W tym miejscu w Gdańsku kierowcy tracą rozum. Już 139 straciło tu prawo jazdy. "Jak dzikusy"

Adam Nowiński
Niebezpieczne zawracanie, zatrzymywanie się na środku drogi, nieuważne wyprzedzanie – to codzienność na polskich drogach. A co kiedy to wszystko dzieje się w ciasnym, dwupasmowym tunelu...? Ten istny cyrk na kółkach to zmora kierowców jadących Tunelem pod Martwą Wisłą w Gdańsku. Wielu po prostu nie wie, jak się po nim poruszać, a potem są tego tragiczne konsekwencje.
Gdański Tunel pod Martwą Wisłą chociaż funkcjonuje zaledwie dwa lata, to pełno w nim kolizji i niebezpiecznych sytuacji. Zrzut ekranu z Facebook.com / gdanskpl
– Chciałbym coś dobrego powiedzieć o niektórych kierowcach jeżdżących tędy, ale nie mogę, bo to dzikusy, Polacy dzikusy, którzy jak widzą tunel to od razu panikują – mówi Wiesław, 29-letni informatyk z Gdańska. Tunelem pod Martwą Wisłą jeździ codziennie do pracy. Jak przyznaje był już świadkiem wielu niebezpiecznych sytuacji.

– A to ktoś wyprzedzał i bokiem zawadził, a to ktoś nagle się zatrzymał i ludzie za nim ledwo wyhamowali, no cuda, cuda. A wszystko przecież pod czujnym okiem "wielkiego brata" – mówi w rozmowie z naTemat. Mężczyzna nawiązuje oczywiście do kamer miejskiego monitoringu, które codziennie pilnują tego, co dzieje się w tunelu i poza nim.


I to właśnie na podstawie tych nagrań portal miasta Gdańsk opublikował niedawno na swoim Facebooku kompilację niebezpiecznych sytuacji z tego miejsca. Widać na nich jak kierowcy zatrzymują się na środku tunelu, nieuważnie wyprzedzają lub jadą pod prąd.
Tunel skończył dwa lata
Tunel pod Martwą Wisłą, oficjalnie Tunel im. ks. abp. Tadeusza Gocłowskiego, został oddany do użytku w kwietniu 2016 roku. Łączy zachodnią część miasta z Wyspą Portową, gdzie Trasa Słowackiego łączy się z Trasą Sucharskiego. Umiejscowiony jest nieco poniżej ujścia Kanału Kaszubskiego do Martwej Wisły. Szerokość rzeki wynosi w tym miejscu ok. 200 m, a cały tunel ma prawie 1,4 km.
I tyle jeśli chodzi o teorię, bo w praktyce to skomplikowana część infrastruktury drogowej, która generuje kolizje. Wystarczy przejrzeć tylko statystyki policyjne. Tylko od początku tego roku doszło w nim do sześciu kolizji, gdzie cztery z nich dotyczyły nieprawidłowego zmieniania pasa ruchu.

Ale inna statystyka jest gorsza – mandaty za prędkość – tych policja wystawiła tu od otwarcia tunelu aż 139. Każdy z nich kończył się też zatrzymaniem prawa jazdy na trzy miesiące. Do tego dodać należy wykroczenia, które nagrały kamery monitoringu, a policja nie ma ich w swoich statystykach. Są to m.in. jazda pod prąd, zatrzymywanie się i cofanie na środku lub na wyjeździe z tunelu itp.

Jak jeździć i dlaczego to nie działa?
– Najważniejsze, aby jadący w tunelu kierowca pamiętał, że w tunelu nie da się uciec w bok i głównym celem, gdy wjeżdżamy do tunelu, jest znaleźć się na jego drugim końcu – tłumaczy nadkom. Magdalena Ciska z Wydział Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

– W związku z tym nie wolno nam robić niczego, co mogłoby utrudnić sprawny przepływ strugi pojazdów. Zabronione jest więc: zatrzymywanie się, cofanie i zawracanie. Z przepisów porządkowych obowiązujących w tunelach warto pamiętać, że w razie zatrzymania pojazdu z przyczyn związanych z przepisami lub warunkami ruchu drogowego (np. zator drogowy lub wypadek) należy zatrzymać się w odległości nie mniejszej niż 5 m od poprzedzającego nas pojazdu – dodaje rzeczniczka gdańskiej policji.

Skoro przepisy są jasne, to dlaczego tylu kierowców przekracza prędkość lub doprowadza do kolizji? Tak naprawdę nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, bo jest ich tyle, ilu kierowców przejeżdża tędy każdego dnia. Można jednak wyłonić ich pewne typy zachowań i powstających przez to błędów. Pierwszą z nich są ci kierowcy, których tunel jako element infrastruktury, po prostu dekoncentruje.

