Jej wynik pokazał, że ruchy miejskie rosną w siłę. "Chcieliśmy wyjść poza oś podziału lewica-prawica"

Jarosław Karpiński
Jeszcze kilka tygodni temu niewiele osób o niej słyszało. W przypadku wyborów na prezydenta Warszawy można więc mówić o małym sukcesie dr Justyny Glusman, kandydatki stowarzyszenia Miasto Jest Nasze i koalicji ruchów miejskich. Otrzymała 2,6 proc. głosów co dało jej czwarty wynik wśród walczących o prezydenturę stolicy. Trzeci wynik, ale tylko nieznacznie wyższy uzyskał Jan Śpiewak.
Justyna Glusman kandydowała na prezydenta Warszawy z poparciem koalicji ruchów miejskich Fot. Jedrzej Nowicki / Agencja Gazeta
Wybory prezydenta Warszawy, w których startowało 14 kandydatów zostały sprowadzone do plebiscytu między Rafałem Trzaskowskim i Patrykiem Jakim. Ale pani udało się uzyskać relatywnie dobry wynik, lepszy od Rozenka, czy Ikonowicza, nieco tylko gorszy od Śpiewaka.




A jak wyglądała wasza kampania?

Prowadziliśmy kampanię bez agresji, nie wchodziliśmy w wojnę partyjną, za to prezentowaliśmy propozycje rozwiązań głównych problemów Warszawy. Krytykowaliśmy oczywiście poczynania i plany kandydatów partyjnych, ale w sposób raczej prześmiewczy, tak jak np. w przypadku wizyty Patryka Jakiego w Sofii. Pokazywaliśmy absurdy w propozycjach kontrkandydatów.

Polacy mają dość wojny polsko-polskiej i nie chcieliśmy się do niej przykładać, popierają nas mieszkańcy o różnych poglądach, którym jednak zależy na uczciwym, transparentnym, efektywnym zarządzaniu miastem. Wydaje mi się także, że moja kandydatura - pomimo tego, że byłam krytykowana za to, że nie jestem znana, jednak przekonała warszawiaków. Przekonała do tego, że można postawić na kompetencje i merytorykę, bo tym się chyba wyróżniałam spośród innych kandydatów.

Co dalej? Zamierza pani jakoś wykorzystać ten mały sukces, zainteresowanie mediów, działać aktywniej?

Nie wiem, czy będą warunki do tego żeby działać w jakiejś innej formule. Czekamy na oficjalne wyniki wyborów. Wiemy o tym, że do rad dzielnic jako ruchy miejskie wprowadziliśmy więcej kandydatów niż mieliśmy do tej pory. To jest nasz sukces. Sukcesem jest także to, że partie polityczne przejęły naszą narrację i tematy, które podejmowaliśmy.

Zobaczymy jednak, czy zechcą je faktycznie wdrażać. Będziemy patrzeć władzy na ręce i aktywnie uczestniczyć w lokalnej polityce. Ja osobiście także nigdzie nie znikam i zamierzam działać w sprawach samorządowych, tak jak do tej pory albo w innej formule, jeśli da szansę na bardziej skuteczne wdrażanie naszego programu.

Sporo mówi się po tych wyborach o porażce szeroko rozumianej lewicy i ruchów progresywnych.



A wyobraża sobie pani jakąś szeroką koalicję środowisk postępowych od SLD przez Razem, Biedronia, Zielonych po ruchy miejskie w wyborach parlamentarnych?

Szeroką koalicję lewicy sobie teoretycznie wyobrażam, natomiast nie bardzo wyobrażam sobie uczestnictwo w niej ruchów miejskich. My zajmujemy się miastami i podejrzewam, że nie będziemy się angażować w politykę krajową. Dla nas upartyjnienie samorządu ma katastrofalne skutki dla miasta, które staje się w tym układzie trofeum, a jednocześnie zakładnikiem interesów partyjnych na poziomie kraju. Szczególnie dotyczy to Warszawy, stolicy kraju, gdzie w grę wchodzi wyższy prestiż i większe pieniądze.

Czyli wasze ambicje sięgały tylko wyborów samorządowych?

Tak. I podejrzewam, że tak zostanie, bo my funkcjonujemy w inny sposób. Chcemy ratować miasta przed partiami politycznymi, trudno to robić razem z partiami politycznymi.