Łapówka za chrzest. Tak dziadkowie chcą walczyć o "zbawienie" swoich wnuków z rodzicami

Adam Nowiński
Nie planujemy chrzcin, więc teść powiedział, że opłaci całą imprezę i przygotuje z tej okazji bardzo wysoki prezent, jeśli tylko się zgodzimy. Dokłada kwota nie padła, ale nie musiała. Nie zgodziliśmy się – opowiada Monika. Takie historie są coraz częstsze, a kwoty, które dziadkowie oferują rodzicom za chrzest wnucząt, bywają zawrotne.
To klasyczny chrzest. Bez przymusu i przekupstw – z wyboru. Obecnie jednak rośnie trend płacenia za ten sakrament. I nie, nie księdzu, rodzicom. Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Kojarzycie film "Sami Swoi" albo "Misz-masz, czyli kogel mogel"? Niby fikcja filmowa, ale dobitnie pokazuje realia życia na katolickiej wsi. Ślub musiał być tam kościelny, bo sam cywilny to wstyd. Panna bez "chłopa" była latawicą i nie przystało tak żyć, a dziecko po ślubie to mus, no bo trzeba przedłużyć ród. Nie inaczej, no bo "co ludzie powiedzą"?

I ta fraza towarzyszyła wielu rodzicom w PRL-u, szczególnie na wsiach lub w małych miejscowościach. Była argumentem ostatecznym, kartą przetargową w rękach starszych, którzy kreowali przyszłość swoich dzieci. A jeśli trafiał się element "odporny" na tego typu perswazję, pojawiały się inne formy "przekupstwa".


Szantaż albo przekupstwo
Młodzi na dorobku byli często kuszeni mieszkaniem, samochodem lub ziemią (ojcowizną) w zamian za sformalizowanie swojego związku. Nawet jak nie chcieli ślubu kościelnego (w PRL-u Kościół był zwalczany, a wielu młodych było niewierzących), to argument pieniężny był dla nich bardzo kuszący. I tak pobrało się wiele par – nie do końca z przekonania, ale z rozsądku.

Wiara i opinia sąsiada/plebana była ważniejsza dla rodziców, niż szczęście ich własnych dzieci. Myślałem, że te czasy odeszły do lamusa. W końcu mamy XXI wiek. Świat poszedł do przodu, religia straciła tak na znaczeniu. Według danych GUS coraz więcej ludzi decyduje się na życie poza formalnym związkiem i rośnie liczba dzieci, które rodzą się tego typu parom.

Za ile sprzedasz dziecko?
Stąd moje zdziwienie, kiedy okazało się, że PRL żyje, a argumenty stosowane 50 lat temu są obecne także dziś. Tylko że teraz oprócz małżeństwa dziadkowie nakłaniają rodziców dzieci do chrzczenia wnuków. Oczywiście przy pomocy gotówki. W takiej sytuacji znalazła się Kasia.

– Mamy ośmiomiesięcznego syna, parę tygodni temu otrzymaliśmy od teścia (ojca męża, strasznego mohera) ofertę chrztu za 20 tysięcy złotych – opowiada.

– Wyśmialiśmy tę ofertę i zapytaliśmy o cennik za inne sakramenty. To go oczywiście wkurzyło. Wcale nie mamy dużych dochodów, więc 20 tysięcy na pewno by się przydało, ale mamy duże opory przed "sprzedażą" dziecka. Moja kuzynka i jej mąż ochrzcili córkę za opłatą. Nie wiem, ile wzięli, ale ogólnie zarabiają całkiem nieźle, dużo lepiej od nas, więc mnie to zaskoczyło – dodaje.

Kasia przyznaje, że rodzice jej męża zapłacili im też 30 tysięcy złotych za wzięcie ślubu kościelnego. – Wzięliśmy, bo i tak jesteśmy w rejestrach, a potrzebowaliśmy pieniędzy – przyznaje Kasia.

Bez wyjścia...
Identyczna sytuacja miała miejsce u Piotra. Jego rodzice zapłacili mu i jego partnerce, żeby wzięli ślub, a potem zaproponowali pieniądze w zamian za to, że ochrzczą swoje dziecko.

