żadnej pracy.
L200 żadnej pracy się nie boi. Przewiezie belki, deski, ziemię do kwiatów, a ładowność niejednego może zadziwić.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Do testu dostaliśmy samochód w wersji Instyle. Od tańszej Intense Plus różni się kilkoma szczegółami, Instyle ma skórzaną tapicerkę, dostęp bezkluczykowy, system multimedialny z 7-calowym wyświetlaczem i nawigacją, łopatki przy kierownicy do zmiany biegów, 2-strefową klimatyzację automatyczną, LED-owe światła do jazdy dziennej, biksenonowe reflektory, elektrycznie regulowany fotel kierowcy i podgrzewane fotele przednie.
Po wejściu do środka trudno uwierzyć, że siedzi się w aucie stworzonym do ciężkiej pracy.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Co można powiedzieć o L200 na pierwszy rzut oka? Że jest wielki. Jest tak wielki, że niższe osoby muszą skorzystać z akcesoryjnego stopnia zamocowanego pod drzwiami, żeby wejść do środka. Do auta raczej się wspinamy niż wchodzimy. Testowe L200 było w pięknym niebieskim kolorze z licznymi chromami i skórzaną tapicerką w środku, co rodzi pytanie, do kogo to auto jest adresowane. Ale o tym może później.
Łatwiej spotkać L200 na terenie składu budowlanego niż na podjeździe eleganckiej willi.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Choć Mitsubishi L200 jest typowym przedstawicielem pick-upów, to przestrzeń ładunkowa została zakryta gigantyczną pokrywą. Oprócz niej zamontowano jeszcze wysokie boczki osłaniające przestrzeń ładunkową i gigantyczny spojler przedłużający linię dachu. Dobra wiadomość jest taka, że tak wyposażony samochód ma dużą przestrzeń ładunkową, do której początkujący złodziej się nie dostanie, bo klapa jest zamykana na kluczyk. Ale jest też zła wiadomość – pokrywa jest poprowadzona stosunkowo nisko, więc tym autem nie przewieziemy nie tylko lodówki stojącej w pionie na palecie, ale nawet pralki położonej na plecach. Klapa się nie domknie. Inna rzecz, że zarówno boczki, jak i klapę można zdemontować przy użyciu zwykłego klucza nasadowego, więc jeśli planujemy przeprowadzkę i trzeba przewieźć pianino, to da się to zrobić przy pomocy L200.

Tym bardziej, że auto można zapakować "pod sufit", a ono zdaje się pytać, czy naprawdę nie chcemy przewieźć czegoś więcej. Worki z ziemią kwiatową? A może worki z cementem i kilka cegieł? Dla Mitsubishi L200 to żadne wyzwanie. Problem zaczyna się, gdy chcemy przewieść coś dłuższego. Paka ma tylko 1520 mm, więc jeśli chcemy zapakować kilka dłuższych desek czy belek, to lepiej zawczasu przygotować sobie specjalne oznaczenia dla bezpieczeństwa, bo deski będą wystawać poprzez otwartą tylną burtę. Kiedy już jesteśmy przy pace, to jeszcze na koniec taka mała prośba do inżynierów Mitsubishi – powinni przemyśleć zamocowanie na burcie paki uchwytów dla jakiegoś bosaka albo chociaż szczotki na długim kiju. Jak coś się potoczy pod szoferkę, to nijak ręką się nie da tego sięgnąć, trzeba wchodzić na pakę.
Gdzie kończy się asfalt, zaczyna się przygoda. L200 poradzi sobie niemal w każdym terenie.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
W środku pasażer i kierowca podróżują we względnym komforcie. Skórzana tapicerka jest przyjemna i łatwo zadbać o jej czystość. Plastiki są twarde i czarne, ale choć samochód miał już na liczniku prawie 60 tysięcy kilometrów, to nic nie stukało ani nie skrzypiało. Na desce rozdzielczej nie ma zbyt wielu informacji, ot - prędkościomierz, obrotomierz, poziom paliwa i temperatura oleju, licznik kilometrów na zmianę ze średnim spalaniem i temperaturą otoczenia. Przy zegarach jest też informacja o tym, na ile kół mamy włączony napęd i kontrolkę informującą o tym, że zjeżdżamy z drogi wyznaczonej namalowanymi na jezdni pasami. To ostatnie bywa denerwujące, bo autem o szerokości 1815 mm i długości 5285 mm na krętych drogach gminnych bardzo trudno żadnej linii nie przekroczyć. Na szczęście czujnik można oczywiście wyłączyć.
