Najsłynniejszy polski piwosz ma kaca moralnego. Rzuca wszystkie festiwale. "Koniec chlania"

Bartosz Godziński
Tomek Kopyra to najpopularniejszy w Polsce piwosz i ekspert w dziedzinie produkcji złocistego (i nie tylko) trunku. Dla wielu widzów jest autorytetem i propagatorem kultury picia piwa, ale jak każdy człowiek - ma też chwile słabości. Nagrał film z niespodziewaną deklaracją. – Ta decyzja jest jednak po to, by nie osunąć się do punktu, z którego jedynym wyjściem będzie abstynencja – mówi w rozmowie z naTemat.
Tomasz Kopyra to najsłynniejszy polski ekspert od piwa. Czy rezygnuje z prowadzenia swojego bloga? Screen z YouTube / blog.kopyra.com
"Koniec chlania..." - to tytuł filmu, który zaniepokoił wielu internautów. Tomek Kopyra z blogu blog.kopyra.com rezygnuje z części swojej działalności, bo kolejny raz przeholował z alkoholem. Prowadził relację na żywo z otwarcia lokalu, ale transmisja przerodziła się w, jak sam to porównał, "patostreaming". Pojawiły się w nim wulgaryzmy, kibicowskie przyśpiewki, a po piwoszu było widać, że jest mocno pijany. Oglądały to tysiące internautów.

Tak się wstydził nagrania, że usunął jeden z fragmentów transmisji z YouTube. Nakręcił więc nowy film, który jest swoistą spowiedzią i szczerą deklaracją poprawy. Rozmawiam z nim m. in. o mrocznych stronach bycia kiperem, powodach rezygnacji z piwnych imprez i festiwali i o tym, co dalej z jego popularnym blogiem.
"Koniec chlania..." YouTube / Topasz Kopyra
Ludzie zwykle nie chcą lub nie potrafią przyznać się do błędu. Tobie się tego udało dokonać - w dodatku na oczach całego internetu. Wymagało to od ciebie dużej odwagi i poświęcenia? Niektórzy w komentarzach żartowali, że każdy po weekendzie mówi "więcej nie pije", a potem słowa nie dotrzymuje.


Zawsze mnie śmieszyła postawa ludzi, którzy deklarują, że nie wezmą więcej alkoholu do ust, bo się źle czują po wczorajszym piciu. Wiadomo, że w 99,9 proc. przypadków to tylko czcze gadanie, bo gdy głowa przestanie boleć perspektywa się zmienia. Natomiast ja miałem moment refleksji, podczas którego stwierdziłem, że nawet nie chodzi tylko o usprawiedliwienie się czy przepraszanie widzów. Moim głównym zamiarem była realna zmiana, punkt zwrotny, a znacznie trudniej wycofać się z takiej publicznej deklaracji.

W filmiku mówisz, że "nie potrafisz się kontrolować". Niektórzy widzowie interpretują to jako przyznanie się do alkoholizmu, ale chyba miałeś na myśli zupełnie coś innego?

Nie uważam, że jestem alkoholikiem, co wielu kwituje stwierdzeniem - to znaczy, że jesteś alkoholikiem, bo każdy alkoholik to wypiera. Zauważyłem u siebie problem z nadużywaniem alkoholu i postanowiłem zareagować zanim rzeczywiście przerodzi się to w alkoholizm.

Moim celem na festiwalu nie jest wprowadzić się w stan rauszu, moim celem jest spróbować jak największej liczby piw. Mogę się ograniczyć do picia próbek w bardzo małej ilości piw, ale jeśli to trwa wiele godzin, to organizm przestaje sobie radzić. Chcąc nie chcąc, funkcje mózgu odpowiedzialne za kontrolę zostają otępione.

I tak, planując, że wyjdę w miarę trzeźwy o 22:00, impreza się przeciąga do późnych godzin nocnych. I "melanż ponosi". Jeśli to się powtarza, to uznałem, że logicznym będzie zrezygnowanie z takich sytuacji. Bo wina nie leży tylko po stronie złej woli, ale obiektywnych właściwości naszego ciała i jego odporności na alkohol. Gdyby istniał jakiś specyfik, który neutralizuje działanie alkoholu, zobojętnia go, to w trakcie festiwali chętnie bym z niego korzystał.

Chyba wielu z nas przeżyło taką sytuację, kiedy mówimy, że wychodzimy na dwa piwa, a wracamy dzień później albo nadużywamy gościnności open barów. A może problem po części leży po stronie organizatorów takich festiwali czy wydarzeń? Może powinno się jednak ograniczyć liczbę możliwych do spożycia trunków, bo podejrzewam, że nie ty jeden nie możesz się oprzeć.

