Prof. Chwedoruk #TYLKONATEMAT o polskich sondażach: Odpowiednie pytanie pozwala na uzyskanie pożądanych odpowiedzi

Jakub Noch
Wielu wyborców wierzy, że skoro jeden sondaż pokazał, iż nowa partia Biedronia mogłaby liczyć na 8 proc. poparcia, to na pewno tak jest w rzeczywistości – mówi #TYLKONATEMAT prof. Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW. – Są takie w segmenty rynku badań opinii w Polsce, które nie uczestniczą w porozumieniu na rzecz utrzymywania wiarygodności – dodaje. I tłumaczy, które sondaże powinny zapalać u wyborcy lampką ostrzegawczą.
Fot. Mikołaj Kuras / Agencja Gazeta
Mamy ostatnio wysyp sondaży. Co kilka dni pojawia się nowy i zaskakuje innymi wynikami. Jak ten informacyjny chaos ma interpretować zwykły wyborca?

Niegdyś w Wielkiej Brytanii, w sytuacji w której sondaże pokazywały przed wyborami zwycięstwo laburzystów, a potem wyraźnie wygrali torysi, powołano nawet specjalną parlamentarna komisję do spraw ustalenia przyczyn sondażowego błędu. Nie my jedni mamy więc takie problemy. Nie tylko w Polsce pojawiają się spekulacje, że sondaże to głównie polityczna broń służąca do wpływania na wyborców.

W interpretowaniu sondaży przede wszystkim trzeba pamiętać o uwarunkowaniach metodologicznych. Sondaże to tylko takie fotografie części społeczeństwa w danym momencie, więc czytanie ich ma sens jedynie wówczas, gdy czynimy to z wiedzą o strukturze społecznej oraz dynamice zmian gospodarczych i demograficznych. Bardzo ważna jest też wiedza geograficzna i historyczna. Tylko w takim kontekście długofalowa obserwacja sondaży może powiedzieć coś naprawdę ciekawego.


Niestety, żyjemy w świecie, w którym wszystko jest krótkotrwałe i traktowane dosłownie. Dlatego zwykliśmy tak podchodzić również do sondaży politycznych. Wielu wyborców wierzy więc, że skoro jeden sondaż pokazał, iż nowa partia Roberta Biedronia mogłaby liczyć na 8 proc. poparcia, to na pewno tak jest w rzeczywistości.

Mówi się, że w Polsce można zamówić tzw. sondaże mobilizacyjne. Czyli takie, które służą popchnięciu do urn określonego elektoratu. To prawda?

Ależ oczywiście, że tak! Przecież takie możliwości zaczynają się od treści sondażowego pytania. Pamiętam pewne badanie, w którym kompletnie marginalne ugrupowanie tuż po powstaniu pokazywało sondaż, z którego wynikało, iż 19 proc. Polaków... "nie wyklucza możliwości głosowania" na nich. W ten sposób odpowiednio sformułowane pytanie pozwoliło na uzyskanie pożądanych odpowiedzi. Czyli sugestii, że 19 proc. wyborców na pewno ich poprze.

Trzeba też pamiętać, że w większości rynek badań opinii w Polsce jest częściowo skorporatyzowany i podlega pewnym wspólnym regułom, ale są też takie jego segmenty, które nie uczestniczą w pewnym porozumieniu na rzecz utrzymywania wiarygodności.

Kilka lat temu podczas wyborów samorządowych w Elblągu popierany przez kilku znanych polityków komitet przedstawił badanie, według którego ich kandydatka cieszyła się poparciem na poziomie 25 proc., a dostała w wyborach... 4 proc. głosów. Dlaczego tak się stało? Otóż ten sondaż nie był robiony przez żadną profesjonalną pracownię, a służył jedynie za element walki wyborczej.

Jednak fakt, że nie wszystko przy tworzeniu sondaży jest kryształowe, nie oznacza od razu, iż żyjemy w rzeczywistości totalnie zmanipulowanej. Problemy z rozstrzałem wyników, prócz np. różnych metodologii ich sporządzania, biorą się też stąd, że Polacy są wyjątkowo trudnym społeczeństwem jeśli chodzi o zbadanie opinii.

Często istotna jest nieufność wielu respondentów wobec instytucji publicznych. Powoli się to chyba zmienia, ale jeszcze niedawno sondażownie kojarzył się części Polaków z tym, że władza chce wiedzieć, co kto myśli. Obawiano się więc, że za powiedzenie prawdy będą przykre konsekwencje.

Czy są jakieś typowe "objawy", których wystąpienie w sondażu powinno zapalać nam lampki ostrzegawcze? Można jakoś rozpoznać, które badania zasługują na zaufanie, a które nie?

W tym kontekście powinno się patrzeć głównie na to, kto robi dany sondaż. Warto też zwracać uwagę na brzmienie postawionego w badaniu pytania. Miejmy również świadomość, że dla realnej sytuacji politycznej znaczenie mają w Polsce jedynie sondaże dotyczące poparcia dla partii politycznych.

Często opinię publiczną ekscytują bowiem badania poziomu zaufania, ale ostatnie lata chyba pokazały nam dobitnie, że to kwestia całkowicie pozbawiona znaczenia. Bronisław Komorowski cieszył się przecież gigantycznym zaufaniem...