Resory piórowe to w L200 zaleta, nie wada.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Auto wyposażone jest w dwustrefową klimatyzację. Z wyposażenia umilającego czas jest jeszcze radio z odtwarzaczem CD, które oczywiście daje możliwość sparowania po bluetooth z telefonem, dzięki czemu można w samochodzie słuchać muzyki lub audiobooka z urządzenia przenośnego. Na wyświetlaczu radia można też włączyć nawigację, która nieźle orientuje się w polskich drogach i szybko reaguje, jeśli przypadkiem (lub celowo) nie skręciliśmy w sugerowanym kierunku. Przeliczanie nowej trasy jest błyskawiczne.

A jeśli zapomnimy włączyć nawigację i asfalt się skończy, to... jeszcze lepiej. Mitsubishi drogi polnej się nie ulęknie. Samochód ma ogromne koła, a prześwit wynosi 225 mm. Naprawdę dużo trzeba, żeby kierowca tego auta uznał, że dalej pojechać się już nie da. Drogi polne, skróty przez las czy nawet zwykłe kartoflisko L200 traktuje na równi z drogami zarządzanymi przez GDDKiA.
Po pracy można pojechać na grzyby...Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Inna rzecz, że czy to asfalt, czy ubity piach, to samochód dość podobnie reaguje na wszelkie nierówności. Szczególnie pasażerowie tylnej kanapy odczują różne wstrząsy, ale i kierowca pewnie nie raz zaklnie szpetnie z powodu jazdy po "klepisku". Auto podskakuje na nierównościach, szczególnie tylna część, i nic dziwnego – z tyłu mamy klasyczne amortyzatory piórowe, zupełnie jak w przedwojennych samochodach. Ten patent wywodzi się w prostej linii jeszcze z powozów konnych. Dzięki takiemu zawieszeniu na L200 można załadować o wiele więcej, niż gdyby miał amortyzatory śrubowe. Z drugiej strony tył skacze na nierównościach, szczególnie jak jest nieobciążony. Trzeba też uważać na zakrętach.
...albo na lotnisko modelarskie. Na pace naprawdę wiele rzeczy można zmieścić, szkoda, że pokrywa jest poprowadzona tak nisko.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Samochód odebrałem od dilera w dzień, kiedy padał rzęsisty deszcz. Strugi wody wieczorem spływały po szybach, wycieraczki ledwie nadążały z jej zbieraniem, a ja stałem w korku. Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć do tego punktu na trasie, gdzie można trochę przyśpieszyć - z przyjemnością to zrobiłem, po czym... zwolniłem. Gdy na łuku przy prędkości około 50 km/h tylny zderzak Mitsubishi ochoczo wziął się za wyprzedzanie przedniego zrobiło mi się ciepło pomimo włączonej klimatyzacji.

Za tak słabe prowadzenie na śliskiej nawierzchni były odpowiedzialne dwie rzeczy. Po pierwsze sztywne i właściwie prehistoryczne amortyzatory piórowe z tyłu. Takie amortyzatory świetnie spisują się w samochodach, na które trzeba wpakować choćby tysiąc kilogramów ładunku. Są też lżejsze, tańsze i bardziej niezawodne niż nowoczesne konstrukcje ze sprężynami śrubowymi i systemem tysięcy stabilizatorów. Niestety, na tym kończą się zalety, a prowadzenie na zakrętach L200 pozostawia wiele do życzenia. Z drugiej strony uślizg tylnych kół był wynikiem przełączenia napędu wyłącznie na przednie koła. Włączenie napędu 4 koła (bardzo wygodnym pokrętłem obok hamulca ręcznego między fotelami) poprawiło trochę właściwości trakcyjne. Niestety, spalanie z miejsca wzrosło o litr ropy na 100 km.
