Wiemy, co się dzieje z luksusowymi samochodami Polaków po wypadku na Słowacji
Tej trójki nie trzeba już nikomu przedstawiać. Zarówno jeśli chodzi o kierowców, jak i maszyny, którymi się poruszali. Choć pierwszy rozdział tragicznej historii się już zakończył, do jej ostatecznego finiszu jeszcze długa droga. Wiemy, co się dzieje z autami.
Pozostała dwójka – choć jest na wolności – nie ma powodów do radości. Kierowca Ferrari wyszedł dzięki kaucji w wysokości 20 tys. euro.
Kierowca Mercedesa wykpił się mandatem na 150 euro, ale to nie znaczy, że to dla niego koniec sprawy. Poza tym, że jako dziennikarz motoryzacyjny i osoba organizująca wyjazdy luksusowymi autami jest skończony, policja może pociągnąć go jeszcze do odpowiedzialności.
Choć dwóch z nich wyszło już z aresztu i wrócili do Polski, sprawa daleko jest od zakończenia. Jak udało się ustalić naTemat, samochody cały czas pozostają na terenie Słowacji. Dotyczy to nie tylko rozbitego Porsche Cayenne i zniszczonego Ferrari 458, ale także Mercedesa C43 AMG.
Ten ostatni należy do polskiego oddziału firmy Mercedes-Benz i jest używany jako auto testowe do dziennikarskich testów motoryzacyjnych. Mimo że Mercedes nie uczestniczył fizycznie w wypadku, także nie mógł wrócić do Polski.
Auta są zatrzymane przez słowacką policję. Tamtejsze służby chcą przeprowadzić ich dokładną kontrolę, która może być istotna w procesie dowodowym. Presja społeczna w tej sprawie jest na Słowacji bardzo duża. Policja od kilku dni dociera do osób, które widziały jazdę Polaków w innych miejscach i mogą być pomocne w tej sprawie.
Policyjni technicy chcą dotrzeć do "czarnych skrzynek" samochodów, czyli wydobyć z komputerów pokładowych wszystkie możliwe informacje dotyczące stylu jazdy i miejsc, w których znajdowały się samochody. Na chwilę obecną robią to jednak na własną rękę, bez kontaktu z polskimi oddziałami producentów, więc nie do końca wiadomo, czy im się to uda.