"Podchodzą i pytają, czy to ja zostałam zgwałcona. Wytykają mnie palcami". 18-latka szczerze o tym, co ją spotkało
– Rówieśnicy wytykali mnie palcami, obgadywali, śmiali się. Dużo plotek na mój temat powstało. Nie chcieli w ogóle do mnie podchodzić, jakbym czymś zarażała. Nauczanie domowe dostałam dopiero po tym, jak próbowałam się zabić. Przestałam ufać ludziom – przyznaje w rozmowie z naTemat nastolatka, którą brutalnie zgwałcono.
– Sześć godzin trwał dramat córki. Wszystką ją boli. Przyrodzenie, odbyt, gardło. Wszystkie fantazje, jakich się naoglądali na filmach erotycznych, spełnili na niej. Nie życzę żadnej kobiecie, żeby doświadczyła czegoś takiego – mówiła matka zgwałconej dziewczyny w materiale "Uwagi!" TVN, której dziennikarze nagłośnili sprawę.
– Przeciwko Grzegorzowi G. i Maksymilianowi M., których prokuratura oskarżyła, w tej chwili toczy się proces przed Sądem Okręgowym w Legnicy. Ale ze względu na to, że jest wyłączona jawność całości rozprawy, to nie mogę udzielać żadnych informacji – podkreśla Lidia Tkaczyszyn, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Ale mieszkańcy małej wsi na Dolnym Śląsku bronią Grzegorza G. – On był ministrantem, dlatego wszyscy uważają, że on jest niewinny. Tym bardziej, że kiedy on skończył 18 lat, już przebywał w areszcie, to ksiądz w kościele wyprawił mu mszę – mówi nam matka zgwałconej nastolatki.
– Moja córka jest w strasznym stanie, nie chce wychodzić z domu. Nikt jej tu nie traktuje jak ofiary – dodaje kobieta. W rozmowie z naTemat potwierdza to sama ofiara: – Przez cały czas patrzą na mnie z pogardą i nienawiścią, jakbym nie wiadomo co im zrobiła. Niektórzy mieli nawet taki tupet, że przychodzili i pytali, co się stało i czy to ja zostałam zgwałcona. • YouTube / "Uwaga!" TVN
Mieszkańcy wsi bronią Grzegorza G., który był jednym z pani oprawców.
Wiem o tym i spodziewałam się, że tak będzie. On był ministrantem, ludzie go lubili. Żyjemy w takiej, a nie innej Polsce.
Ludzie powtarzają: "to taki dobry chłopak był", "dobrze się uczył".
Dobrym chłopakiem był na pokaz.
Znaliście się od dawna. Ufała mu pani?
Tak. Jak przychodziłam do Grześka, to siedzieliśmy i słuchaliśmy muzyki. Pomagał mi w lekcjach, oglądaliśmy filmy. Był moim kolegą, ufałam mu i traktowałam go jak brata.
Widziała go pani od czasu tamtego zajścia?
Nie.
Jak się pani teraz żyje w tak małej społeczności? Słyszałam, że nie czuje się pani najlepiej w tej miejscowości, że ktoś nieznajomy podjeżdża pod pani dom.
To jest prawda. Z ciekawości każdy gada o tym, co się stało. Na początku Ukraińcy i rodzice Grześka bardzo wolno przejeżdżali obok mojego domu. Przez cały czas patrzą na mnie z pogardą i nienawiścią, jakbym nie wiadomo co im zrobiła. Niektórzy mieli nawet taki tupet, że przychodzili i pytali, co się stało i czy to ja zostałam zgwałcona.
Nie myślała pani o tym, by wyjechać z tej miejscowości?
Chciałam, ale niestety nie mogę.
Otrzymała pani pomoc psychologa?
Jestem pod opieką psychologa, psychiatry i bardzo dobrego lekarza rodzinnego. Mam też wsparcie rodziny.
Przyjaciół i rówieśników także?
Nie mam. Oni wytykali mnie palcami, obgadywali, śmiali się. Dużo plotek na mój temat powstało. Nie chcieli w ogóle do mnie podchodzić, jakbym czymś zarażała.
Dlatego przestała pani chodzić do szkoły?
