Koncert na Wembley w "Bohemian Rhapsody" jest okrojony. Oni odtworzyli cały (!) występ Live Aid
Film "Bohemian Rhapsody" o Queen, a zwłaszcza Freddiem Mercurym, podzielił widzów – jedni zarzucali twórcom przekłamania i sztampę, drudzy po seansie bili brawo z zachwytu. Trzeba jednak przyznać jedno: finałowa scena zapiera dech w piersiach. A i tak pokazano nam jedynie fragment. Okazuje się, że filmowcom udało się odtworzyć cały koncert na Wembley!
Występ Queen był jak zbawienie Cały występ Queen na Wembley (1985 rok) • YouTube
Koncert Live Aid zorganizował Bob Geldof – chciał zebrać środki na osoby dotknięte głodem w Etiopii. Impreza była jednym z największych wydarzeń transmitowanych przez satelity i stacje telewizyjne w historii, gromadząc przed telewizorami 1,5 miliarda widzów w 150 krajach świata. To właśnie występ Queen sprawił, że ludzie masowo zaczęli wpłacać pieniądze.
"Ludzie w Wielkiej Brytanii oglądali, lecz nie dzwonili, żeby przekazać darowiznę, a przecież to był główny cel. Freddie wszedł na scenę i wykonał set, który zespół ćwiczył przez trzy tygodnie, więc było to idealne 20 minut, które wszystkich zjednoczyło. Zrozumieli, jaki jest sens tego wydarzenia" – mówił producent filmu Graham King.
Uznawany za najlepszy występ rockowy w historii koncert został odtworzony na potrzeby "Bohemian Rhapsody". Pomimo tego, że film jest trochę przekłamany – Freddie wcale nie dowiedział się o AIDS przed koncertem – to sam występ jest oddany perfekcyjnie i szczegółowo. Są nawet kubki Pepsi na fortepianie.
W filmie widzimy mniej więcej połowę całego ponad 20-minutowego setu: początek "Bohemian Rhapsody", "Radio Ga Ga", "Hammer to Fall", "We Will Rock You" i "We Are the Champions". W filmie nie było m. in. "Crazy Little Thing Called Love" – co nie znaczy, że aktorzy tego... nie odegrali!
Rami Malek doskonale odwzorował ruchy sceniczne Freddiego Mercury•Fot. Materiały prasowe
Filmowy koncert powstawał przez tydzień na starym pasie startowym w północnym Londynie. Została tam wybudowana cała scena. Na plan zaproszono dwa tysiące statystów, którzy za sprawą sztuczek komputerowych zostali rozmnożeni do liczby 72 tysięcy widzów w filmie – tylu, ilu liczyła wówczas publika na Wembley – informuje USA Today. Entuzjazmu tłumu nie stłumiła nawet zimna i deszczowa aura.
Wcielający się w Mercury'ego Rami Malek razem z resztą filmowego zespołu przygotowywali się do tej sceny 6 tygodni. Ćwiczyli pod okiem choreografa oraz Boba Geldofa, Briana Maya (gitarzysta) i Rogera Taylora (perkusista) i pieczołowicie studiowali nagrania z koncertu... dostępne na YouTube. Każdego dnia pracowali nad jedną piosenką, aby ostatniego zagrać cały ich set trzykrotnie. Malek przyznał, że był "wyczerpany, ale podekscytowany".
– Wykonując ten koncert, czujesz nadzwyczajny przypływ energii – mówił Malek w wywiadzie. – Jesteś tak nabuzowany adrenaliną, że dokładnie wiesz, jak udało im się tego dokonać. Jakość tego występu sprawia, że są momenty, kiedy wydaje ci się, że jesteś nadczłowiekiem – przyznał aktor. Zwłaszcza, że aktorzy nie udawali, ale naprawdę śpiewali – dopiero przy montażu podkładano oryginalne dźwięki.
Koncert, którego fragment widzimy w "Bohemian Rhapsody", został odtworzony w całości. Filmowy Brian May, czyli Gwylim Lee, zdradził to w wywiadzie dla Collider. Nieumieszczone w obrazie fragmenty nie pójdą jednak do kosza. Rami Malek przyznał, że "remake" koncertu prawdopodobnie zostanie dodany jako bonusowy materiał do wydania na DVD i Blu-Rayu.