Ten przekręt zasługuje na film! Muzyk z USA kupił lajki i udawał gwiazdę, w Europie grał do pustych sal

Bartosz Godziński
Threatin to pochodzący z Los Angeles, do tej pory nieznany zespół hard rockowy. Jego lider i jedyny członek oszukał mnóstwo osób. Jered Threatin wykreował siebie na idola podpierając się fikcyjnymi stronami i bazą nieistniejących fanów. Znane kluby w Wielkiej Brytanii pozwoliły mu zorganizować u siebie koncerty, na które nikt nie przyszedł. Teraz mówią o nim wszyscy.
Na koncerty Threatin nie przyszli fani, ale zwykle znajomi supportujących kapel lub pracownicy klubów Fot. Twitter.com/RebellionMCR
Zwykle, to organizatorzy imprezy coś naściemniają, by ludzie kupowali bilety. Tak było ostatnio z niedoszłym przylotem Arnolda Schwarzeneggera do Polski czy festiwalem Tropical Vibe, który został odwołany dwa tygodnie przed terminem. Teraz to artysta przechytrzył organizatorów i kluby. Tak spektakularnego przekrętu nie było od czasów Milli Vannili.
Zapowiedź europejskiej trasy. Ujęcia z rzekomych koncertów nie pokazują kto tak naprawdę gra, a muzyka pochodzi z nagrania studyjnego YouTube / Threatin
Iluzja na wykupionych lajkach
Historia Threatin jest równie fascynująca, co przykra. Zespoły pracują latami na swój status, a i tak prawdziwej sławy doświadczają nieliczni. Amerykański muzyk poszedł na skróty i stworzył iluzję "fejmu". Przygotował promocyjne klipy, wytwórnię i agencję, wykupił dużo lajków w mediach społecznościowych, stworzył stronę fanclubu i koszulki. Wszystko to pic na wodę i fotomontaż (dosłownie!).
Screen ze strony www.threatclub.com
Dotychczasowa działalność Threatin, którą znajdziemy w sieci, to bzdura, która miała przekonać właścicieli prestiżowych klubów w Europie, do podjęcia zespołu na swoich scenach. Threatin swoją "epicką" trasę zaplanował na początek listopada występował głównie w Wielkiej Brytanii - m.in. w Londynie i w Manchesterze. Sale świeciły pustkami.
Threatin - nagranie z koncertu w Manchesterze YouTube / MetalSucks
Właściciele klubów nabrali się nie tylko na fałszywe strony, ale zaliczki. Londyńskiemu klubowi Underworld z góry wpłacono 780 funtów - pokryło to wynagrodzenie pracowników lokalu. Agent Threatin zapewniał też, że w przedsprzedaży wykupiono już niemal 300 biletów, tymczasem na koncercie nie pojawił się nikt. No prawie nikt.






Fikcja bliska rzeczywistości


Są tam wywiady skopiowane z innych stron (jak np. rozmowa z basistą Megadeth wzięty z Alternative Nation - nie zmieniono nawet autora!), linki do zewnętrznych recenzji, a towarzystwo znamienitych muzyków i kapel, ma tylko gruntować pozycję Threatin na scenie rockowej.
Screen z toprockpress.com
Tak powstają legendy
Samozwańczy idol Jered Threatin już powoli obrasta kultem. Zwłaszcza, że praktycznie wszystko z nim związane znajdziemy w internecie. Możemy posłuchać jego muzyki na Spotify, w tym debiutanckiego albumu "Breaking the World". Początkowo miał dosłownie kilkanaście odtworzeń, a w chwili obecnej liczba słuchaczy przekroczyła trzy i pół tysiąca.

Jego teledysk do piosenki "Living is Dying" ma już milion wyświetleń (teraz trudno ocenić ile zostało kupionych) i trąci myszką. Jered gra w nim sam na wszystkich instrumentach, co już wygląda podejrzanie jak na rzekomy zespół. Efekty wizualne przywodzą na myśl dokonania komputerów z końcówki XX wieku. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to hołd dla starych metalowych klipów. Wystarczy jednak tego posłuchać, by czar prysł.
Threatin - "Living is Dying" YouTube / Threatin
Historia wokół Threatin to pieczołowicie przygotowywana bajka z niezaplanowanym morałem. Muzyk tworzył ją latami i nie ukrywajmy - plan się połowicznie powiódł. Co prawda na jego koncerty prawie nikt nie przyszedł, ale teraz piszą o nim nie tylko branżowe, ale i mainstreamowe media na całym świecie. Może się też poszczycić trasą po Europie.

Jered Threatin to mitoman, który ma szansę stać się dla muzyki tym, kim Tommy Wiseau i jego "The Room" są dla przemysłu filmowego. Legendą, która oparła się nie na wątpliwej jakości twórczości, ale przede wszystkim na nieprawdopodobnej otoczce.
Jered Threatin we własnej osobieFot. Facebook.com/threatin/
Jeśli kiedyś powstanie o nim dokument, jego fabuła będzie doskonałym przeciwieństwem oscarowego "Sugar Mana": od zmyślonego bohatera, do zera... osób na koncertach.