Poznaj najjaśniejszą gwiazdę Instagrama: Mr Pokee. Uwaga: dosłownie ostre treści!

Michał Jośko
Nie ma powiększonych piersi i nie pręży przed obiektywem pośladków. Nie pozuje przy supersamochodach Ferrari albo Lamborghini. Podczas swych podroży nie lansuje się, pijąc najdroższego szampana w pięciogwiazdkowych hotelach. A jednak stał się naprawdę groźną konkurencją dla popularnych influencerek z Instagrama.
Czy można dziś zostać gwiazdą Instagrama, ignorując depilację? Okazuje się, że tak Fot. Instagram.com/mr.pokee
Jest tylko jeżem. Bądź, patrząc na ciągle rosnącą popularność, aż jeżem. Ten niepozorny zwierzak jest dziś internetowym fenomenem, który wykorzystuje iście zwierzęcy magnetyzm, aby uwodzić coraz liczniejszą rzeszę fanów.

W tym momencie profil mr.pokee obserwuje na Instagramie ponad 920 000 osób. Co prawda redakcja "naTemat" nie lubi zaglądać jeżom do portfeli, lecz są spece, którzy przeliczają, że bohater tego materiału mógł już zarobić równowartość ponad… 12 milionów złotych.

Choć mogą to być wartości mocno przesadzone, to na pewno ten jeż nie klepie biedy, gdyż ma naprawdę dobry łeb do interesów. Nie skupia się wyłącznie na insta-pieniądzach, lecz także, dywersyfikując dochody, przekuwa swoją sławę na sprzedaż gadżetów.
Gdy jesteś jeżem, pieniądze dosłownie leżą na ulicy. W sensie: na trawnikuFot. Instagram.com/mr.pokee
Mr. Pokee (w slangowym języku angielskim oznacza to kogoś "szturchniętego") wypuścił swe oficjalne czapeczki, poduszki, plakaty i kosmetyczki. Każdy z tych gadżetów zdobi nie tylko słodkie zdjęcie, lecz i sentencje, które mają przedstawiać jego filozofię życiową.


"Może nie jestem idealny, ale jestem wspaniały", "Bądź szczęśliwy i uśmiechaj się", "Zwolnij i ciesz się życiem", "Dziś jest dobry dzień na to, aby gonić swe marzenia" – no dobrze, oryginalność i głębia tych przemyśleń nie powalają na kolana. Lecz trzymajmy się tego, że być może świat jeży po prostu potrzebował swego Paulo Coelho.
Zaznaczamy: na leżaku po prawej stronie nie spoczywa p. Talitha GirnusFot. Instagram.com/mr.pokee
Kto towarzyszy sympatycznemu stworowi podczas wypraw? Jest to Talitha Girnus, 26-latka z niemieckiego Wiesbaden. Jej główne pasje życiowe to fotografia, podróże oraz jeże (kolejność przypadkowa). Gdy trzy lata temu kupiła hodowlanego stwora w wieku dwóch miesięcy, postanowiła połączyć te trzy elementy.
Niemiecki jeż we francuskim Paryżu – oto naprawdę słodkie zestawienieFot. Instagram.com/mr.pokee
Wszystko zaczęło się 21 czerwca 2015 r., gdy Talitha wrzuciła na Instagrama pierwsze zdjęcie. Skromne, bez wodotryskow: przedstawiało małego Pana Szturchniętego, trzymanego w dłoniach. Następnie przedsięwzięcie stopniowo nabierało rozmachu – sesje odbywały się nie tylko w domu, lecz i w okolicznych parkach. Ponoć z czasem kolczasty gwiazdor coraz bardziej "wyrabiał się" i kręciły go coraz dalsze wypady.

Zaczął więc odwiedzać nie tylko plaże nad Renem, lecz także miejsca odleglejsze, m. in. Berlin, Hängeseilbrücke Geierlay (najdłuższy wiszący most w Niemczech), czy też Paryż.
Most Geierlay, czyli odrobina wrażeń ekstremalnych podczas wojażyFot. Instagram.com/mr.pokee
Dziś, 875 postów później, jest prawdziwym obywatelem świata oraz jasną gwiazdą świata tzw. petfluencerów, czyli zwierząt robiących karierę na Instagramie, takich jak chociażby legendarny Grumpy Cat.

Zaznaczmy tu wyraźnie, że ów trend ma także swoje ciemne strony. Coraz częściej zdarza się, że ludzie, szukając instagramowej popularności, najzwyczajniej w świecie męczą i mocno stresują zwierzęta.
Bon vivant, sybaryta, obywatel świata, wysublimowany smakoszFot. Instagram.com/mr.pokee
– Oczywiście nie da się "na odległość" ocenić tej konkretnej sytuacji. Z jednej strony pamiętajmy, że jeż – nawet urodzony w niewoli – to wciąż zwierzę dzikie, które nigdy nie udomowi się, nie zżyje z człowiekiem niczym pies czy kot. Z drugiej: mowa tu o zwierzętach ciekawskich i wszędobylskich. Pozostaje mi więc wierzyć, że opisywany petfluencer transportowany jest w odpowiednich warunkach i nie naraża się go na duży stres. Przy tych założeniach być może traktuje to jako formę zabawy – mówi "naTemat" weterynarz Zofia Kozłowska.