Został usunięty z ministrantów, bo był zbyt tolerancyjny. Dziś reprezentuje tylko barwy KO i mówi o relacji z Kościołem

Kamil Rakosza
Są takie miejsca w Polsce, gdzie Kościół nadal ma bardzo duże problemy z byciem tolerancyjnym nawet wobec "swoich". Przekonał się o tym Mikołaj Marcinkowski, który został usunięty z grona ministrantów za organizację Marszu Tolerancji. Bo w końcu kto by się tam przejmował, że papież mówi o miłości do wszystkich.
Mikołaj Marcinkowski został usunięty z grona ministrantów po organizacji Marszu Tolerancji. Fot. Facebook / Mikołaj Marcinkowski
Mikołaj ma 20 lat, gdyby udało mu się zdobyć 25 głosów więcej, zasiadłby w nowej radzie miasta Konina. Jest oddanym działaczem Nowoczesnej, a jego aktywność w partii zaczęła się jeszcze w młodzieżówce, do której wstąpił pół roku przed tym, jak skończył 18 rok życia.

O młodym aktywiście partii Katarzyny Lubnauer zrobiło się głośno przy okazji współorganizowanego przez niego Marszu Tolerancji w drugiej połowie maja 2018 roku. Proboszcz parafii św. Wojciecha w Koninie, w której Mikołaj od 12 lat służył do mszy, usunął chłopaka z grona ministrantów.

Porozmawialiśmy z Mikołajem, by dowiedzieć się, jak wpłynęła na niego decyzja lokalnego hierarchy i w jaki sposób przez lata łączył funkcję ministranta z aktywistą partii, której z Kościołem nie do końca po drodze.
Dalej chodzisz do kościoła?


Tak, tylko nie do tego. Nadal chodzę na msze, wybieram jednak inne parafie.

Służysz tam do mszy?

Nie, jakoś nie wyrywam się już do służenia. W swojej parafii byłem ministrantem przez 12 lat, mimo usunięcia mnie z grona osób służących do mszy, nadal czuję się z nią związany. Wiadomo, boli mnie to, że nie mogę stanąć przy ołtarzu w dobrze znanym mi kościele. Tak samo dotknęły mnie różne oszczerstwa na mój temat, które krążyły wśród ministrantów, i nie tylko, po akcji będącej pokłosiem Marszu Tolerancji.

Do parafii św. Wojciecha nie chodzę nawet na msze, byłem tam jedynie z okazji Wszystkich Świętych. Spotkałem się księży, którzy służyli tam od dłuższego czasu, uścisnęliśmy sobie dłonie, było normalnie. Z proboszczem jednak nie rozmawiałem od czasu tamtej afery, lecz mimo całego zajścia nadal mam szacunek do tego człowieka. Nawet jeśli się tam więcej nie pokazuję.

Moment, w którym proboszcz "podziękował" Ci za posługę, to było wasze pierwsze spięcie?

Nie, nie. Wcześniej demonstrowałem pod sądami i właśnie wtedy proboszcz uczepił się mojej "innej opcji politycznej". Ktoś wtedy zaczepił mnie i powiedział coś w stylu: "partia nie jest wieczna, Bóg jest wieczny".

Po samym Marszu Tolerancji na Facebooku opublikowałem ten swój wywód, o którym zrobiło się głośno. Sam proboszcz już wcześniej wiedział o mojej działalności w Nowoczesnej, miał świadomość tego, że prężnie działam w partii. Po Marszu uznał, że nie chce już dalej ze mną współpracować, o czym zresztą napisałem.
Rozumiem.

Nie chcę, żeby ludzie myśleli, że po tym, jak mnie potraktowano, jestem antykościelny czy wprost porzuciłem wiarę. Nie jestem taki, nadal wierzę w Boga. Siadam po prostu gdzieś na uboczu, nie wychylam się. I tak spotkało mnie już sporo nieprzyjemności, z powodu konfliktu z proboszczem ludzie wytykali mnie palcami. Krążyły plotki, że w ciągu trzech ostatnich lat w kościele pojawiłem się góra dwa razy.

Kto rzucał oszczerstwa pod Twoim adresem?