Nauczanie domowe dostałam dopiero po tym, jak próbowałam się zabić. Przestałam ufać ludziom. Nie chciałam wychodzić, rozmawiać.
Czy teraz coś się zmieniło?
Nadal nie chcę wychodzić do ludzi, nadal nie chcę z nimi rozmawiać. W domu czuję się bezpiecznie.
W poprzedniej szkole pani pedagog twierdziła, że to ja powinnam wyjść do uczniów i im wytłumaczyć, co się stało. Miałam ich w ten sposób do siebie przekonać. A ich interesowała tylko sensacja.
W ogóle nie wychodzi pani z domu?
Rzadko. Była raz taka sytuacja, że zostałam zaproszona na grilla. Siostra poprosiła, bym wyszła i później mama Grześka powiedziała o tym prokuratorowi. I zaczęły się pytania: z kim byłam, co robiłam.
Pani dobrze znała rodzinę Grzegorza, prawda?
Tak, codziennie ich widywałam, rozmawialiśmy. Na urodziny jego mama przyniosła mi Piccolo i złożyła życzenia.
Teraz zupełnie się do pani odwrócilI?
Tak, zachowują się jakby mnie nie znali. Patrzą na mnie w taki sposób, jakby chcieli zabić mnie wzrokiem. Raz jechałam z siostrą rowerem i jego ojciec zaczął się do mnie wydzierać, że "sama mi nie dałaś". Mam na to świadków.
Rodzice Grzegorza G. powtarzają, że "żadnego gwałtu nie było", że to były tylko zdjęcia.
Pamietam niektóre rzeczy z tego, co się działo tamtej nocy. Dowodem są zdjęcia i nagrania, które pokazują co ze mną robili. Ufałam Grześkowi i nie wierzyłam, że mógłby coś takiego zrobić. On zawsze obiecywał mojej mamie, że wrócę do domu "cała i zdrowa".
Później okazało się, że sąsiedzi widzieli, jak mnie podglądał. Dużo osób mówiło mi, że plotki na mój temat roznosił. Nie wiem, dlaczego Grzesiek to zrobił. Coś mu odbiło.
Często wracają przykre wspomnienia o tamtej nocy?
Tak, praktycznie przez cały czas. Zdarzają się momenty, że Grzesiek mi się śni.
Na początku nie mogłam uwierzyć, jak on mógł to zrobić. Kolejnego dnia po tym wszystkim chciałam iść do niego i oddać mu skarpetki, zapytać, co się stało. Nawet do niego pisałam. Zapomniałam, że siedzi w areszcie, chciałam z nim porozmawiać. A później do mnie docierało, co się stało.
Kiedy uznała pani, że trzeba iść na policję i zgłosić to co się stało?
Na drugi dzień. Mama wraz z siostrą powiedziały, żebym pojechała na policję. Byłam jeszcze otumaniona po tej tabletce.
Jak wyglądało składanie zeznań?
Pytali, co się stało. Szybko się tym zajęli. Byli dla mnie mili. Później wszystko się dłużyło, byłam bardzo zmęczona. Nie wiedziałam nawet, jak długo to wszystko trwało.
Z tamtej nocy pamiętam tylko takie migawki, przebłyski. Pamiętam początek i już ja się obudziłam. Pamietam też, jak wypiłam fioletowy napój, w którym - jak się później okazało - była tabletka gwałtu.
Znała pani Maksymiliana M., drugiego z aresztowanych?
Dwa razy widziałam go u Grześka. Wydawał się normalny, był miły. Tamtego dnia siedzieliśmy u Grześka i rozmawialiśmy, to nie było przyjęcie. Nawet muzyka nie grała. Mama Grześka przez chwilę z nami porozmawiała, a później przestała przychodzić.
Już po wszystkim myślałam sobie o tym, że trochę dziwne było, że przez tak długi czas mama Grześka nie przyszła do pokoju. Ona miała taką naturę, że często zaglądała.
Tamtej nocy sama wróciła pani wróciła do domu?
Tak, o ile pamiętam, to widziałam swoje nogi. Ciągle jeszcze to widzę. Nie doszłam do siebie i wątpię, że kiedyś będzie dobrze. Chciałabym wrócić do normalności, móc normalnie wychodzić z domu i niczego się nie bać.