Najprostszy sposób, żeby wejść do tego świata. Tak niewiele kosztuje najtańsze "prawdziwe Porsche"

Piotr Rodzik
Są tacy, którzy mówią, że model 911 na przestrzeni lat tak bardzo się rozrósł i przytył, że to już "nie to co kiedyś". Dla nich ideałem jest model 718. Sprawdziłem więc, jak jeździ najtańszy 718 Boxster, czyli przepiękny kabriolet z "tylko" dwulitrowym, 300-konnym silnikiem. Od razu powiem: jest świetny. I naprawdę tani. Oczywiście jak na Porsche.
Porsche 718 Boxster to rasowy sportowiec w przystępnej (jak na Porsche) cenie. Fot. naTemat
Ktoś, kto nie interesuje się motoryzacją, pewnie między 718 a 911 nawet nie zauważy różnicy. Zresztą tylko spójrzcie na to autko: wygląda trochę jak "baby 911". Opływowe linie, charakterystyczne światła, a w testowanej wersji szlachetny brezentowy dach w kolorze bardzo ciemnego granatu.
Fot. naTemat
Ale różnice są i właśnie na nie zwracają uwagę wspomniani wcześniej "puryści". Waga? 718 Boxster waży raptem 1370 kilogramów w wersji ze skrzynią PDK. Znacznie mocniejsza wersja GTS to raptem 1405 kg. A 911? W zależności od wersji od 1380 kilogramów do aż 1605 kg.


Podobnie z wymiarami. 718 jest o kilkanaście centymetrów krótsze, kilka centymetrów węższe i trochę niższe od starszego brata. Ktoś powie, że to wszystko są detale. Ale na tym poziomie technologicznym te detale zmieniają wszystko.
Fot. naTemat
Nie będziesz chciał jechać po prostej
Podstawowa sprawa w takim aucie i od razu szybka odpowiedź: 718 jeździ po prostu cudownie. I kropka. Jeśli komuś się wydaje, że to "biedniejsza 911-tka", to może... nie wiem, może i tak dla kogoś jest. Ale przeciętny człowiek nigdy nie będzie w stanie doprowadzić tego auta do takich limitów, gdzie jakakolwiek różnica będzie zauważalna.

Cała magia leży tuż za plecami kierowcy. To centralnie umieszczony silnik sprawił, że przez kilka dni w tym samochodzie czułem się jak młody Bóg. Rozkład masy jest tutaj doskonały, a co za tym idzie, właściwości jezdne tego samochodu są po prostu zniewalające.
Fot. naTemat
Tego nie da się oszukać elektroniką. Hothatche (czy nawet bardziej sportowe auta) mogą mieć i elektroniczne szpery, i dołączane napędy na cztery koła, ale dopóki masz silnik pod maską z przodu, po prostu tego nie poczujesz. To zupełnie inna jakość jazdy. Jak przesiadka z podmiejskiego pociągu do Pendolino.

W efekcie każdy zakręt w tym aucie zachęca do dodawania gazu. Wciskasz ten pedał coraz głębiej, auto przyspiesza, droga robi się optycznie coraz węższa i… sukces. Znowu jesteś za prostej. I znowu. I znowu. I znowu. W tej cenie (o czym później) to po prostu ideał prowadzenia.
Fot. naTemat
Dodam tylko jeszcze, że Porsche 718 Boxster poza centralnie umieszczonym silnikiem ma też te "wszystkie bajery", które ma konkurencja, czyli choćby sprytne zawieszenie, którego ustawienia kierowca może regulować jednym guzikiem. To wręcz znęcanie się nad rywalami.

Mocy naprawdę wystarczy
Na razie wygląda to jednak jak opis auta wartego miliony, a przecież od początku zachwycam się, jaki ten Boxster jest tani. Gdzie tkwi więc haczyk? W silniku. Testowana wersja była wyposażona w najsłabszy dostępny, czterocylindrowy (!) bokser o pojemności dwóch litrów i mocy 300 koni mechanicznych.
Fot. naTemat
W tym momencie oczywiście wiele osób przestanie czytać, bo "co to za Porsche", ale gwarantuję, że te 300 koni to naprawdę wszystko, co potrzeba. Albo inaczej: fajnie byłoby mieć znacznie mocniejszego GTS-a, ale "zwykły" Boxster naprawdę robi robotę.

Te 300 koni mechanicznych i 380 Nm momentu obrotowego z pakietem Sport Chrono pozwalają rozpędzić się z miejsca do 100 km/h w 4,5 sekundy. Owszem, są Porsche, które potrafią to zrobić o prawie dwie sekundy szybciej (911 Turbo S), ale… czy naprawdę komukolwiek robi to taką różnicę?
Fot. naTemat
Gwarantuję, że i ten model wciska w fotel, a procedura startu zapewnia niezapomniane wrażenia. Koła szukają trakcji, silnik żywiołowo prze do przodu, a wiatr rozwiewa fryzurę. No właśnie – to przecież kabriolet. Tutaj tym bardziej takie osiągi są w zupełności wystarczające.

Pewnym rozczarowaniem dla wielu może być za to wydech. Właściwie to auto też całkiem nieźle brzmi, zwłaszcza po zakupieniu sportowego wydechu (kosztowna opcja). Nie da się jednak ukryć, że to jedynie dwa litry, ponieważ powyżej 4-5 tysięcy obrotów na sekundę samochód zaczyna raczej wyć niż rasowo mruczeć. Niemniej jednak jak na dwa litry jest w porządku. Wystarczająco dobrze, żeby nie było wstydu.
Fot. naTemat
Dużą niespodzianką jest za to spalanie. Nie to, żeby w tym aucie chodziło o jego pomiary, ale w trasie przy "kabrioletowej jeździe" można zejść poniżej 10 litrów. Milutko. Oczywiście można spalić i dwa razy więcej.