Ciężko powiedzieć od kogo się to zaczęło, a kto jedynie powielał plotki. Fama przeszła przez całą społeczność parafialną, równolegle pojawiły się głosy, w których próbowano mnie bronić. Stali parafianie mówili, że "jak to? przecież dopiero widziałem, jak służył do mszy".

Wiadomo, że nie zawsze mogłem stanąć przy ołtarzu, zwłaszcza że wtedy studiowałem w Poznaniu, do którego często zjeżdżałem w niedzielę.

Wierzysz w "szatana wchodzącego pod sutannę", o którym mówił proboszcz w czasie Waszego spięcia?

Nie, nie wierzę.

Po tym wszystkim Kościół w Polsce nie wydaje Ci się godną pożałowania, mocno nietolerancyjną instytucją?

To wszystko zależy od tego na jakiego księdza się trafi. Kiedy wybuchła ta cała afera, docierały do mnie wiadomości od innych przedstawicieli kleru, którzy nie zgadzali się z moim proboszczem. Ci starsi księża wyznają jednak inny światopogląd niż młode osoby w Kościele.

Tak samo Papież Franciszek – jego ideologia jest otwarta, Ojciec Święty jest tolerancyjny wobec każdego człowieka.
W tegorocznych wyborach samorządowych startowałeś z listy Nowoczesnej na radnego Konina. Jak poszło?

Niestety nie udało mi się wejść do rady miasta, ale przyznam, że niewiele mi zabrakło. Wchodziły dwie osoby, ja uzyskałem piąty wynik. Może nie brzmi to okazale, ale między trzecim miejscem a moim wynikiem było jedynie 25 głosów różnicy. Jedynka na liście Koalicji Obywatelskiej – Piotr Korytkowski został prezydentem Konina i w ten sposób koleżanka z trzecim wynikiem znalazła się w radzie miasta.

Udzielam się aktywnie w mieście, pracowałem przy drugiej turze, w środę byłem na zaprzysiężeniu prezydenta… Staram się jak najwięcej brać udział w życiu Konina.

Wynik wyborów dodatkowo cię zmotywował

Tak, choć od zawsze się udzielałem. Nie mam zamiaru spocząć na tym, co zrobiłem dotychczas. Nadal będę aktywnie działał, mamy nawet w planach jedną imprezę sportową, której organizacją chcę się zająć. Na razie to jednak nic pewnego, dlatego wolę nie wchodzić w szczegóły.

Zawsze wydawało mi się, że dla licealisty czy młodego studenta polityka jest równie ciekawa, co oglądanie powtórek "Klanu" z babcią.

(śmiech) No nie, ja akurat od zawsze interesowałem się polityką. Motywuje mnie chęć zmiany Polski na lepszą. Wiele mówi się o tym, że młodzi ludzie nie interesują się polityką. A przecież w końcu to na nasze barki spadnie odpowiedzialność za losy kraju. Nas będzie się rozliczać za to, jak gościnnym i przyjaznym do mieszkania krajem jest Polska. Za to, w którym kierunku pójdzie jej rozwój. To mnie motywuje.
Nowoczesna raczej nie jest partią, która poszłaby pod rękę z Kościołem. Tobie jednak przez całkiem długi czas udało się łączyć funkcję działacza i ministranta. Te dwie rzeczy nie gryzły się ze sobą?

Uważam, że trzeba odróżnić działanie partii i swoje przekonania od wiary w Boga, trzeba dawać ludziom wybór. Jako liberał, chcę dawać ludziom wybór, tak by sami mogli decydować o swoich potrzebach i błędach. W końcu sam Pan Bóg też dał nam wolną rękę.

Wczoraj Konin odwiedził Władysław Frasyniuk, mówił o tym, że "to nie partie polityczne zmieniają rzeczywistość". Wydaje mi się, że twoja narracja wpisuje się w te słowa.

Na tym spotkaniu była mowa o tym, że w Polsce wygrała PO. Wtedy zabrałem głos i powiedziałem, że było to zwycięstwo całej Koalicji Obywatelskiej. To dzięki dogadaniu się środowisk udało się wygrać te wybory. Zjednoczenie dało efekt, dzięki któremu udało nam się zwyciężyć.

Wiele dało również wyjście na ulice – do ludzi. Rozmowy z nimi, poznawanie ich problemów. Wybory samorządowe pokazały, że działając wspólnie możemy pokonać PiS.