Justyna Kowalczyk wyjawiła, co sport zrobił z jej ciałem. Taka jest cena sukcesów sportowych

Paweł Kalisz
Justyna Kowalczyk – jak sama twierdzi – nie zamieniłaby olimpijskiego złota za nic na świecie. Jednak jej ciało jest wrakiem, przynajmniej w ocenie lekarzy. – Większą krzywdą dla nas by było nie spróbować, niż stracić zdrowie – twierdzi najlepsza polska biegaczka narciarska.
Jej ciało to wrak, ale Justyna Kowalczyk nie zamieniłaby sukcesów sportowych na zdrowe kolana. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Sport to zdrowie? Z pewnością nie ten uprawiany wyczynowo na najwyższym olimpijskim poziomie. Justyna Kowalczyk opisuje, w jakim stanie jest jej ciało po wieloletnich treningach i setkach zawodów.

"Od początku bólu bałam się najbardziej. Bieg boli. Gdy walczyłam na 100 proc., moje mięśnie gdzieś już po kilometrze wysiłku stopniowo zaczynały się bronić" – wspomina w swoim felietonie dla "Gazety Wyborczej" Justyna Kowalczyk. "Zakwaszony mięsień boli okrutnie. Cierpnie, staje się bezwładny" – dodaje wielokrotna medalista w biegach narciarskich.

Justyna Kowalczyk ma na szafce złoty medal olimpijski, a do tego w zestawie "kilka przepuklin w kręgosłupie, zrypane kolana, Achillesy, pościerane chrząstki, zwyrodnienia stawów". Jej lekarz ortopeda twierdzi, że ciało biegaczki to wrak. Ona jest przekonana, że mimo wszystko medal był ważniejszy i że zrobiła dobry interes.


"Od wielu lat nie czułam się lepiej. Oczywiście z bólem już przyzwyczaiłam się żyć, ale odkąd zmniejszyłam obciążenia treningowe, on też jakoś złagodniał. My, zawodowi sportowcy, tak po prostu mamy. Większą krzywdą dla nas by było nie spróbować, niż stracić zdrowie. Wiemy, co ryzykujemy" – podkreśla Justyna Kowalczyk.

źródło: "Gazeta Wyborcza"