Tysiące "zestresowanych i przeziębionych" policjantów? "Psia grypa" budzi oskarżenia o "lewe L4"
Policjanci masowo udają się na zwolnienia – 20 proc. z nich przebywa na L4. – Jest to bezsprzecznie reakcja środowiska policyjnego na ignorancję ze strony ministerstwa – słyszę od związkowców. Ci dodają też, że funkcjonariusze są przeziębieni i zestresowani. Ale Mariusz Błaszczak im w to nie wierzy. – W sądzie trzeba byłoby udowodnić każdemu z policjantów, że nadużył świadczeń. Jest to trudno weryfikowalne – stwierdza profesor UJ Krzysztof Baran.
"Psia grypa" roznosi się w błyskawicznym tempie – policjanci z całej Polski masowo biorą zwolnienia chorobowe. W ten sposób protestują m.in. przeciwko niskim płacom, chcą też powrotu do wcześniejszych praw emerytalnych. Niektóre komisariaty świecą pustkami, bo do pracy – poza komendantem – nie przyszedł nikt. Tak jest na przykład w Kostrzyniu nad Odrą.
"Dziennik Zachodni" alarmował, że w WRD KMP w Częstochowie jest tak samo. "Służbę za ruch drogowy pełnią dochodzeniowcy z Wydziału Kryminalnego oraz wykroczeniowcy 'wypożyczeni' z komisariatów" – czytamy na łamach prasy. Na przykład w Łodzi na patrol wysłano kursantów ze szkoły policyjnej. Ci chodzą po mieście z ostrą amunicją.
Jaka jest skala protestu? Komenda Główna Policji wymiguje się od odpowiedzi. Tłumaczono nam, że sytuacja jest "dynamiczna", dlatego nie mają takich danych. W mediach przewijają się różne liczby: RMF FM podało na przykład, że w sumie w Polsce aż 20 proc. policjantów przebywa na L4, tvn24.pl informowało o co najmniej 14 tys. funkcjonariuszy.
– W garnizonie śląskim na godziny poranne na zwolnieniu było 41 proc. stanu osobowego, czyli około 5 200 osób – mówi nam Maciej Dziergas, wiceprzewodniczący ZW NSZZ Policjantów woj. śląskiego.
Szczyt protestu dopiero przed nami – 11 listopada – w dniu obchodów święta niepodległości. Komendy próbują przekonywać policjantów, by tego dnia stawili się w pracy. Wabią ich premiami w wysokości tysiąca złotych. Ale funkcjonariusze nie chcą dać się nabrać i w mediach społecznościowych pytają, co będzie dalej. "Przecież jednorazowa premia nie rozwiąże problemów" – kwitują.Wiem, że sytuacja jest kiepska w województwie lubuskim, warmińsko-mazurskim, łódzkim, kieleckim, świętokrzyskim, pomorskim. Tak naprawdę to nie wiem, gdzie jest dobrze. Przecież nie może dojść do sytuacji, że ktoś z Radomia zadzwoni po pomoc i będzie czekał na radiowóz z Piotrkowa Trybunalskiego.
Błaszczak: "to lewe zwolnienia"
Policjanci powtarzają, że chorują na "psią grypę", tłumaczą, że są przeziębieni i zestresowani. Ale ministrowie nie za bardzo im w to wierzą. Joachim Brudziński załamywał ręce i w Łodzi mówił: – Wierzę, może w sposób naiwny, że nikt po to zwolnienie nie sięgnął w sposób nieodpowiedzialny.
Jego zastępca Jarosław Zieliński też ma wątpliwości: – Nie wiem, dlaczego nagle policjanci tak masowo chorują. Czyżby jesienna pogoda na to wpłynęła? Być może...
Bardziej dosadny był Mariusz Błaszczak. Szef MON skrytykował policjantów, którzy – jego zdaniem – "idą na lewe zwolnienia". "Czy nie ma pan wrażenia, że coś dziwnego dzieje się, kiedy 15 proc. funkcjonariuszy nagle zachorowało, czy może odra opanowała tych funkcjonariuszy?" – zapytał minister obrony narodowej dziennikarza Polsat News.
Co na to związkowcy? – Dla mnie bardzo przykre jest, że minister Błaszczak twierdzi, że policjanci wystawiają "lewe zwolnienia". Oni do tej pory chodzili do pracy przeziębieni, zestresowani, zakatarzeni, bo mieli poczucie odpowiedzialności – odpowiada nam Maciej Dziergas.Żaden człowiek nie może znać rzeczywistych intencji działania drugiego człowieka. Choć jeśli w danym społeczeństwie 15 proc. tej samej grupy zawodowej zgłasza nieobecności w pracy, to jest oczywiste, że to nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek chorobą, chyba że istnieje specjalny wirus, który atakowałby wyłącznie policjantów – tłumaczy nam internista, który prosi o anonimowość.
Ale funkcjonariusze postanowili powiedzieć "dość". A to dlatego, że – ich zdaniem – nie ma konstruktywnego dialogu w sprawie postulatów, które na biurku ministra Joachima Brudzińskiego wylądowały już w marcu.
