Krzysztof Skiba: "Sejm jest jak kurtyzana. Naród grilluje kiełbasę, a Kaczyński Sąd Najwyższy"
"Zarówno Prezes, jak i generał Jaruzelski wiedzieli, kiedy się społeczeństwu postawić. Stan wojenny został wprowadzony zimą, kiedy ciężko jest strajkować. Prezes za to wiedział, że atakując Sąd Najwyższy w wakacje, bo mało kto zwróci na to uwagę. Mamy sezon urlopowy, wielu Polaków poleciało na wczasy za granicę" – mówi Krzysztof Skiba w rozmowie z naTemat. Z muzykiem zespołu Big Cyc rozmawiamy o tym, jak teraz i jak kiedyś się protestowało. I do czego to wszystko zmierza.
Patrząc na to, co się dzieje w Polsce, a zwłaszcza przed Sejmem, ma pan déjà vu?
Podobieństwa do czasów PRL narzucają się same. Świat i rzeczywistość jest inna, ale ciągoty PiS-u do stworzenia władzy centralnej, która wszystko będzie kontrolować, powrót do cenzury, kłamstwa w telewizji, trzymanie sądów na swojej smyczy przypominają czasy słusznie minione. Zwłaszcza osobom, które pamiętają tamtą epokę.
A pan ją pamięta bardzo dobrze, a nawet aktywnie uczestniczył pan w protestach przeciwko ówczesnej władzy. Co robiliście, by ją obalić?
Happeningi Pomarańczowej Alternatywy były niezwykle pomysłowe i zabawne. Stały się atrakcyjną formą sprzeciwu. Młodzież masowo przebierała się za krasnoludki. Ja byłem przywódcą PA w Łodzi.
Jedną z naszych najsłynniejszych akcji była "Galopująca inflacja”. Biegaliśmy z tabliczkami z tym napisem. Milicja wykazując niebywały instynkt ekonomiczny brutalnie i energicznie nas zatrzymała. Wydaliśmy wówczas oświadczenie: "Kłopoty ekonomiczne Polski się zakończyły, bowiem milicja zatrzymała galopującą inflację". Pomarańczowa Alternatywa jako krasnoludki • YouTube
W Dzień Dziecka weszliśmy na dach kiosku z gazetami, rozwinęliśmy transparent "Światu pokój, dzieciom mieszkania" i rzucaliśmy cukierkami w milicjantów, którzy próbowali nas ściągnąć. To dopiero były jaja. Na rozprawie przed Kolegium Do Spraw Wykroczeń tłumaczyliśmy, że częstowaliśmy zomowców "krówkami", a oni zeznawali, że rzucaliśmy w nich landrynkami, które są przecież twarde i mogą zrobić krzywdę.
Pewnego dnia klepaliśmy na ulicy wielki transparent z napisem "Bieda", stylizowany na logo Solidarności. Urządziliśmy też "Wyścig zbrojeń" na ulicy Piotrkowskiej, jeździliśmy na rowerach udekorowanych na czołgi, parodiując Wyścig Pokoju.
Jeśli szukać teraz analogii do tych happeningów, to od pewnego czasu mamy w Polsce Żółtą Alternatywę. Grupa została utworzona w kwietniu i stawia "pomniki" w postaci żółtych gumowych kaczek w różnych miastach m.in. w Legnicy, Łodzi czy Wrocławiu. Odbyły się również manifestacje z udziałem gumowych kaczek, a policja te gumowy kaczki ściga i chce |aresztować”. Sceny, gdy funkcjonariusze uganiają się za gumowymi kaczkami, faktycznie przypominają akcje dawnej Pomarańczowej Alternatywy.Jedyny happening, który się nie zdezaktualizował i z chęcią mógłbym go powtórzyć z jakąś grupą rekonstrukcyjną to "Struganie wariata". Pojawiał się człowiek w garniturze i strugał kijek, po chwili dołączał kolejny, wyciągał z teczki kozika, kijek i zaczął go strugać. Podchodziły tak kolejne osoby w garniturach, robiące to samo, i tak utworzył się rząd ludzi. Na koniec pojawił się człowiek z transparentem "Rząd struga wariata".