L200 napędza potężny silnik diesla, który powinien wyciągnąć samochód z niejednego błota. Na zamówienie można sobie zamówić dodatkową wyciągarkę.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Poza tą przygodą muszę przyznać, że auto pozytywnie mnie zaskoczyło. Pod maską znajduje się silnik diesla o mocy 180 koni, który tę ciężarówkę ważącą niemal dwie tony rozpędza naprawdę dzielnie. Gdy wciskamy do deski pedał gazu, zupełnie nie wiadomo, kiedy auto pędzi 100 km/h. Co więcej - tej prędkości praktycznie nie czuć. Siedzimy wygodnie, patrzymy na wszystkich z góry (może poza kierowcami tirów) i jedziemy do celu. Więcej jak 140 km/h Mitsubishi L200 nie ma jednak co rozpędzać. Samochodem zaczyna bujać na byle nierówności, a klapa silnika zaczyna podejrzanie drgać. Podobnie zresztą jak klapa zakrywająca pakę, tyle że ta wpada w drgania na każdym wyboju niezależnie od prędkości.
Apetyt na ropę mały nie jest. W trasie około 9 litrów, w mieście nawet 15.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Hamulce także są mocnym punktem tego auta. A przecież mają co robić, zatrzymanie rozpędzonego kolosa ważącego prawie dwie tony to nie byle co. Kilka uwag można by mieć do pracy automatycznej skrzyni biegów, która w mojej ocenie mogłaby być trochę inaczej zestrojona, "trójka" jest strasznie długa, ale to trochę szukanie dziury w całym – auto naprawdę fajnie jeździ mimo swojej masy i wielkości. Tym bardziej, że pomimo swoich gabarytów ma stosunkowo mały promień skrętu wynoszący około 5,5 metra, a jazdę do tyłu ułatwia kamera i gigantyczne wprost lusterka boczne. W środku też jest lusterko wsteczne, ale widać w nim głównie pokrywę bagażnika. Gdy na światłach stanie za nami jakiś sedan to nie zobaczymy nic oprócz jego dachu i ewentualnie anteny radia.

Na koniec chciałbym powrócić do pytania, które pojawiało się na początku testu: do kogo to auto jest adresowane? Oczywiście świetnie sprawdzi się jako pojazd dla robotników budowlanych czy ogrodników. Dojedzie wszędzie, dziury mu nie straszne, a ładownością może zaskoczyć niejednego. Z drugiej strony dwóch znajomych, gdy tylko dowiedziało się, że będę jeździł L200 od razu zaczęło się dopytywać, gdzie można mnie spotkać. Auto może być doskonałym środkiem lokomocji wszędzie tam, gdzie nie sprawdzi się małe zgrabne autko miejskie albo rodzinne kombi. Holowanie jachtu na Mazury? Proszę bardzo. Wypad na ryby z kolegami? Zmieszczą się i wędki, i pudełka, i kilka kratek piwa, jakby ryby nie brały. A może wyjazd nad morze z przyczepą kempingową? Keine grenzen, Bałtyk, Adriatyk, ty wybierasz, ty decydujesz. A może wyjazd na lotnisko modelarskie? Dla Mitsubishi L200 to błahostka, samolot na pakę i w drogę.
L200 to zdecydowanie nie jest samochód na ulice zakorkowanych miast. Zdecydowanie lepiej się czuje tam, gdzie można poczuć wolność i przestrzeń.Fot. Paweł Kalisz / naTemat
Dlatego ciężko mi uwierzyć, że L200 ze skórzaną tapicerką kupują pracownicy budowlani. W mojej ocenie to świetne auto dla kogoś, kto prowadzi aktywny tryb życia i nie potrzebuje małego miejskiego autka, które wszędzie się zmieści. Albo ma już takie w garażu i potrzebuje drugiego samochodu, dzięki któremu będzie mógł rozwijać swoje pasje. Mitsubishi L200 z pewnością nie jest autem dla każdego, to pojazd stworzony dla ludzi, którzy chcą od życia czegoś więcej niż tylko praca w biurze od 8 do 16, a takie słowa jak "przygoda" i "wyprawa" nie są synonimami wyjazdu na zakupy do pobliskiego supermarketu.