"Czuję się jak bohater mimo woli". Syn Czarneckiego na taśmach Morawieckiego. Wiemy, ile zarabiał w banku
Żaden z nich nie spotykał się z politykami w restauracji Sowa i Przyjaciele, a jednak obaj stali się bohaterami "taśm Morawieckiego". Fragment nagrania, gdy Ryszard Czarnecki rozmawia przez telefon z Matuszem Morawieckim na temat pracy syna w banku, już stał się hitem. – Czuję się jak bohater mimo woli – przyznaje w rozmowie z naTemat Przemysław Czarnecki, poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Udało nam się dowiedzieć, ile wtedy zarabiał.
Morawiecki: – No, cześć. Cześć, cześć. Słuchaj ciąg dalszy tej sprawy, o której ostatnio rozmawialiśmy. Twój Przemek nie chciał tam dalej pracować.
Czarnecki: – Z ręką na sercu on był absolutnie zrozpaczony. Ja go znam. Wiem, kiedy, że tak powiem, był absolutnie zdołowany.
Przemysław Czarnecki, 35-letni poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, o wszystkim dowiedział się od dziennikarzy. – Nie miałem świadomości, że znajduję się na tych taśmach. To było dla mnie takie zaskoczenie, że nie wiem, jaki miałem wyraz twarzy, gdy się o tym dowiedziałem. Czuję się jak bohater mimo woli – mówi naTemat.
Syn Ryszarda Czarneckiego niemal zapiera się rękami i nogami i powtarza, że nie będzie komentował rozmowy, która znalazła się na taśmie. – To prywatna rozmowa prezesów dwóch banków. Obie te osoby znam i szanuję. Nie mam ani chęci, ani potrzeby, żeby ich rozmowę komentować – zastrzega. Choć przyznaje, że obraz całej sytuacji wygląda dziś dla niego mało komfortowo, również z punktu widzenia dzisiejszej pracy zawodowej.
W internecie pojawiły się prześmiewcze komentarze pod jego adresem. "Przemysław Czarnecki szukał pracy, w której się nie narobi i znalazł. W wieku 31 lat został posłem", "Podobno szuka pracy niezbyt męczącej fizycznie i umysłowo za duże wynagrodzenie. Może internauci mogliby pomóc" – czytamy.
Czarnecki w banku w Warszawie pracował krótko. Przeprowadził się wtedy z Wrocławia. Latem 2012 roku przez dwa miesiące – w lipcu i sierpniu – był na stażu w Departamencie Prawnym i – jak się dowiedzieliśmy z nieoficjalnych źródeł – miesięcznie zarabiał 1122 zł na rękę. Z prezesem Jagiełło nie miał bezpośredniego kontaktu, to nie było tak, że prezes coś mu np. zlecał. – Pewnie spotkali się gdzieś ze dwa, trzy razy i to wszystko – słyszymy.
Po zakończeniu stażu podobno była chęć dalszej współpracy z nim, ale nie w Departamencie Prawnym. Nie został w PKO BP, po stażu miał kilkumiesięczną przerwę. Nigdy potem nie pracował już w spółce skarbu państwa. W 2015 roku trafił do Sejmu.
– Czy byłem zadowolony? Na pewno nie mogę powiedzieć, że byłem niezadowolony. Nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o mój krótki okres pracy w PKO BP – mówi dziś poseł PiS. Dodaje, że nigdy nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek będzie rozmawiał z dziennikarzami na temat tego 2-miesięcznego stażu.
"Często się spieramy"
"Spieracie się często? – spytał dziennikarz. Ojciec odpowiedział, że bardzo, głównie o politykę. "Powiedz jaśniej: o moją kampanię wyborczą. Musiałem ostatnio ostro powiedzieć: Tato, nie wtrącaj się!" – zareagował syn.
"Ojciec: Ale nie tylko o politykę się kłócimy. Także o ocenę pewnych wydarzeń, osób. Bogu dzięki, że nie jesteśmy tacy sami. Bo ja lubię takie gorące spory z synem".
Przemysław Czarnecki mówił też, że są z ojcem inni, każdy z nich idzie własną drogą, mają trochę inną osobowość i inny charakter. "Nie broń się tak, nie broń. Odziedziczyłeś po mnie na przykład miłość do historii, do książek. No i patriotyzm masz w genach, też po mnie i po dziadkach" – ripostował Ryszard Czarnecki.
Padło też pytanie o to, jakim ojcem jest Ryszard Czarnecki. "Troskliwym" – odpowiedział europoseł. "Trochę nadopiekuńczym" – dodał syn.
W 2016 roku media rozpisywały się o drugim synu europosła, Bartoszu, który znalazł wtedy zatrudnienie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. "Jest patriotą i chce pracować w polskiej firmie" – skomentował wtedy Czarnecki.