"Bałem się o mamę. Trzymałem ją za spodnie". Kuba Hartwich odpowiada na zarzuty hejterów

Daria Różańska
– Bałem się nie tylko o mamę, ale i o wszystkich. Szczerze mówiąc, to jestem z siebie dumny, bo w tym całym chaosie zachowałem zimną krew. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby nikomu nic się nie stało. Krzyczałem też do mamy, by odpuściła dlatego, że po postawie panów ze Straży Marszałkowskiej widać, że i tak robią to, co im każą – mówi nam Jakub Hartwich, który od 38. dni razem z mamą protestuje w Sejmie. W czwartek doszło do przepychanek między nimi a Strażą Marszałkowską.
Kuba Hartwich podczas 37 dnia sejmowego protestu osób z niepełnosprawnością i ich opiekunów. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
W czwartek Iwona Hartwich i inne matki osób z niepełnosprawnością chciały z sejmowego okna wywiesić baner. Ten miał informować o trwającym od 38. dni proteście. Doszło do przepychanek między matkami a Strażą Marszałkowską. W pewnym momencie Jakub Hartwich krzyknął do mamy: "odpuść". Kobieta zasłoniła mu usta, co uwieczniono na zdjęciach. A prawicowe media okrzyknęły ten obraz "symbolem".

Krzyczałeś w czwartek na sejmowym korytarzu do mamy "odpuść", a ona zasłoniła Ci dłonią usta, dlaczego?



Bałeś się o mamę, dlatego prosiłeś, by odpuściła?



Bałem się nie tylko o mamę, ale i o wszystkich. Szczerze mówiąc, to jestem z siebie dumny, bo w tym całym chaosie zachowałem zimną krew. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby nikomu nic się nie stało. Krzyczałem też do mamy, by odpuściła dlatego, że po postawie panów ze Straży Marszałkowskiej widać, że i tak robią to, co im każą.

Czyli nic by ich nie powstrzymało.

Dokładnie. A jeżeli chodzi o to przymknięcie ust, to było to po prostu uspokojenie. Mama też bała się o moje zdrowie. Widziała, że reaguję nerwowo i powiedziała do mnie: "Dobrze, odpuszczamy". I spuściłem z tonu. Proszę mi wierzyć, to była moja jedyna taka reakcja do tej pory. W tym całym chaosie i tak zachowałem spokój. Wiedziałem, że nie ma co się "bić z koniem". Oni i tak zrobią swoje. Zależało mi na tym, by uszczerbki na zdrowiu były jak najmniejsze, żeby nie doszło do większej tragedii.

Mamę boli dziś ręka?

Jeszcze trochę boli ją ta ręka. Już się krwiak pojawił i się goi. Pani Ania trochę poturbowana, pani Marzena poturbowana. Zostałem tak wychowany, że po prostu dla mnie zachowanie funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej było przekroczeniem ich kompetencji. Nie toleruję czegoś takiego, żeby rzucano się na kobiety.

Straż Marszałkowska była agresywna?

W pewnym momencie tak. Oni chcieli za wszelką cenę, by transparent nie został wywieszony. Dlatego trzymałem mamę, by nic więcej jej się nie stało. Wychyliła się jednak trochę przez to okno, bo chciała zawiesić baner. A strażnicy za bardzo nie zwracali uwagi na to, że szarpią kobiety. To jest niehumanitarne.

Jesteście już zmęczeni trwającym od ponad miesiąca protestem?

Nie. Czwartkowe wydarzenia dodały nam jeszcze powera. Nie wiem, jak i kiedy ten protest się zakończy. Być może z sukcesem, być może nie... Cieszę się, że obnażyliśmy problemy tego państwa, że ta renta – choć niewiele – ale została zrównana. Natomiast protestujemy dalej, dopóki nam starczy sił.

Pomaga Wam wsparcie innych osób z niepełnosprawnością, a także takich postaci jak Wanda Traczyk-Stawska czy Janina Ochojska?


Tak, bardzo nam to pomaga. I to wsparcie bardzo mnie wzrusza, za to dziękujemy. Natomiast przykre jest w tym wszystkim tylko to, że władza nie chce nam pomóc.

Nadal zależy Wam na 500 złotych?

Tak, te pieniądze miałyby znaczenie, jeśli naszych rodziców zabraknie. To takie minimum socjalne, dzięki czemu będziemy moglibyśmy się jakoś na przyszłość zabezpieczyć. Ale system powinien być inaczej skonstruowany: 4 tysiące złotych, asystent, pielęgniarka i sprawę mamy załatwioną. I już nie musimy się martwić, co będzie po śmierci naszych rodziców.

My protestujemy, żeby nam było lepiej w przyszłości. Przyjechaliśmy tutaj po to, żeby pokazać, jaka jest sytuacja osób niepełnosprawnych. Chodzi o nasze świadczenia, o to, by o nie zawalczyć.
Iwona Hartwich i jej syn Kuba podczas 37 dnia sejmowego protestu.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jak długo ten protest jeszcze może potrwać?


Na to pytanie nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć. Natomiast będę protestował, dopóki nam wystarczy sił.

W mediach głośno było o Twojej pracy w fundacji. Jak to tłumaczysz?

To było bardziej w formie aktywizacji zawodowej, niż zarobku. Wcale nie skłamałem, wystarczy spojrzeć na moje ręce, że my jako takiej pracy, nie możemy podjąć.

Jaka w tej chwili jest atmosfera w Sejmie?


My jesteśmy jedną grupą. A atmosfera jest bardzo dobra.

Nie pojawiają się momenty zwątpienia w sens tego protestu?

Chwile zwątpienia są, natomiast wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy. Gdyby żadnego doła człowiek nie złapał przez te 38 dni, to byłoby aż dziwne. Wszyscy jesteśmy zgodni, zwarci. I dopóki wystarczy nam wszystkim sił, to będziemy siedzieć i walczyć o swoje życie.

Kiedy słyszysz głosy polityków, np. posłanki Krynickiej, to co czujesz?

To wszystko jest bardzo przykre. A najbardziej przykre jest to, że nam się po prostu nie chce pomóc.

Macie jeszcze nadzieję, że coś wskóracie tym protestem?


Nadzieja zawsze umiera ostatnia. I my tę nadzieję mamy, gdybyśmy jej nie mieli, nie wierzyli w to, że się uda, to by nas tu już nie było. A jednak jesteśmy, trwamy i wierzymy w to, że nasz rząd się w końcu obudzi.