Kochasz się w Annie czy w wannie? Logopeda opowiada o Januszach i Grażynach polskiej mowy

Monika Przybysz
Mówimy niewyraźnie, za szybko, niedbale. Niestety bliżej nam do języka przysłowiowych Janusza i Grażyny niż profesora polonistyki. Niechlujstwo językowe czy wady wymowy mają bardzo często swój początek w dzieciństwie. Niestety nie naprawi ich logopeda podczas jednej wizyty – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Anna Piątek, dziennikarka, trenerka, specjalistka w zakresie emisji głosu i logopedii medialnej.
Anna Piątek, dziennikarka, trenerka, specjalistka w zakresie emisji głosu i logopedii medialnej, opowiada o wadach wymowy i niedbałości językowej. Fot. Archiwum prywatne
"Włanczam", "wzionść", "przyszłem". Już bolą Cię uszy?

Nawet bardzo. Niestety, dużo słyszę. Czasem chyba za dużo i bywa, że niechlujstwo językowe boli. By z tym walczyć - trzeba sięgnąć do źródła. Tym źródłem jest nasze dzieciństwo.

Nikt nie kontrolował tego, jak wypowiadamy poszczególne głoski i jakoś tak… zostało. Mówiono do nas pieszczotliwie, zdrabniając wszystko, co się da, a przecież dorośli tak nie mówią. Dorośli sami mówili niedbale, nie zastanawiali się nad tym, że dziecko w naturalny sposób będzie powielało ich zwyczaje językowe.

Pojawiały się "piniądze" albo, nie daj Boże, "piniążki". Mały człowiek słyszy, koduje, powtarza i tak się uczy. Może nie było nam też po drodze z logopedą, zabrakło czasu na ćwiczenia. Mogą też być jakieś nieprawidłowości anatomiczne. Powodów jest wiele.


Wady wymowy koryguje się na etapie rozwoju mowy dziecka. Na wszystko jest czas i miejsce. Ale samo nic się nie zrobi. Trzeba ćwiczyć, to złota zasada, nie tylko u logopedów. Mnie powtarzano, że aby osiągnąć sukces musimy wyjść z naszej strefy komfortu i przekraczać kolejne granice, walczyć ze słabościami.

Tylko jak tu walczyć, gdy szef nam oznajmia, że jutro zaprezentujemy publicznie najnowsze dane o firmie, a my wiemy, że piękna dykcja i kwiecisty język to nie nasza bajka. Na co dzień bliżej nam do języka Janusza i Grażyny. Jak ognia boimy się krytyki, że po prostu się zbłaźnimy.

U dorosłych bylejakość mówienia, którą słychać na ulicach, w sklepach, a nawet, o zgrozo, w urzędach, wynika bardziej z niedbalstwa niż wad wymowy. Nie chce nam się mówić pełnymi zdaniami, nie chce się nam otwierać buzi, a co dopiero ćwiczyć aparat mowy tak, żeby każda głoska, która wydobywa się z naszych ust, była wypowiedziana poprawnie. Dlatego słychać, że dzieci chodzą do "przeczkola", że coś "czeba" zrobić. Takich przykładów mamy bardzo wiele.
Bywa też zabawnie.

Tak. Kiedyś znajomy powiedział mi, że kocha się w Annie. Ja usłyszałam, że kocha się w wannie... Mówimy za szybko, niedbale, połykamy końcówki, używamy skrótów myślowych i wychodzi jakoś tak… bezsensownie.

Zwrot, który sprawia, że dostajesz gęsiej skórki to...

"Proszę panią". Tysiące razy zasłyszany w publicznych instytucjach, renomowanych firmach, w szkole, w pracy, nawet w ekskluzywnym butiku. W czasie szkoleń często zauważam też inny błąd: mieszamy język potoczny ze sformułowaniami oficjalnymi, mamy kłopot ze stylem wypowiedzi.

Elo ziom, weź looknij na fejsa.

Młodzież zawsze tworzyła własne teksty tego typu, to żadna nowość i nic złego, pod jednym warunkiem: gdy obok slangu będą posługiwać się poprawną polszczyzną. Jeśli tego będzie wymagała sytuacja: w czasie spotkania z dyrektorem szkoły, egzaminu, rozmowy kwalifikacyjnej. Niestety, ze spełnieniem tego warunku bywa bardzo różnie.

Wróćmy na koniec do naszego szefa i jutrzejszej publicznej prezentacji...

Obserwuję, że jest taka potrzeba, by dobrze się zaprezentować na rozmowie kwalifikacyjnej, by dobrze wypaść na konferencji jako prelegent albo by się nie skompromitować przed zespołem. Czasem ktoś awansuje i wiąże się to z częstszymi wystąpieniami na forum. Bywa, że w ostatniej chwili musimy kogoś zastąpić i pokazać się publicznie. Obserwujemy też jak inni mówią i nie chcemy być gorsi. Każda motywacja do zmiany jest dobra.

W badaniach już dawno udowodniono, że osoba mówiąca płynnie, starannie uznawana jest za lepszego specjalistę w danej dziedzinie. Ja zawsze powtarzam, że zawodowo i prywatnie przydaje się taka umiejętność "ładnego" mówienia, panowania nad oddechem - bo nawet gdy będziemy zdenerwowani, a będziemy wiedzieć co i jak zrobić - świetnie sobie poradzimy.