Nie jest posłem, a głosował w Sejmie. PiS nie widzi problemu, zrzuca winę na Dudę
Konrad Głębocki rzeczywiście nie miał prawa do tego, żeby brać udział w głosowaniach – przyznali dziś w trakcie konferencji prasowej Ryszard Terlecki i Beata Mazurek. Jednocześnie zapewnili, że w żadnym wypadku nie miało to wpływu na wynik głosowania, a odpowiedzialnością za to "nieporozumienie" obciążyli pracowników Kancelarii Prezydenta.
Dziś przed kamerami wystąpili wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki i rzecznik PiS Beata Mazurek. Oboje przyznali, że doszło do błędu i Głębocki rzeczywiście nie miał prawa głosować. Jednocześnie zapewnili, że w żadnym przypadku głos Głębockiego nie był przeważający, bo za każdym razem PiS miało większą przewagę niż jednego głosu.
Słuchając tych zapewnień trudno jest uniknąć skojarzeń z filmami Stanisława Barei. "Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi" – aż dziw, że Terlecki czy Mazurek nie użyli dziś tych słów. Dowodzili za to, że Platforma Obywatelska niepotrzebnie robi aferę ze sprawy Głębockiego, bo nic złego się nie stało. "Nie mamy pańskiego płaszcza, i co pan nam zrobi?" •
Ciekawie też brzmi wytłumaczenie zaistniałej sytuacji. Zdaniem Terleckiego i Mazurek, Głębocki jest niewinny, nie ma też winy innych posłów PiS. Winnymi za to zamieszanie są... pracownicy kancelarii Andrzeja Dudy, którzy nie poinformowali Prezydium Sejmu o mianowaniu Głębockiego na stanowisko ambasadora.
Zgodnie z prawem Głębocki mandat stracił 5 czerwca, kiedy prezydent Andrzej Duda ogłosił jego nominację. W takich wypadkach wygaśnięcie mandatu posła następuje z dniem powołania lub wybrania. Postanowienie prezydenta zostało opublikowane 25 czerwca, a pięć dni wcześniej Głębocki otrzymał z rąk Andrzeja Dudy oficjalną nominację .