O strachu. To chyba ma być forma dialogu ze społeczeństwem, że rząd kontaktuje się z nami za pośrednictwem policji. Władza robi co chce, nie zważając na opozycję. Natomiast społeczeństwo spontanicznie gromadzi sie pod Sejmem, a jedyną odpowiedzią jest tłum policjantów. To zdjęcie jest bardzo wymowne i pokazuje siłę protestów oraz strach władzy.
Strajk w Stoczni, od którego wszystko się zaczęło, zapoczątkowały tylko trzy osoby: Jerzy Borowczak, Ludwik Prądzyński i Bogdan Felski. Jasne, że tysiące osób później się przyłączyło, ale grupki opozycje jak KOR czy Wolne Związki Zawodowe sprzed sierpnia 1980 roku liczyły raptem kilkudziesięciu członków. To właśnie one doprowadziły do utworzenia Solidarności. Powstanie listopadowe z 1830 roku również wywołała grupka zaledwie 18 spiskowców. Przeciwnicy władzy zawsze będą w mniejszości.
Pojawiły się głosy krytyki skierowane w stronę samych demonstrujących. Zarzuca się im, że się ośmieszają i przez to protesty nie przynoszą żadnego skutku. Co pan na to?
Te "groteskowe" działania doprowadziły jednak do wolnej Polski. Jaruzelski również określał je mianem kabaretu. To również nie były wielkie demonstracje. Aktywnie przeciwko komunie walczyło 2 proc. narodu. W Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego, do którego należałem, było niecałe 100 osób, w Ruchu Wolność i Pokój może ze 300 osób. Podziemna Solidarność to było ledwie kilka tysięcy ludzi. W 1988 nie miał kto robić strajków, bo w społeczeństwie brakowało energii i woli walki.
Nie udało nam się przez 27 lat zbudować społeczeństwa obywatelskiego, a demokracja ulepiona przez elity III RP okazała się zbyt krucha. To są zaniedbania wszystkich rządzących w wolnej Polsce. Mamy społeczeństwo nie obywatelskie, ale grillowe. Dopóki sklepy są pełne, w lodówce jest piwo, do ludzi nie strzelają na ulicach, to wszystko jest ok.Naród otrzymał od PiS łapówkę w postaci 500+ i może sobie teraz kupić kiełbasę na grilla. Dlatego z milczeniem przyjmuje to, że partia rządząca przejmuje sądy. Historia i techniki ogłupiania ludzi się niestety powtarzają. Nie mamy po prostu tradycji demokratycznych. W Polsce zawsze był "zamordyzm". Przed wojną istniała tylko pozorna demokracja, bo tak naprawdę mieliśmy dyktaturę Piłsudskiego i sanacji, po zamachu majowym w 1926 roku trzymano już wszystko „za mordę”, a przeciwników wysyłano do obozu w Berezie Kartuskiej".
Wolność dla wielu jest po prostu abstrakcją z książek i filmów. Sporo osób ma mentalność niewolników i woli aby ktoś za nich myślał i podejmował decyzje. Rzecz jasna część społeczeństwa przejmuje się tym, że kogoś spałowali przed Sejmem i jest przerażona tym, co się dzieje. Ludzie coraz częściej mają poczucie bezsilności, są przekonani, że nie mają wpływu na to, co zrobi PiS, bo mimo protestów oni realizują swój chory plan zbudowania quasi dyktatury.