– A pan Brudziński za pomocą Twittera ponawia propozycje, które my już odrzuciliśmy. Jest to bezsprzecznie reakcja środowiska policyjnego na ignorancję ze strony ministerstwa. Ludzie przeziębieni i zestresowani po prostu udają się do lekarza. A ten przecież nie da zwolnienia zdrowemu człowiekowi – podkreśla Dziergas.
Policjant ma prawo zachorować
– Od kolegi, który pracuje na lotnisku słyszałem, że jeśli pilot wojskowy przychodzi do lekarza i mówi, że nie czuje się najlepiej, to niezależnie od tego, czy ma jakieś objawy chorobowe, ten raczej idzie mu na rękę i pozwala nie uczestniczyć w pracy. A to dlatego, że mógłby spowodować wypadek lotniczy – tłumaczy nam krakowski internista, który prosi o anonimowość.
– Czy tak samo lekarz postąpiłby z policjantem? – pytam.
– Myślę, że praca policjanta jest w pewnym stopniu podobna do pracy pilota. Taki funkcjonariusz dysponuje bronią, różnego rodzaju narzędziami, które służą do wywierania przymusu na innych ludzi – mówi.
Pytam wprost, co zrobiłby gdyby w jego gabinecie zjawił się policjant i poprosił o L4, twierdząc np., że ma obniżony nastrój, a jego kondycja psychiczna nie jest najlepsza. – Myślę, że trzeba byłoby uwzględnić, gdzie taki policjant pracuje, jeśli np. w oddziale antyterrorystycznym, to trzeba byłoby na to spojrzeć poważnie – wyjaśnia lekarz.
– A jeśli w drogówce? – dopytuję.
– To przecież też może ścigać jakiegoś przestępce, prawda? Przecież mając takie problemy może niechcący spowodować jakiś wypadek albo kogoś innego poszkodować. A to dlatego, że jest zmęczony, niewyspany i ma opóźnione reakcje.
"Hańbią mundur"
O "lewych zwolnieniach" policjantów mówią nie tylko ministrowie, którzy wątpią w ich chorobę, ale i rozpisują się internauci. "Hańbią mundur polskiego policjanta. Nie ma zgody na pracę w policji oszustów. Ja bym się z takimi nie patyczkował. Za lewe zwolnienie natychmiastowa dyscyplinarka i złożenie zawiadomienia do prokuratury" (pisownia oryginalna)" – to jeden z wpisów.
"Sytuację, w której część grupy zawodowej właściwie otwarcie oznajmia, że idzie na fikcyjne zwolnienia, uważam za demoralizującą" – uznał na Twitterze dziennikarz Łukasz Warzecha.
Ktoś w komentarzu pod jego postem zauważył: "W takim razie prawo powinno tak samo pozwolić strajkować policjantom jak innym grupom zawodowym. Jako że nie mogą, niestety to jedyna forma nacisku na rząd by zrealizował swoje postulaty".
Policjant nie może strajkować
Profesor UJ Krzysztof Baran z Kancelarii Baran-Książek-Bigaj tłumaczy nam, że policjanci z mocy ustawy nie mogą strajkować. – To, co robią funkcjonariusze, to jest tzw. inna akcja protestacyjna. Z punktu widzenia prawa, policjanci nie są zatrudnieni w ramach stosunku pracy, dlatego mówimy o prawie zatrudnienia – mówi.
Tzw. "inna akcja protestacyjna" może przebiegać w dwóch wymiarach. – Może być legalna, czyli kiedy np. policjanci na samochodach wywieszają sobie chorągiewki. Natomiast jeśli branie zwolnień lekarskich ma przymiot masowy, a te są nieuzasadnione, to wtedy należałoby to traktować jako akcję nielegalną – wyjaśnia profesor.
Dodaje, że wzięcie zwolnienia lekarskiego, które jest nieuzasadnione stanem zdrowia, jest po prostu nadużyciem świadczeń z ubezpieczenia społecznego. Ale sęk w tym, że ani minister Brudziński, ani minister Błaszczak, nie wiedzą, czy konkretny policjant, który udał się na L4, naprawdę nie jest chory. Może to zweryfikować organ ubezpieczeniowy – w przypadku policjantów Zakład Emerytalno Rentowy MSWiA.
A co w sytuacji, gdy policjant poszedł na zwolnienie z powodu obniżonego samopoczucia, a lekarz skorelował te objawy z jakąś konkretną chorobę ? – dopytuję.
– Wówczas jest to niewątpliwie uzasadnione zwolnienie. Choć oczywiste jest mało prawdopodobne, by w tym samym czasie zachorowało 20 proc. garnizonu, gdzie są ludzie w wieku od 20 do 40 lat. Ale w sądzie trzeba byłoby udowodnić każdemu z nich, że nadużył świadczeń z ubezpieczenia zdrowotnego. W praktyce jest to trudno weryfikowalne – stwierdza prof. Baran.
Maciej Dziergas, wiceprzewodniczący NSZZ Policjantów, wie, że nie trzeba tego weryfikować, bo zarzuty o "lewych zwolnieniach" są absurdalne. – Tu nie mowy o żadnych lewych zwolnieniach. Dlatego boli mnie to, co mówi minister Błaszczak. Cieszę się, że rząd podnosi uposażenie żołnierzom, tylko szkoda, że zapomina o stutysięcznej armii policjantów, którzy tak naprawdę codziennie są na wojnie – stwierdza Dziergas.