Nie winiłbym organizatorów, bo każdy jest przecież dorosły. Wiem też, że jest wiele osób, którzy nie mają takiego problemu jak ja. Na festiwalach jest bogactwo piw, których jeszcze nie piłem i trudno jest mi się oprzeć pokusie. Jeśli w kółko piłbym to samo piwo, które np. najbardziej mi smakuje, to faktycznie można sądzić, że chcę się upić. Nikt chyba nie idzie z taką misją na festiwal dla piwoszy. Taniej jest to zrobić w domowym zaciszu.

Niestety te najlepsze, najbardziej złożone piwa, leżakowe w beczkach, są często wysokoalkoholowe. Zupełnie inaczej, gdy degustujemy takie piwo w ilości 300 ml na jeden wieczór, a czym innym jest spróbowanie dwudziestu rożnych piw w małych kieliszkach 50 ml. Robi się wtedy już pół litra trunku o zawartości alkoholu 10-11 proc. Jeśli dodamy kolejne piwa i porcje, to myśląc, że degustujemy, przekraczamy moment, kiedy już tego nie kontrolujemy.

Myślisz, że jesteś jedyną ofiarą takiego hobby, pasji, zawodu? Czy może wśród degustatorów i znawców nie tylko piw, ale i win czy mocniejszych alkoholi też są osoby, które sobie z tym nie radzą?

Każdy reaguje na alkohol różnie, ale to potężny przeciwnik, na którego nie ma mocnych. Trzeba mieć bardzo silną wolę, by zrealizować swoje postanowienie w wypiciu np. maksymalnie dziesięciu próbek., kiedy na festiwalu jest ich 40. Im więcej, tym trudniej się oprzeć. Tym nasza silna wola jest słabsza.

Podobnie byłoby wtedy, gdybyśmy się odchudzali, a codziennie przechodzilibyśmy obok cukierni wypełnionej najlepszymi słodkościami. Za pierwszym, drugim czy trzecim razem byłyby dla nas obojętne. Jednak czwartego w końcu ulegniemy. Może lepiej zatem iść okrężną drogą i omijać kuszące zapachy i widoki?

Dodatkowo jest tak, że na takim festiwalu im więcej spróbujemy, tym nasze kubki smakowe są mniej wrażliwe i wszystkie aromaty zlewają się w jedno. Stwierdziłem. że mija się to z celem.

Z perspektywy przeciętnego widza, wydaje się, że masz pracę marzeń: jeździsz sobie po festiwalach, jesteś rozpoznawalny, pijesz specjały z przeróżnych browarów kraftowych i jeszcze na tym zarabiasz. Nie zdajemy sobie jednak sprawy, z tej mroczniejszej strony bycia kiperem czy sommelierem.

Nieprzypadkowo mówi się, że każdy kij ma dwa końce. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Mam nadzieję, że ja nie zrobiłem tego za późno i nie oznacza to końca mojej kariery. Nie chciałbym tego.

Co dalej z twoim blogiem? Co się zmieni i czy już może jakaś firma zrezygnowała ze współpracy?

Nie (śmiech). To nie jest tak, że zrywam z piwem. Cały czas na blogu będą się pokazywały degustacje i materiały edukacyjne dotyczące piwnych stylów. Odpuszczam jednak festiwale, kranoprzejęcia i tym podobne eventy, które z definicji zakładają wielogodzinną degustację.

Według wielu moich widzów, to zbyt radykalna decyzja. Według mnie rezygnuję z formuły konsumpcji, która utrudnia zachowanie umiaru. Ta decyzja jest jednak po to, by nie osunąć się do punktu, z którego jedynym wyjściem będzie abstynencja.

Podejrzewam, że zakładałeś czarny scenariusz, w którym to widzowie zaczną się obrzucać błotem za twoje zachowanie. Sytuacja jest jednak odwrotna - okazują ci wsparcie, gratulują odwagi, trzymają kciuki. Spodziewałeś się takiej reakcji?

Jestem zaskoczony skalą wsparcia od widzów - liczba komentarzy przekroczyła już tysiąc i większość jest pozytywna. Internauci docenili szczerość i odnaleźli swoje dylematy w tym problemie. Mam nadzieje, że dzięki temu będę dla kogoś inspiracją, by przyjrzeć się czy pod pozorem degustacji nie pojawia się upijanie.

Spotkałem się z wieloma głosami widzów, którzy mówili, że dzięki poznaniu piwa rzemieślniczego zmienili model konsumpcji. Wieczorem, zamiast opróżniać czteropak z koncernu, wypijają jedno piwo kraftowe.

Wielu pije teraz piwo po to, by poczuć coś ciekawego, nowego, a nie dostarczyć alkohol do mózgu, ale trzeba pamiętać, że jednak zagrożenia istnieją, że to ciągle jest alkohol, którego nadużywanie prowadzi do alkoholizmu. Chodzi o to, żeby nie przekroczyć tej cienkiej czerwonej linii, która oddziela degustację od chlania.