Trzeba jednak przyznać, że PiS jest konsekwentny, jak ten wariat co do końca twierdził, że on jest "Winnetou". Na moment w czasie wyborów udawali normalną partię , ale potem konsekwentnie zapowiadali, że zrobią z Polski XIX wieczny skansen i realizują ten archaiczny, wioskowy projekt z żelazną konsekwencją. Niczym Godzilla zjadają wszystko dookoła i za chwilę, jak będziemy chcieli iść do toalety, to będziemy musieli spytać o pozwolenie pana Prezesa.
Czyli wszystko niedługo powróci do naszej historycznej "normy"? Krzysztof Skiba w Onet Rano •
Połowa społeczeństwa nie chodzi na wybory i się nie interesuje polityką. To odbija nam się już nie tylko czkawką, ale poważnym zapalaniem płuc. Mam wrażenie, że dla wielu Polaków rozwiązanie, gdy zawiesza się demokrację na kołku i przyjmuje rządy silnej ręki, byłoby absolutnie do zaakceptowania.
W Turcji Erdogan ma wielu zwolenników, pomimo tego, że tysiące jego przeciwników siedzi w więzieniach. Wielu ludzi nie myśli samodzielnie i ma taką dziecinną potrzebę przywódcy. Jak w armii, gdzie nie trzeba zbytnio kombinować, wojsko robi za ciebie wszystko, a ty masz tylko wykonywać rozkazy. Wiele osób w takim mentalnie niewolniczym układzie czuje się po prostu dobrze.
Funkcjonuje dodatkowo postkomunistyczne myślenie: po co nam partie? Wystarczy jedna. No to niech już będzie PiS. Łeb boli od tej demokracji. Prości ludzie potrzebują prostych rozwiązań. Jedni to złodzieje i zdrajcy, zaprzańcy i gorszy sort, a drudzy to waleczni rycerze, przyjaciele ludu pracującego miast i wsi. Ten idiotyczny obrazek szerzy propaganda i to o dziwo do licznej grupy przemawia. Wielu byłych członków PZPR przerzuciło się teraz ochoczo na popieranie PiS - widać to w biografiach, nie tylko u Stanisława Piotrowicza, czy np. u aktorki Katarzyny Łaniewskiej, która kiedyś była w ZMS i donosiła na koleżanki i kolegów.
A Sejm? Po co nam Sejm w takiej formie, jaką zarządza nim marszałek Kuchciński? Sejm pod butem PiS stał się poniżającą dla umysłu formą fauny i flory. Niczym kurtyzana przyjmuje wszystko co chce Prezes. Wcześniej toczyły się w nim debaty i polemiki, pani Gasiuk-Pihowicz mogła wejść na mównicę i skrytykować pomysły PiS.Potrzebują takiego ojca narodu, który zaopiekuje się wszystkim od przedszkoli po burdele. Życie samodzielne jest trudne. Życie na koszt państwa całkiem słodkie. Ojciec narodu (słowiańska wersja Kim Dzong Una) o wszystko zadba i o wszystko się zatroszczy. A jeśli coś się złego dzieje, to tak jak w carskiej Rosji "car jest dobry, a winni są bojarzy". Jak w przypadku nagród dla ministrów przyznanych przez Beatę Szydło, które Prezes nakazał zwrócić.
Teraz zabiera się posłom opozycji głos i karze finansowo. Obecnie Sejm jest swego rodzaju atrapą. Kolejnym etapem będzie rozwiązanie partii opozycyjnych lub ewentualnie trzymanie w kieszeni takich pseudo-partii, jak partia Kukiza. Tak jak w modelu "putinowskim", który udaje demokrację, a partie pseudo-opozycyjne są kontrolowane przez ludzi Władimira.
To się im jeszcze nie udało i daleka droga, ale z pewnością to jest śmiała wizja na kolejną kadencję. Są pewni, że wygrają i pod kod koniec ich 8-letnich rządów będziemy "pół-Rosją” z dzielnym sekretarzem Jarosławem u steru wielkiego kubła na śmieci, w jaki niechybnie zamieni się Polska.