Dodałbym też taką radę dla młodszych pokoleń wyborców, by od starszych uczyć się dystansu i pewnej dozy zdrowej nieufności, takiego konstruktywnego krytycyzmu. Bo z tym mamy nad Wisłą obecnie większy problem niż z kształtem sondaży.

Wróćmy jeszcze od tych "sondaży mobilizacyjnych"? Jeśli ostatnie badania miałyby taki charakter, to na kogo wpływają? Na niesionych dobrymi wynikami ludzi PiS, czy przerażonych widmem porażki wyborców opozycji?

Sondaże w ogóle mają większy wpływ na wyborców wielkomiejskich i liberalnych. Ponieważ to oni są najważniejszymi konsumentami tzw. głównego obiegu medialnego. Prawo i Sprawiedliwość od pewnego czasu co prawda ma elektorat mocno zróżnicowany, ale jednak nadal jest najsilniejsze w małych miastach i na wsiach oraz wśród starszej i gorzej wykształconej części społeczeństwa. Czyli takiej, która mediom raczej nie dowierza.

Przy okazji przypomniał mi się bardzo mocny przykład tego, jak pewien sondaż – a szczególnie moment jego publikacji - miał naprawdę istotny wpływ na wynik wyborów w Polsce. Było to w 1997 roku, kiedy o podobny segment wyborców rywalizowały – zapomniane dziś - Unia Wolności i Unia Pracy. Ta pierwsza unia była liberalno-centrowa, a druga zdecydowanie lewicowa.

Wbrew zasadom, jedna z gazet opublikowała wówczas w czasie ciszy wyborczej nie sondaż, a "prognozę". Badanie to pokazywało, że Unia Pracy nie wejdzie do Sejmu. Tak się faktycznie stało i po czasie politycy tej formacji, na podstawie badań, stwierdzili, że właśnie ta sugestywna publikacja z ciszy wyborczej pozbawiła ich głosów potrzebnych do przekroczenia progu wyborczego.

W kontekście sondaży mówimy głównie o Sejmie i Senacie, a przecież mamy wybory samorządowe. Wszyscy powtarzają, że ich wynik "ustawi" kolejne etapy tego maratonu wyborczego, czyli kolejno: wybory do PE, parlamentarne i prezydenckie. To słuszne przekonanie?

Wybory samorządowe to konfederacja elekcji na różnych szczeblach. Spodziewam się więc, że po zakończeniu wyborów samorządowych liczba różnej maści zwycięzców będzie przewyższała grono przegranych.Wielu graczom bardzo łatwo będzie bowiem przekonywać, że to oni odnieśli prawdziwy sukces...

Media z pewnością uproszczą przekaz i jak zwykle znajdziemy sobie jakiegoś konkretnego "zwycięzcę". Czy w tej formacji naprawdę będą mogli spać spokojnie z myślą o kolejnych wyborach?

Niewątpliwie jeden rezultat wyborów samorządowych będzie miał znaczenie. Kiedy zsumujemy sobie wszystkie wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich, będzie to jak taki "megasondaż". To rozstrzygnięcie walki o samorządy z pewnością będzie istotne dla dwóch największych graczy, ale naprawdę gigantyczne znaczenie będzie miało dla tych formacji notujących poniżej 10-proc. poparcia.

Jesienne wyniki drugoligowych formacji w niektórych przypadkach mogą przesądzać nawet o ich dalszym istnieniu. W pierwszej kolejności dotyczy to Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zwykle w samorządzie ludowcy przebijali wszelkie szklane sufity, które wisiały nad nimi w innych wyborach. Od tego, czy uda im się tego dokonać także w tym roku, zależeć będzie odpowiedź na pytanie o ewentualne włączenie do Koalicji Obywatelskiej. W ich przypadku rozstrzygnie się po prostu walka o samodzielność.

Istotne wyniki wyborów samorządowych będą także dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zanosi się na to, że partia ta przekroczy 5-proc. wynik i pojawi się w kilku sejmikach wojewódzkich. Można być więc pewnym, że wówczas SLD podejmie próbę samodzielnego startu w powoli zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Najciekawszy przypadek to jednak ruch Pawła Kukiza. Gdyby pierwsze w tym maratonie były wybory parlamentarne lub europejskiej, prawdopodobnie Kukiz'15 nadal walczyłby o trzecie miejsce.

Wszystko zaczyna się jednak od wyborów samorządowych, w których perspektywy Kukiz'15 są raczej słabe, bo nie ma rozwiniętych struktur regionalnych. W roli kandydatów na prezydentów wystawiają często swoich popularnych posłów, co pokazuje ich braki kadrowe. Spośród głównych ugrupowań, to Kukiz'15 może zostać najbardziej osłabiony przed kolejnymi elekcjami.

Dla wielkiej polityki paradoksalnie najważniejsze znaczenie będą miały wyniki PSL i Kukiz'15. A to dlatego, że te formacje rywalizują z PiS o bardzo podobny elektorat. Jeśli PiS miałoby tracić wyborców, nastąpi to właśnie na styku elektoratów z ludowcami i Kukizem.