– To jest bardzo skomplikowane miejsce w gdańskiej infrastrukturze drogowej, ale także rzadko spotykane na Polskich drogach – mówi naTemat Dariusz Liszka, koordynator szkoleń w Akademii Bezpiecznej Jazdy "EnjoyDriving".
Zatrzymywanie się w tunelu jest bardzo niebezpieczne!Zrzut ekranu z Facebook.com / gdanskpl
– Jednych to na pewno rozprasza, bo mają do czynienia z czymś nowym i zamiast skupić się na drodze, to mają zajęte myśli tym, czy wybrali dobry zjazd. A jak zamiast jechać w inną stronę zjeżdżają w dół, do tunelu, zapala im się czerwona lampka i często naturalnym dla nich jest odruch zmniejszenia prędkości lub zahamowania. A to prowadzi oczywiście do niebezpiecznych sytuacji – tłumaczy nasz rozmówca.

– My nie jesteśmy przyzwyczajeni do tuneli. My w ogóle do niczego nie jesteśmy przyzwyczajeni, bo tak naprawdę drogi z prawdziwego zdarzenia, te nowoczesne, buduje się u nas dopiero od kilkunastu lat. Stąd też tyle zdarzeń na autostradach, bo my nie umiemy jeszcze się po nich poruszać, a ta umiejętność wykształca się de facto przez pokolenia – dodaje.

Porównanie z autostradą jest w tym przypadku bardzo trafne, bo zarówno na niej, jak i w tunelu nie da się np. zawrócić. Tunel ma 1,3 km i jeśli pojedziemy źle, musimy już brnąć tą drogą aż do najbliższego punktu, w którym będziemy mogli wykonać ten manewr. Podobnie jak na autostradzie.

Długość tunelu oraz fakt, że jest to po prostu ciasny, zamknięty, klaustrofobiczny fragment infrastruktury, wywołują czasami u kierowców po prostu uczucie strachu. A reakcją na strach jest zwiększenie prędkości jazdy. Stąd pewnie te mandaty za prędkość w Tunelu pod Martwą Wisłą. O takim zachowaniu kierowców mówił nam już wcześniej dziennikarz motoryzacyjny Artur Włodarski.

– Widać to po badaniach przeprowadzonych w "czarnych punktach". Kierowcy przejeżdżający przez nie przyspieszali i to znacznie. Dlaczego? Bo ignorujemy i dystansujemy się od negatywnych wydarzeń.
Motorowerzysta leżał tam 3 minuty...Zrzut ekranu z Facebook.com / gdanskpl
Nie udzielili pomocy
Dowodem na to, że nie znamy przepisów ruchu obowiązujących w tunelu, jest przypadek z początku października tego roku. Jadący tamtędy skuterem mężczyzna wywrócił się i stracił przytomność. Widziało to kilku kierowców, którzy nie zatrzymali się jednak i nie udzielili mu pomocy. Przez trzy minuty do przyjazdu służb nikt się nim nie interesował, chociaż kodeks wyraźnie każe zatrzymać się i udzielić pomocy. Ale niewiedza to niejedyny grzech kierowców.

– Jest też tzw. "jazda przednią szybą", czyli kierowca swoją wyobraźnią ogarnia tylko to, co dzieje się przed nim. "Za mną nie ma nic, a ja jadę do przodu", "samochód kończy się na moich plecach" – tak niektórzy kierowcy postrzegają swój pojazd. To jest oczywiście nieprawidłowe, bo lusterka nie służą tylko do tego, żeby nie walnąć w słup, czy w płot podczas cofania, ale także do tego, żeby regularnie upewniać się, jak wygląda sytuacja na drodze za nami – dodaje Dariusz Liszka.

Przyznaje, że szkoląc kierowców spotyka się przeważnie z podobną gamą nawyków, które tak naprawdę charakteryzować mogą duży odsetek kierowców. Wśród nich jest wspomniana "jazda przednią szybą", ale także lekkomyślność i korzystanie z "rozpraszaczy", czyli telefonów komórkowych lub innego sprzętu elektronicznego.

– Powracając nieco humorystycznie do zachowań kierowców w tunelach. Są też tacy, którzy posiadają ładnie i głośno brzmiące samochody. Dlatego często lubią, zwłaszcza w tunelu, przegonić go trochę i włączyć wysokie obroty, żeby czerpać satysfakcję ze wspaniałego "sportowego" brzmienia wydechu spotęgowanego ścianami echa. To wszystko są ludzkie odruchy, zrozumiałe, ale wszystko trzeba robić z głową, bo takie dźwięki mogą przestraszyć innych, mniej wprawnych i doświadczonych użytkowników ruchu – mówi koordynator.

Jak więc nie jeździć?
Recepty na to jak walczyć z kolizjami i wypadkami w tunelach nie ma, bo ile zdarzeń tyle zachowań i scenariuszy. Można ogólnie wyciągnąć z tego pewną esencję.

– Przede wszystkim powinniśmy zastosować się do ograniczeń prędkości, bo one same w sobie informują nas, że jest to miejsce nietypowe, w którym powinniśmy jeszcze bardziej uważać. Dalej – nawet jeśli pomyliliśmy drogę, nie zmieniać już tej prędkości, nie zmieniać pasa i rzucić okiem na to, co się dzieje z tyłu. Ale przede wszystkim jeździć z głową – to zawsze powtarzamy swoim kursantom – podsumowuje Dariusz Liszka.