Geny marki są na miejscu
Wszystko to składa się więc na obraz "prawdziwego Porsche". Co istotne, w 718 nie czułem się jak w "aucie dla fryzjera" czy też w aucie dla osoby, której nie stać na 911. Było dokładnie odwrotnie.
Fot. naTemat
Wystarczy zająć pozycję za efektowną kierownicą, żeby szybko poczuć, że magia aut ze Stuttgartu jest tutaj obecna. I to ta prawdziwa magia, niezwiązana z takimi autami jak Panamera czy Macan. Sportowy rodowód marki jest tutaj obecny aż nadto. Zresztą wnętrze mocno przypomina model 911, co akurat jest… wadą. Przydałoby się pewne odświeżenie, ale z drugiej strony – tu się patrzy na drogę, a nie na guziki.

Co ważne, te geny marki czują także inni. Za tym autem też oglądają się ludzie. Też opuszczają szyby na światłach i pytają o szczegóły. Innymi słowy do lansu też wystarczy.
Fot. naTemat
Taniej się nie da
A na koniec najistotniejsza (serio) kwestia: cena. Porsche 718 Boxster wygląda i jeździ jak milion dolarów, ale w podstawowej wersji jest niewiele droższy niż wyposażona "w opór"... Skoda Kodiaq. To oczywiście absurdalne porównanie, bo Kodiaq to praktyczne, rodzinne auto, a 718 Boxster to rasowy sportowiec, ale chodzi o sam fakt.

W jednej linii można prawie (ok. 30 tys. drożej wychodzi Porsche) postawić auta tych dwóch jakże różnych marek. Bazowe Porsche 718 Boxster kosztuje 242 tysiące złotych. I będzie w nim ten silnik, który tak bardzo chwalę, i będzie ten wygląd, który przyciąga spojrzenia innych.
Fot. naTemat
Oczywiście jak to w cennikach Porsche, tak i tutaj obowiązuje jedna zasada: sky is the limit. Testowana wersja pomimo bazowego motoru kosztuje prawie 400 tysięcy złotych. Ja jednak obrałem sobie inny cel: włączyłem konfigurator i stworzyłem auto z "absolutnym minimum", które da maksimum frajdy z jazdy. Bo przecież o to tutaj chodzi.

Wbrew pozorom jest z czego "schodzić". Bo przecież sama gaśnica, którą w markecie można kupić za kilkanaście złotych, od Porsche kosztuje… 665 złotych. A dywaniki podłogowe to 478 zł. Na upartego można wziąć na odbiór auta buty na zmianę i dojechać do marketu po coś... tańszego.
Fot. naTemat
Zdecydowałem się więc na biały lakier bez dopłaty – taki jak w testowanym aucie, jest bardzo ładny. Zostałem przy standardowych 18-calowych felgach. Są dość efektowne, a w przyszłości zawsze mogę zmienić, no i mam większy komfort podróży.

Bez dopłaty są fotele pokryte Alcantarą i wg mnie to nawet lepsze wyjście niż skóra. Darowałem sobie elektryczną regulację siedzisk – raz ustawię je przecież ręcznie i gotowe. To ma być moje auto, a nie do testów.
Fot. naTemat
Z szaleństw zdecydowałem się tylko na reflektory LED z Porsche Dynamic Light System Plus, o czym dużo pisałem przy teście Porsche Cayenne. Po prostu je lubię – wyglądają świetnie i zapewniają wielkie bezpieczeństwo w nocy. Czyli plus 9400 zł (z dodatkowym obowiązkowym pasem przeciwsłonecznym na szybie).

I z zewnątrz to tyle. Auto już wygląda świetnie. Więcej dołożyłem wewnątrz. Skrzynia PDK, pakiet Sport Chrono (zapomnijcie o procedurze startu bez tego zestawu) oraz zawieszenie PASM. Przecież chcemy sportowej jakości w zakrętach. To razem daje dodatkowe ok. 30 tys. zł. Na upartego można jeszcze dołożyć sportowy układ wydechowy za kolejne 10 tys. zł, ale to żaden mus.
Fot. naTemat
I już. 293 tysiące złotych za prawdziwie sportowe Porsche, a bez wydechu nawet dycha mniej. Na pewno coś się uda urwać u dealera. Owszem, to wciąż masa pieniędzy, dla przeciętnego Kowalskiego jak za auto wręcz abstrakcyjna (i dla mnie też), ale za 911 można i zapłacić trzy razy więcej. A emocje pozostają na najwyższym poziomie.

Może w takiej konfiguracji nie będzie podgrzewanych foteli i dwustrefowej klimatyzacji, ale w słoneczny letni dzień będzie w tym aucie wszystko, co potrzebne do szczęścia.

Porsche 718 Boxster na plus i minus:

+ Prawdziwe Porsche w "dobrej cenie"
+ Świetny układ jezdny
+ 300-konny silnik to idealne połączenie osiągów i ekonomii
+ Wygląda jak milion dolarów
- Mimo wszystko tylko 4 cylindry
- Dźwięk wydechu nie przystaje do całości

Fot. naTemat