– Byliśmy w kiepskiej sytuacji finansowej, moja dziewczyna z kredytami, ja także z długiem za samochód. Nie mieliśmy innej opcji, a moi rodzice to wykorzystali. Ale to nasz los i nasza decyzja. Kiedy przyszli z propozycją chrztu naszego dziecka odmówiliśmy. Bo to jego życie i sam zdecyduje, czy chce być w tym Kościele i te 40 tysięcy nie zmienią naszego zdania – mówi w rozmowie z naTemat Piotr.

Trochę inaczej miała Monika. Razem ze swoim mężem stara się o dziecko metodą in-vitro. Jest bezpłodna i tylko w taki sposób mogą mieć syna lub córkę.

– Szczęśliwie zarówno moi rodzica, jak i teściowie w tej metodzie nie widzą nic złego, więc nie miałam jako takich nieprzyjemności – stwierdza.

Monika jest niewierząca, jej mąż natomiast pochodzi z głęboko katolickiej rodziny. Jego rodzice obecni są w życiu Kościoła, pomagają w wolnym czasie, przyjaźnią się z księżmi. Zdecydowali jednak, że jeśli uda się im mieć dziecko, to nie ochrzczą go.

– Nie chce, aby dziecko było piętnowane przez innych katolików albo słuchało na lekcjach religii czy w Kościele, że jest dzieckiem innego boga, szatana, czy produktem laboratoryjnym tylko dlatego, że pojawił się na świecie dzięki in-vitro – tłumaczy Monika.

Pieniądze albo porwanie?
Kiedy udało im się i Monika zaszła w ciążę jej teściowie poruszyli temat chrztu. Kiedy usłyszeli, że ich wnuczka lub wnuk nie będą ochrzczeni, teść zaproponował, że opłaci całą imprezę.

– Powiedział, że nie wydamy ani złotówki i przygotuje z okazji chrzcin bardzo wysoki prezent, jeśli tylko się zgodzimy. Będzie to tak załatwione, że tylko będziemy tam stać i nic więcej nie musimy robić. Dokładna kwota nie padła. Odmówiliśmy. Teść powiedział, że i tak je ochrzci, najwyżej je porwie, bo tak być nie może – relacjonuje Monika.

Nie zdążył, bo Monika straciła dziecko jeszcze przed porodem. Starają się z mężem dalej. Ale ogólnie Monika twierdzi, że jej teściowie to dobrzy ludzie, ale bardzo wierzący.

– Myśle, że takie zachowanie ma związek z głęboką wiarą, a nie tak jak inni mówią z brakiem szacunku. Teściowie ogromnie szanują moje podejście do Kościoła, ale są przekonani, że muszą zapewnić zbawienie naszemu dziecku. W ich religii dzieje się to przez chrzest i wtedy cena za to nie gra roli – dodaje nasza rozmówczyni.

To nowy trend?
Świat tak uległ zmianie, że takie zachowania jak łapówka za chrzest już nawet nie dziwią. Młodzi odchodzą z Kościoła widząc kolejne grzechy księży, które wychodzą na jaw, i ich czynny udział w polityce. Z drugiej strony mają ciężki start, bo koszty życia rosną, płace są niskie, a jak pojawi się dziecko – jest jeszcze gorzej. Wtedy taka "ekstra kasa" jest dla młodych par ratunkiem.

– W pewnym sensie nie dziwi mnie takie sprzedawanie dziecka za chrzest. Młodzi ludzie mają mnóstwo wydatków na dziecko, kredyt na długie lata, różne perspektywy. Pewnie dlatego ludzie plujący na Kościół, nagle decydują się na chrzest swojego dziecka – podsumowuje Kasia.

Podobnego zdania jest Piotr. Gdyby nie jego trudna sytuacja finansowa, nie zgodziłby się na ślub kościelny, bo zarówno on, jak i jego partnerka, nie potrzebowali papierka, który "potwierdzałby ich uczucia".

– Bo to nie jest tak, że się nie kochamy. Kochamy, ale nie chcieliśmy brać ślubu, bo był nam zbędny. Niestety znaleźliśmy się pod ścianą i nie było wyboru. Teraz już po ptakach, nie ma co odkręcać, ale naszego dziecka tak nie skrzywdzimy. Samo wybierze co dla niego jest odpowiednie. Ale wiem, że wiele rodzin nie może pozwolić sobie na taki luksus i muszą swoje przekonania schować w kieszeń...